Od zawsze. Od zawsze mieszkała właśnie tutaj.
W miejscu, które nazywała swoim azylem. Z dala od zgiełku wielkiego miasta,
śpieszących się gdzieś ludzi. I było jej z tym dobrze. Było jej z tym dobrze, że
miała swój własny świat. Jednak nadszedł czas zmiany otoczenia i opuszczenia
rodzinnych czterech kątów. Czas zmierzyć się z rzeczywistością, z dorosłym
nieraz i brutalnym światem.
-O czym myślisz? – usłyszała nagle głos przyjaciółki. Ocknęła się i spojrzawszy
na nią, westchnęła. Tamta uśmiechnęła się nikle. Nie musiała nic mówić, oby
dwie wiedziały, co dzieje się w głowie tej drugiej.
-Nie wyobrażam sobie tego, że za kilka godzin już mnie tu nie będzie – odezwał
się, kiedy razem w trójkę leżeli na trawie dobrze znanego im pola, zaraz pod
ich skałą, która służyła im na wieczorną miejscówkę.
-I kolejna osoba stąd odchodzi –
mruknęła Olga, a pozostała dwójka tylko westchnęła.
-Hej, nie mów tak – zaprzeczył chłopak –
Dobrze wiesz, że Rafał tego nie chciał.
-Wiem, ale pieniądze były ważniejsze niż
życie.
-Przestań! – warknęła ostro dziewczyna
po drugiej stronie chłopaka – Jak możesz tak w ogóle mówić?!
-Inga, a co nie jest tak? Powiedz, nie? –
nastała cisza, a w tle tylko było słychać konika polnego – No, dlaczego teraz
nikt nic nie mówi? Bo mam rację, mam cholerną rację! – krzyknęła, podnosząc się
z ziemi i stając przed nimi – Prawda?
-Nie masz. To był tylko i wyłącznie
wypadek. On nie chciał Cię zostawić. – westchnął znów chłopak – Poza tym robił
to dla Ciebie i doskonale o tym wiesz.
-Tymon, nie obwiniaj mnie za to.
-Nie obwiniam. Stwierdzam fakty. Chciał
lepszego bytu, zresztą każdy stąd chce. Z tego powodu ja też wyjeżdżam, macie
tego świadomość? – dziewczyny mruknęły tylko w odpowiedzi – No właśnie.
Zresztą… Wy też stąd wyjedziecie, zobaczycie. Przypomnicie sobie kiedyś moje
słowa. Wtedy nie będzie sentymentów, tylko chęć osiągnięcia czegoś. Tak jak
chciał Rafał, tak jak chcę ja. A potem przyjdzie czas i na was.
-Miał rację. Miał cholerną rację. To i tak
było nieuniknione. Doskonale wiedziałyśmy to od samego początku, tylko nie
dopuszczałyśmy do siebie myśli, że i my możemy się stąd wynieść.
-Dokładnie – przytaknęła szatynka – Ale, jak on
to powiedział? „Wtedy nie będzie sentymentów, tylko chęć osiągnięcia czegoś”? –
teraz to ruda, pokiwała głową – No to taki czas nadszedł. - zamilkła na chwilę,
po czym wstała i wyciągnęła rękę w stronę dziewczyny – Zbieramy się? Czas
przeżyć ostatnią noc tutaj.
-Tak, tak – uśmiechnęła się nikle, wstała
ociągając się. – Olga, przyjdziemy tu z samego rana? – zapytała dziewczyny, a
tamta tylko westchnęła. – Proszę.
-Dobrze, przyjdziemy. Chodź już.
I ruszyły przed siebie odwrócone plecami do
zachodzącego słońca. Oby dwie, w tym samym momencie odwróciły się jeszcze by
promienie mogły ostatni raz zagrać na ich twarzach. Ostatni raz tutaj. Ostatni
raz w domu.
Już dawno było po 23. A ona dalej nie
potrafiła zasnąć mimo, że jej piekące oczy same łzawiły co było spowodowane
nieziemskim zmęczeniem. Ale tylko, gdy je zamykała widziała Tymoteusza. Tymona,
który również przeżywał ich rozstanie. Tymka, którego jutro już tu nie będzie.
Nie wiele myśląc, wyciągnęła telefon
spod swojej poduszki i szybko wystukała na wysuniętej wcześniej klawiaturze:
„Śpisz? Bo ja nie mogę zasnąć.” Nie musiała długo czekać, a po otrzymanym
raporcie dostała i wiadomość: „No ja właśnie też nie mogę spać. Rodzice też
dopiero zasnęli. Nie wiem… Może wpadniesz?” Uśmiechnęła się do ekranu telefonu,
znów stukając w jego klawiaturę: „A nikogo nie obudzę?” „Nie” – padła krótka
odpowiedź.
Wstała z łóżka, wcześniej oświetlając pokój małą lampką nocną i szybko ubrała
jakieś pierwsze lepsze jeansy oraz bluzę. Zabrała telefon i zgasiła lampkę,
cicho udając się do przedpokoju gdzie ubrała baleriny, zabierając klucze z
wieszaka przy drzwiach i wyszła z domu. Zamknęła go i przystanęła w miejscu.
Było cicho. Było idealnie. Taką porę najbardziej lubiła. Noc…
-Fajnie że jesteś. Wchodź – powitał ją
po raz kolejny parę chwil później, tym razem szeptem i bardziej uchylił drzwi
wejściowe. Szybko weszła do środka, by nie dopuścić by przyjaciel się
rozchorował, stojąc w samych bokserkach i jakiejś koszulce. Zostawiła baleriny
w przedpokoju i boso przeszła do jego królestwa, lekko oświetlonego. –
Domyśliłem się, że będziesz chciała – ręką wskazał na ich ulubioną herbatę z
prądem. Uśmiechnęła się, wzięła kubek w dłonie i usiadła na jego łóżku.
Przysiadł obok.
-Wiesz, że musisz wstać o piątej? –
pokiwał głową, a tamta wpatrzyła się w jego bagaże stojące przy drzwiach –
Zostało sześć godzin…
I nastała cisza. Tamten wziął pilot ze
swojej nocnej szafki i włączył wieżę, która stała na półce nad komputerem. Z
głośników popłynęła powolna melodia i pierwsze słowa, ale refrenu: „Zatrzymaj
mnie, nie daj mi odejść…”.
-Ale spasowało, co? – teraz to ona
pokiwała głową, odwracając głowę w stronę ściany, gdzie zawieszone były ich
zdjęcia w małych ramkach. – Tylko znów mi się nie rozklejaj.
Stawiając herbatę przy łóżku, odwróciła się w jego stronę i po prostu wcisnęła
mu się pod ramię, przytulając mocno.
-Będzie mi Cię cholernie brakować,
Tymek.
-Ale zawsze jestem tu, Maleństwo –
wyszeptał i położył jej dłoń na lewej piersi. – A poza tym, zostało nam jeszcze
trochę czasu. – I powoli pociągnął ją do pozycji leżącej. Zarzuciła jedną nogę
na jego uda, a on przyciągnął ją tak, że wąchała jego szyję. I leżeli tak, w
całkowitej ciszy.
-Spałaś ty w ogóle? – usłyszała zatroskany
głos przyjaciółki, kiedy przysiadła się obok niej kilka godzin później w tym
samym miejscu, co zwykle.
-No właśnie nie umiałam. Siedzę tu już chyba
od 3. A ty jak?
-Ja nie miałam z tym problemów. Co innego
rodzice. Chodzili całą noc po mieszkaniu. Chyba boją się o swoją córeczkę.
-No chyba – roześmiała się Inga – Moi już to
przechodzili, przy starszej siostrze, więc miałam spokój.
-Myślisz, że będzie dobrze? – wyszeptała
szatynka, a ruda tylko otoczyła ją ramieniem – Tam, w Rzeszowie?
-Będzie, na pewno będzie. Na ten rok, to chyba
lekka przesada z atrakcjami, co? – zapytała i obie zaniosły się niepohamowanym
śmiechem. Nie ważne było to, że normalni ludzie jeszcze spali, bo do pracy na 8
czy i później było jeszcze sporo czasu. – Chodź, czas obudzić naszych i w
drogę. Ku lepszemu życiu?
-Ku lepszemu życiu – powtórzyła tamta i
biegiem przemierzyły drogę do swoich rodzinnych domów.
-Macie wszystko? Na pewno?- raz po raz
słyszały kolejne pytania, kiedy szykowały się do wyjazdu.
-Ludzie, my tylko jedziemy do większego miasta,
a nie na koniec świata – roześmiały się obie, ale widząc miny rodziców
przytuliły się do nich. – Tak, mamy na pewno. A nawet jeśli, to chyba możemy tu
wpaść, co?
-Koniecznie! – oby dwie rodziny chórkiem
odpowiedziały.
-To co? Zbieramy się? – zapytał ich kierowca
Maciek, a dziewczyny tylko pokiwały głowami i jeszcze raz pożegnały się ze
swoimi bliskimi.
-Trzymajcie się! – zalamentowały matki, a
tamte tylko machały kierując się w stronę samochodu, do którego zaraz wsiadły.
– Zadzwońcie, jak dojedziecie!
Przyjaciółki tylko wymieniły się spojrzeniami
i dalej machały na pożegnanie kiwając głowami na każde słowo, które usłyszały.
-No to w drogę, rzeszowianki – roześmiał się
Maciej, a one tylko szturchnęły go w ramię, udając, że są wściekłe na jego
słowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz