27.07.2012

Rozdział ósmy.

Nawet nie wiadomo kiedy a już nastał listopad. Czas leciał jak oszalały, na dając ani chwili wytchnienia. Od poprzedniego incydentu, a mianowicie złego samopoczucia taty, nie pojawiała się w domu, bo studia i praca nieźle dawały jej w kość. Zwłaszcza, że siatkarze od połowy października wyjeżdżali na mecze Pucharu CEV, a ona w tym czasie nadrabiała naukę, śledząc w telewizji ich poczynania.
Ale teraz nie musiała tego robić, a nawet gdyby musiała – nie chciała. Teraz całkowicie zajmowała się rodziną, u której siedziała od 31października, kiedy to rzeszowscy siatkarze pokonani zostali przez akademików z Częstochowy. Zaraz po meczu, prosząc o wolne na kilka dni, zebrała przyszykowane przez siebie rzeczy ze swojego gabinetu i udała się do samochodu gdzie czekała na nią Olga z Maćkiem.
-No i do kiedy jesteś? – zagaił tata, kiedy siedziała i wcinała rodzinną kolację.
-Do trzeciego, bo czwartego o 19 gramy w Warszawie, no i jeszcze musimy się przemieścić – odpowiedziała po przełknięciu kęsa kanapki.
-Córcia, dajesz Ty sobie tam radę? – pokiwała głową, kiedy odstawiła kubek z gorącą, malinową herbatą. – Na pewno? Tyle obowiązków…  i prowadzenie domu i studia i praca. Może jakiś chłopak?
-Nie ma chłopaka – pokręciła głową.
-Nie ma, nie ma. A rozmawiałaś przecież z jakimś Piotrkiem po przyjeździe.
-To tylko kumpel – podkreśliła dobitnie ostatnie słowo – Naprawdę. Znaleźliśmy się w podobnym czasie w podobnych okolicznościach no i… - wzruszyła ramionami. – Wspieramy się, po prostu.
-A czy ten Piotrek to siatkarz?
-Mamo… - jęknęła – No i co z tego?
-Więc to z nim niejako pracujesz? No, no coraz lepsza historia się robi. – roześmiała się jej młodsza siostra.
-Ludzie, to jest moja praca. Mam nie tylko pomagać im fizycznie, ale psychicznie też. Nie rozumiem, o co wam chodzi. Siatkarz też człowiek, prawda? – warknęła i zabrała ze sobą parę kanapek, wychodząc przy okazji z kuchni.
-Gdzie Ty się wybierasz o tej porze?! – zabrzmiał głos ojca.
-Idę na spacer. Zabieram klucze! – odkrzyknęła, zakładając na nogi botki oraz zarzucając na ramiona jakiś grubszy sweter, wyszła z domu. Zbiegła po kilku schodkach wgryzając się w pierwszą kanapkę i jak zwykle skierowała swe kroki do sadu. A potem, przechodząc obok swojskich owocowych drzew ruszyła prosto w stronę doskonale znanego jej pola, gdzie na jednej z większych skałek jeszcze za dzieciaka mieli swoją wieczorną miejscówkę. Ona, Olga, Tymoteusz i Rafał.
Ale teraz już ich nie było. Już dawno nie było tej czwórki przyjaciół. Jeden zginął w wypadku, drugi popełnił jeden z gorszych życiowych błędów i od tego czasu się nie odzywał. A więc zostały one dwie. Najlepsze przyjaciółki od małego – Inga Nowaczyk i Olga Wójcik.

„Dziękuję, że jesteś” napisała krótkiego sms, którego zaraz wysłała mimo późnej pory. Wiedziała, że ona się nie pogniewa, że to zrozumie. Pociągnęła nosem i wyrwała kolejny już źdźbeł trawy, który zaraz zaczęła gryźć i z powrotem wypluwać przed siebie. A potem położyła się na piasku pod skałą i przymknęła oczy.
-Tak myślałam, że Cię tu znajdę. – usłyszała głos przyjaciółki, która zaraz położyła się obok. – Wspomnienia?
-Jeszcze nigdy nie były takie… dobijające i takie…
-Bo rok temu byliśmy jeszcze w trójkę, mniej bolało – mruknęła tamta, przerywając jej szukanie słów. – Zresztą to miejsce jest bardzo sentymentalne i serio… Dobijające, dlatego nie pojawiałam się tutaj sama. Wszędzie, tylko nie tu – Inga pokiwała tylko głową. Doskonale rozumiała, dlaczego.
-A co jeżeli Tymoteusz wróci? – zapytała po krótkiej chwili
-No to co? – warknęła Olga, łapiąc ją za rękę – Przecież mamy swoje własne życia. Mamy studia, prace, chłopaków… Teraz nie zrujnuje nam naszego życia, tak? Niech sobie wraca, kiedy chce… - po policzku Ingi spłynęła jedna mała łza – Inguś, nie płacz. On już nigdy nie rozwali naszych żyć, obiecuję Ci to.
Tamta tylko wtuliła się w przyjaciółkę. Wierzyła w jej słowa, a przynajmniej chciała. Czuła, jak Olga przygarnia ją do siebie jeszcze bliżej i jak uśmiecha się pod nosem.
-Brakowało mi tego, wiesz? Nas dwóch, tak po prostu. Bez jakichkolwiek obowiązków względem nauki, pracy. Bez Maćka, bez Ksawerego, nawet bez Klaudii i tej całej siatkarskiej otoczki.
Pokiwała głową. Zgadzała się z nią w stu procentach. Przez te zajęcia w całym tym dorosłym życiu, nie miały dla siebie tyle czasu. Wiecznie się śpieszyły, wiecznie wszystko było ważniejsze, ale takie chwile jak te wszystko wynagradzały.
-Idziemy już? – zapytała Wójcik, czując że Nowaczyk powoli usypia – Chodź, położysz się w łóżku. – tamta tylko coś zamruczała w odpowiedzi – Chodź Inguś, chodź.
Obydwie powoli wstały, a Olga wyciągnęła rękę w stronę rozespanej przyjaciółki. Tamta ją chwyciła i rozglądając się wokoło, powoli ruszyły. Nagle usłyszała jak ktoś głośno klnie i to blisko nich.
-Mówiłaś coś? – Olga pokręciła głową – To stój – syknęła nagle, wyrywając się przyjaciółce . – Ktoś nas śledzi.
-Inga… Masz zwidy.
-Naprawdę, ten ktoś jest za tamtym drzewem. – odezwała się, pokazując na wielki dąb.
-Inguś… Chodź, pójdziesz już spać. To był ciężki dzień. – ponownie wyciągnęła w jej stronę rękę, ale Nowaczyk ją strąciła.
-Odwal się, kimkolwiek jesteś! – zawyła tamta i nie patrząc na przyjaciółkę, zaczęła biec przed siebie.
-Inga! Inga, no! – jeszcze długo za sobą słyszała krzyki Wójcik, ale ani razu się nie odwróciła.

Obie z Olgą stały przy tym granitowym pomniku. Wcześniej przy grobie stało więcej osób, w tym rodzina przyjaciela ale teraz zostały tu tylko one. Westchnęła, pochylając się do przodu i palcami przejeżdżając po wyrzeźbionym motocyklu, który był niejako tablicą, na której złotymi literami można było zauważyć napis: 
Rafał Prokop
Tak krótko żyłeś, lecz bardzo żyć chciałeś.
Niby odszedłeś a w sercach pozostałeś.

-Gdyby nie to wszystko byłoby inaczej, prawda? – pociągnęła nosem Olga.
-Na pewno. – mruknęła tamta, oddalając się od pomnika i z powrotem stając przy przyjaciółce, które zaraz chwyciła ją za rękę. Uśmiechnęła się do niej i otarła łzy z jej policzków, a potem kolejny raz dzisiaj rozejrzała się dookoła.
-Masz jakieś problemy, prawda? – zapytała Olga, kiedy zauważyła, że Inga znów kręci dookoła głową.
-Nie, dlaczego?
-Od wczoraj, a raczej już dzisiaj dziwnie się zachowujesz. Powiedz mi, przecież wiesz, że…
-Nic się nie dzieje, naprawdę. – pokręciła głową.
-Inguś, przecież wiem, że coś jest nie tak…
-Nic, rozumiesz? Wszystko gra! – uniosła się krzykiem, zapominając na chwilę, że stoi na cmentarzu. – Wszystko jest w porządku – warknęła – Okej? Nie drąż więcej tego tematu.
Tamta tylko spojrzała na nią smutno, ale kiwnęła głową. A Nowaczyk odwróciła się w drugą stronę, zagryzając wargi. Przecież nie mogła jej powiedzieć, że Ksawery jest dilerem, że Piotrek o tym wie i co najgorsze, że Ksawery również wciągnął to właśnie Olkę od Nowakowskiego. No a skutkiem tego był pobity jej chłopak, od którego nie miała od dawna wieści. Ale wiedziała, że on przygotowuje się na wielkie bum.
I że od tego momentu ich życia – jej i Piotrka, ale także innych, ulegną całkowitej zmianie.
-Przepraszam, po prostu… Kiedyś Ci to wyjaśnię, dobrze? Obiecuję. – wyszeptała do ucha szatynce, kiedy przytuliła się do jej ramienia. – Obiecuję – powtórzyła ciszej, tak jakby tą przysięgę składała sobie samej.

Byłoby inaczej gdybyś tu był. Możliwe, że byłabym z Tymoteuszem, a Ty z Olgą. Pewnie dalej tworzylibyśmy zgraną paczkę przyjaciół, która wspierałaby się w najgorszych chwilach swojego życia. Może nawet gdybyśmy się rozdzielili, to nie byłoby tak beznadziejnie. Przynajmniej wiadomo by było, że czekamy na następne chwile razem. A tak… Wszystko było inaczej. Nasza czwórka się rozpadła, na dobre. Bardzo za tym wszystkim tęsknię.. Za tym życiem za małolata, gdy było się zwykłym dzieciakiem, gdzie wszystko było takie proste, nie to, co teraz. Dorosły świat, większe poważniejsze problemy, o których przecież wiesz. A z którymi ja chyba powoli przestaję sobie dawać radę. Nie wiem, to wszystko powoli zaczyna mnie przerastać. A ja… Chciałabym tylko, by znów wszystko było dobrze, wiesz? Niczego innego nie pragnę. Tylko, żebym znów była tak naprawdę szczęśliwa. Więc postaraj się mi w tym pomóc, dobrze? Skoro nie może Cię być tutaj, pomagaj wszystkim stamtąd. A my… na pewno ze wszystkim damy sobie radę. Tylko zawsze bądź przy nas, niczym Anioł Stróż. I już nigdy nas nie opuszczaj…
Otarła kolejną samotną łzę spływającą po jej policzku. I znów rozejrzała się dookoła. Czuła na sobie jakiś wzrok, ale możliwe że to właśnie Rafał przypatrywał jej się z góry. I tak na pewno było… Bardzo chciała w to wierzyć.

20.07.2012

Rozdział siódmy.

To chyba był jeden z ważniejszych meczy w sezonie, bo oto właśnie dzisiaj 12 października 2011 roku Asseco Resovia Rzeszów grała u siebie z PGE Skrą Bełchatów. Od dawna czekano na taki mecz, jak ten – nazywany „hitem kolejki”. I bez wątpienia takowym hitem był.
Właśnie odbywał się piąty set, a Rzeszów już prowadził 3:1. Wszystko działo się tak szybko. Siatkarze walczyli z różnym bólem i zmęczeniem, doskonale to było widać. Jednak nikt nie zamierzał oddawać zwycięstwa bez walki. Miejscowi, czyli rzeszowianie spisywali się dziś znacznie lepiej w bloku, dzięki czemu zdołali odzyskać prowadzenie 7:6. A przepisowa zmiana stron nastąpiła po nieudanym serwisie Bartosza Kurka ze Skry. Pojawienie się w polu serwisowym Grozera, dało jego „pasiastej” drużynie przewagę. O czas poprosił szkoleniowiec Skry Bełchatów przy stanie 10:8. Po kilku akcjach jego podopiecznym udało się osiągnąć założony cel, dogonili przeciwników. Błąd w ataku Lotmana dał im remis, po 12. Grę zdecydował się przerwać trener gospodarzy - Andrzej Kowal.
-Spokojnie chłopcy. Odpocznijcie tą chwilę. Jest dobrze. Dzieli nas tylko kilka punktów do końca.
-Tak jak ich – mruknął Ignaczak.
-Igła…  
-Ale ja nie mówię, że my tego nie wygramy. – roześmiał się – Dawać, dawać! Jeszcze trzy punkty!
Po czasie przyjmujący Asseco Resovii nie zdołał przebić się przez blok gwiazdy Wlazłego, a chwilę później atak przyjaciela Nowakowskiego - Kurka dał bełchatowianom piłkę meczową. Drugi czas wykorzystał szkoleniowiec gospodarzy.
-Nie rozluźniamy się, okej? Nie możemy teraz stracić tej piłki. Ratujemy się, a dopiero potem staramy się ugrać szybką, a co najważniejsze dobrą akcję! Jeszcze trochę!
-Dawać, dawać! – można było usłyszeć podobny okrzyk do tego który wołany był na czasie trzy punkty temu. Teraz jedynie był on głośniejszy, bo i siatkarze byli jeszcze bardziej zdeterminowani.
Po drugim i ostatnim czasie remis dla swojego zespołu dwukrotnie ratował Grozer, a po bloku Piotra Nowakowskiego, to Resovia miała piłkę meczową. Szybko to wszystko się zmieniało, więc tym samym o przerwę poprosił Jacek Nawrocki. Gdy wydawało się, że mecz został już rozstrzygnięty, system challenge pozwolił bełchatowianom przedłużyć szanse na wygraną, bo doprowadzono do remisu – po 16. Walka trwała nadal, bowiem nieomylny był Grozer, na którym opierała się teraz siła rzeszowian i tak oto na tablicy wyników pojawiło się 19:18. Błąd Kurka w ataku zakończył ten siatkarski pojedynek przy stanie 20.18.
 W tym momencie cała hala oszalała. Nie można było nawet usłyszeć własnych myśli, wszyscy krzyczeli, bili brawo, śpiewali. I to w jednym momencie. Spiker próbował przekrzyczeć tłum kibiców, ale zbytnio mu się to nie udawało. Cały sztab wbiegł na parkiet, gdzie sami siatkarze już szaleli z radości. A ona stała z boku i uśmiechała się widząc ten widok. Widok wielkiego wybuchu radości siatkarzy i klubowych pomocników, którzy biegali po całym parkiecie i ściskali się wzajemnie. Co najmniej jakby to był mecz o złoty medal.
Roześmiała się, ale zaraz zwróciła na inny, niecodzienny ostatnio widok. Bo oto przed sobą zobaczyła Piotra Nowakowskiego, który słuchając czegoś, co powiedział do niego Grzegorz Kosok, uśmiechnął się kręcąc głową, kiedy ustawiali się oczekując na nagrodę najlepszego zawodnika spotkania. Tamten jedynie poklepał go po plecach, dalej coś do niego mówiąc. Ten jedynie próbował zgromić przyjaciela wzrokiem, ale Kosa nie zwracał uwagi na jego minę.
-MVP dzisiejszego meczu zostaje… Siatkarz Asseco Resovi Rzeszów, gracz z numerem cztery… Piotr Nowakowski! – po krótkiej chwili ciszy można było usłyszeć werdykt i radość rzeszowskich kibiców, którzy zaczęli skandować jego nazwisko, tak jak i ona, mocno bijąc brawo. W odpowiedzi, zawodnik roześmiał się jeszcze bardziej niż wcześniej i został wypchnięty do przodu przez kolegów z drużyny. Zaraz znalazł się przy mężczyźnie, który serdecznie mu gratulował darując mu kruchą statuetkę. Tamten uścisnął dłoń starszego człowieka i kręcąc się dookoła uniósł nagrodę w górę. A potem zatrzymał się wprost przed nią i zaraz znikł uśmiech z jego twarzy. Odwrócił się więc szybko i wrócił do klubowych kolegów, również i od nich dostając gratulacje. Zwłaszcza od Grześka, który tak jak wcześniej klepał go po plecach, przed tym pokazując na niego wyciągniętym, wskazującym palcem.
-Boże, co za spotkanie – roześmiał się Jacek, gdy i oni jako sztab szkoleniowy, gratulowali siatkarzom tej pięknej, a jednocześnie morderczej wygranej. Kiwnęła tylko głową i mruknęła coś w odpowiedzi, jednak nie dokończyła swej wcześniej wypowiedzi, bo oto jej dłonie, podczas przybijania piątek zetknęły się z długimi palcami Nowakowskiego. Przygryzła wargę, kiedy odwrócił od niej swój wzrok.
Było jej przykro. Potrafił cieszyć się z wszystkimi, tylko nie z nią. A ona też przecież była członkiem sztabu szkoleniowego…

-A ty nie idziesz do domu? – zapytał ot tak, po prostu wchodząc do jej gabinetu, tak jakby nic się nie stało, że przez te kilka dni całkowicie ją unikał i ignorował. Nie odpowiedziała, tylko odwróciła się do swojego wcześniejszego zajęcia, zanim zerknęła na swojego gościa. – Aha, rozumiem. Teraz ze sobą nie rozmawiamy.
-To nie ja o tym zadecydowałam – warknęła, odwracając się szybko w jego stronę – To ty od kilku dni zachowujesz się, jakbym była winna, że znam Seweryna i że on tak jakby zwerbował Olę. Ale zrozum, ja nie mam nic z tym wspólnego, jasne? Nigdy nie chciałam nikomu sprawiać żadnych kłopotów! Przykro mi, że tym razem to wszystko dotknęło i ciebie. – odwróciła się w stronę okna – Wcale nie przyjechałam tu rozrabiać, tylko uciec od swojego wcześniejszego życia, ale… trudno.
-Masz rację. Trudno. - usłyszała jego słowa i dźwięk otwieranych drzwi, a potem z powrotem ich zamykanie.
Rzuciła długopisem w stronę okna. Naprawdę nie chciała go zranić, ale on chyba myślał, że jest inaczej. Westchnęła. To był dobry człowiek, dobry chłopak, który z dnia na dzień… Zaklęła, widząc, która jest godzina. Wyjrzała przez okno. Jakoś nie bardzo uśmiechało jej się wracanie do domu. Samej, piechotą. Zwłaszcza po tym pierwszym meczu...

Zerknęła szybko na swoje odbicie w lustrze, uśmiechając się sztucznie. Jakoś nie cieszyła się, że najbliższe godziny znów ma spędzić w towarzystwie rozentuzjazmowanych siatkarzy. Nie, w sumie to jej tak bardzo nie przeszkadzało, bardziej przeszkadzała jej obecność wielce obrażonego na nią Piotra Nowakowskiego.
No, ale skoro obiecała Klaudii, że pojawi się z nią na tej imprezie, niech będzie. I tak była jej cholernie wdzięczna, że Kosok z powrotem podwiózł ją do domu, przy okazji czekając aż się przyszykuje.
 Odwróciła się od lustra i założyła skórzaną kurtkę na ramiona, po czym do ręki wzięła swoją ulubioną torebkę.
-Wychodzę – wetknęła głowę do pokoju Olgi i odezwała się do przyjaciół, którzy namiętnie oglądali jakiś film na laptopie dziewczyny.
-Baw się dobrze – usłyszała głos Wójcik i westchnęła, przymykając im drzwi.

-No, no ale żeście się ubrali pod kolor. Zmówiliście się, czy jak? – usłyszała śmiech blondynki, której kompletnie się tu nie spodziewała. Zerknęła więc szybko na Kosoka, który był całkowicie inaczej ubrany niż ona, ale który również się śmiał.
-Nie rozumiem? – zapytała, poprawiając spadającą torebkę z jej ramienia.
-No spójrzcie na siebie – pokręciła głową i chwyciła jakiegoś chłopaka pod rękę. Dopiero za chwilę, gdy ta ciągle psująca się lampa przed blokiem, skutecznie oświetliła twarz ich towarzysza, spostrzegła o kogo chodzi.
I tak oto przed sobą miała Nowakowskiego, który naprawdę był ubrany tak jakby wcześniej to ze sobą omówili – ciemne buty, spodnie i możliwe, że czarna koszula. I pasował do niej idealnie, gdyż ta miała małą czarną, świetnie dopasowaną do jej sylwetki, a także czarne szpilki i jej ukochaną czarną torebeczkę.
-No tak czasem bywa – Piotrek skwitował szybko i krótko, dokładnie ją obserwując. Jednak czując na sobie jej spojrzenie, speszył się i dla niepoznaki zaczął rozglądać się dookoła.
-Dobra, idziemy – zarządził Kosok, widząc zachowanie obojga przyjaciół.

Tańczyła już chyba ze wszystkimi, tylko nie z Nim. Z tym, który prawie całą imprezę spędził siedząc na miejscu i popijając różnorakie drinki, przy okazji bacznie ją obserwując. Wyjątkiem była chwila, gdy tańczył z kumplami jakiś taniec radości, który niewątpliwie powstał w szatni zaraz po meczu. A tak… No szczerze mówiąc, miała tego dosyć, ale próbowała to jakoś ignorować i szaleć na parkiecie z innymi zawodnikami, a tym akurat jak najmniej się przejmując.
I szło jej to naprawdę nieźle, dopóki nie została wtoczona w ramiona innego partnera. Zaraz też z uśmiechem dźwignęła głowę w geście przeproszenia za tak furiacką zamianę, kiedy spostrzegła, że przed nią stoi wysoki blondyn i patrzy na nią tak dziwnie.
-Nie uciekaj, proszę – poprosił, kiedy wyswobadzała się z jego uścisku i już prawie od niego odbiegała, kiedy ten złapał ją za nadgarstek – Porozmawiajmy na spokojnie, dobrze? – drapnął się po lewym policzku i przepraszając inne pary szalejące na parkiecie, zaprowadził ją do stolika, przy którym spędził pół nocy.
Usiadła, zdala od niego, patrząc na niego niepewnie i jakby z nutą nieufności.
-Inga, przepraszam. Masz rację, dziwnie się zachowywałem. Po prostu ta sytuacja z Olą… Zabolało mnie, że to akurat Twój facet zwerbował moje kochanie i… Faktycznie, myślałem, że to Ty wszystko ukartowałaś, bo… No nie wiem? Już wtedy przy tej oficjalnej prezentacji dziwnie się zachowałaś. I nie wiem… Połączyłem jakieś dziwne fakty i… Nie miałem prawa, wiem, ale… Nie myślałem racjonalnie. Chciałem znaleźć jakąś odpowiedź, dlaczego, no i tak jakoś wyszło… Przepraszam.
-Nie potrafiłeś dopuścić do siebie myśli, że to Ola może być wszystkiemu winna? – pokiwał smutno głową – Więc, zwaliłeś to na mnie, bo przecież twoja ukochana jest idealna… - teraz to już kompletnie spuścił wzrok. – W porządku. Trudno.
-Nie miałem prawa, wiem, ale…
-Dobrze, nie tłumacz się już. Pewnie zrobiłabym tak samo. Może nawet i tak zrobiłam.
-Nie rozumiem?
-Długa historia, wiele tłumaczenia. Ale nie martw się, nic nie knuję. Nigdy tego nie robiłam – uśmiechnęła się sztucznie i wstając z siedzenia podążyła prosto do baru. Wiedziała, że odprowadza ją tam wzrokiem, bo czuła to spojrzenie nawet przez grubszy materiał czarnej sukienki. 

13.07.2012

Rozdział szósty.

-Grozer obija blok olsztynian i wygrywamy trzeciego seta, a także całe spotkanie 3:0! Piękna inauguracja, brawa dla naszych siatkarzy! – rozległ się krzyk spikera – A najlepszym zawodnikiem dzisiejszego spotkania zostaje oczywiście… siatkarz z numerem 10 – Georgy Grozer.
Cała hala na Podpromiu dalej szalała, bijąc brawo i skandując nazwisko dzisiejszego MVP. Klub kibica dodatkowo machał biało – czerwonymi pasiakowymi flagami. Widać było, że ludzie świetnie się bawią, mimo że był to mecz nie największych lotów.
Uśmiechnęła się, kiedy zawodnicy gratulowali sobie pod siatką, a potem gdy grupką dziękowali kibicom za doping. Chwilę później to cały sztab szkoleniowy wraz z zawodnikami przybijali sobie piątki, tak jak i na początku spotkania. Każdy też gratulował Grozerowi statuetki, która przechodziła z rąk do rąk.
I tak oto pierwsza wygrana była ich.
-Wszystko okej? – zagaiła Nowakowskiego, który stał w miejscu i rozglądał się po trybunach.
-Tak, tak – pokiwał nieprzytomnie głową, a tamta poklepała go po ramieniu, poprawiając mu powoli spadający ręcznik. – A może… Widziałaś gdzieś Olę? – zapytał cicho, kiedy odchodziła. Odwróciła się do niego, uśmiechając przepraszająco.
-Niestety nie. Pierwsze spotkanie bez niej? – pokiwał głową i zarzucił ręcznik na twarz, tak że nikt nie mógł dostrzec jego smutnej i zmęczonej twarzy.
-Zawsze przy mnie była – mruknął i odszedł, by rozciągnąć się na parkiecie, dalej z tym ręcznikiem.
Westchnęła cicho. Zamiast się cieszyć, to on usiadł gdzieś z dala od chłopaków i przeżywał swoją własną przegraną, o ile można to tak nazwać. Ciężko było na to patrzeć, zwłaszcza że to przecież dobry chłopak. Był wrażliwy i próbował ukrywać to wszystko wewnątrz, ale przecież tak długo się nie dało. Wiedziała, że nie wytrzyma i prędzej czy później zrobi coś głupiego.

Wyszła przed halę i spostrzegła, że przed nią stoi Seweryn, który namiętnie gapi się w ekran swojego telefonu. Jednak za chwilę rozglądając się uważnie wokoło, spostrzegł jej sylwetkę. Schował gadżet do kieszeni i tak po prostu pomachał jej. Westchnęła i poprawiając torebkę na ramieniu, ruszyła w jego stronę.
-Cześć – chciał ją ucałować w policzek, ale tamta się odsunęła.
-Co tu robisz? – zapytała nieufnie, jakby ze złością – Nigdy po mnie nie przychodziłeś… Czego chcesz?
-Hej, kotek trochę delikatności.
-Jestem zmęczona i nie mam ochoty na Twoje gierki. Czego?
-Pożycz pięć stów.
-Słucham? – warknęła – Ty myślisz, że ja mam takie pieniądze?
-Przecież pracujesz w siatkarskim klubie. Oni mają furę takich pieniędzy… Pożycz, poproś czy coś.
-Zwariowałeś. Nie będę Ci załatwiać żadnych pieniędzy. – dalej coś mówiła, a raczej krzyczała, ale zaraz przy nich pojawił się ktoś, kto zaczął okładać Seweryna pięściami.
-To za moją dziewczynę, gnoju! – zawył jakiś męski głos i nie patrząc na nic, ten ktoś trzaskał go po twarzy, po brzuchu, nawet gdy ten upadł.
-Piotrek! – zawołała Inga, kiedy zauważyła że to siatkarz na niego napadł – Uspokój się! – próbowała go jakoś powstrzymać, ale tamten był nieugięty. – Piotrek! To mój facet!
-Już nie! Chyba, że lubisz trójkąciki! – zaczął wrzeszczeć, powoli tracąc chwilowo nabrane siły i uderzając już lżej. Gdy tamten już prawie nie ruszał się na ziemi i nie wydawał z siebie żadnych odgłosów, Nowakowski poniechał wysiłków.
-O czym ty mówisz? – warknęła, klękając przy tamtym. Sprawdziła - żył, ale był nieprzytomny. – Musiałeś?!
-Tak, bo to on zabrał mi Olę, rozumiesz?! Widziałem ich razem, jak Olka wychodziła z tej cholernej zabawy! Widziałem, jak dawał jej ciemne okulary!
-Ciemne okulary? – zapiszczała, chwytając go za kurtkę i ciągnąc daleko stąd, całkowicie zapominając o leżącym przed halą Ksawerym – Dobrze widziałeś? Ciemne okulary? – pokiwał głową – Nosz kurwa mać! – zezłoszczona usiadła na pobliskim murku parku do którego doszli chwilę później. – Ja pierdole!
-Co? – dociekał, siadając obok niej, ale tamta tylko zamknęła oczy, wzdychając głęboko.

Pamiętała jak go poznała…
Wychyliła duszkiem blue lagunę. Oblizała wargi i uśmiechając się do niesamowitego barmana, ruszyła na parkiet. Zaraz przy niej tańczyli Olga z Maćkiem, którzy bez wątpienia świetnie się bawili. Wciąż się do siebie uśmiechali i skradali sobie szybkie całusy. Tak, bezsprzecznie to była jedna z piękniejszych par, które widziała. Przymknęła oczy, całkowicie oddając się muzyce.
Czując na swoich biodrach czyjeś ręce, gwałtownie odwróciła się i zobaczyła przed sobą średniego wzrostu, dobrze zbudowanego mężczyznę, który z rozbawieniem podniósł prawą brew zza ciemnych okularów. Przygryzła tylko wargę i zaraz też oboje wywijali na parkiecie, co trochę robiąc sobie przerwę na następną kolejkę alkoholi, które zaraz były tankowane. I tak całą noc…
Całą noc. Z jego dziwnymi znajomymi, którzy ciągle się z czegoś śmiali i zawsze szybko coś chowali do kieszeni.

A potem, gdy dowiedziała się, że…
 -Mam coś dla Ciebie – odezwał się Seweryn i zza pleców wyciągnął ciemne okulary – Proszę, są dla Ciebie o ile pomożesz mi z robotą.
-Pewnie, jaką robotą? – zapytała uśmiechając się do niego szeroko i ubierając na nos okulary darowane przez jej chłopaka.
-Musisz gdzieś iść ze mną po nocy, będziemy nielegalnie sprzedawać.
-Ale co?
A potem już usłyszała tylko: trawkę, Maryśkę i inne takie. I już wtedy zrezygnowała, oddając mu te cholerne okulary. Ale do dziś pamiętała jego słowa skierowane do niej wtedy: Jeżeli kiedykolwiek komukolwiek o tym powiesz, nie żyjesz. To samo, jeżeli będziesz mnie unikać. Nie żyjesz i ja nie żartuję. Więc sobie uważaj.
I tak oto wplątała się w największe gówno swojego życia.

-On jest dilerem – wyszeptała nagle wstając z ceglanego murka i stając przed nim. – Wciągnął w to też Olę, jeżeli dał jej okulary. Mnie też próbował w to włączyć, ale zrezygnowałam.
-Tak po prostu? – pokręciła głową – To co zrobiłaś, że…?
-Muszę z nim być, rozumiesz? – mruknęła, a on przymknął oczy jakby nie chciał wierzyć, że to dzieje się naprawdę – Muszę być, nie mogę od niego uciec. Nie mogę się od niego uwolnić. Nie miałam też nikomu tego mówić, ale Tobie musiałam. – widziała jak ukrył twarz w dłonie. – Piotrek, nie uratujesz Olki. Choćby nie wiadomo, co. Przykro mi.
-A Ciebie? – zapytał niepewnie, nagle wstając.
-Co mnie?
-A Ciebie uratuję? Przecież też wplątałaś się w niezłe gówno… - usłyszała te słowa i dosłownie ścięło ją z nóg, mimo że nie mogła pokazać jak ją te słowa zaskoczyły ale także i poruszyły.
-Nie pierwszy i nie ostatni raz. – odpowiedziała szybko,  nawet nie patrząc na niego bo przypominając sobie najgorsze wydarzenia w swoim życiu, które przelatywały jej przed oczami. Przygryzła wargę i nie chcąc rozkleić się w jego towarzystwie odwróciła się na pięcie. Tak jak on, nie pożegnała się z nim, kiedy odchodziła. Na początku powoli i spokojnie, a potem ruszyła biegiem prosto przed siebie, rozklejając się całkowicie.

Wiesz, dlaczego to wszystko robię? Żeby kiedyś stąd uciec i już nigdy nie wrócić. Dlatego tak bardzo uprzykrzam życie ludziom. Żeby już nigdy więcej tego nie robić.

I to właśnie na wspomnienie tych słów wypowiedzianych przez Seweryna, rozryczała się jeszcze bardziej. Nie potrafiła się uspokoić, nawet gdy usiadła na pobliskiej zdemolowanej drewnianej ławce. Nawet gdy wzięła parę głębokich wdechów. Nic nie pomagało. Siedzenie w pozycji skulonej, z rękami obejmującymi łydki, również nie. Nic.
Dlatego nie pozostało jej nic innego, jak przesiedzieć tu, z dala od domu w tej jednej z kolejnych gorszych chwil w jej życiu. Z najgorszymi obrazkami przed oczami, które przeżyła i o których mimo, że próbowała zapomnieć – nie potrafiła wyrzucić ich ze swojej pamięci. Bo one zawsze wracały.
Ale wiedziała, że kiedyś będzie dobrze. Że kiedyś już naprawdę o tym zapomni. Prędzej czy później, jej życie będzie dobre. Będzie lepsze. Bo przecież musi takie być. Na pewno. Musi i już. Koniec, kropka. 

6.07.2012

Rozdział piąty.

Słysząc wibracje na podłodze, pomacała panele. W końcu łapiąc telefon w swoje ręce, dźwignęła powieki i przeczytała „Olga dzwoni”.
-Poczekaj, wyjdę z pokoju i zaraz do Ciebie oddzwonię – szepnęła i rozłączyła się, wychodząc nieporadnie ze śpiwora. Nogą przesunęła go bardziej pod ścianę, by nie sprawiał żadnych problemów. Cicho, otworzyła drzwi swojego zielonego pokoju i już zamierzała go opuścić, kiedy wróciła się i zerknęła na spokojnie śpiącego Piotrka. Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy zachrapał głośniej, ale wyszła do kuchni.
Przysiadła na taborecie, oparła się o ścianę i wybrała numer do przyjaciółki, przy okazji ziewając szeroko.
-No nareszcie. Dzień dobry Księżniczko, Książę dalej jest? – zapytała radośnie.
-Cześć. No jest jeszcze, zresztą ja też dopiero wstałam. A czemu pytasz?
-Bo tak jakby jest już przed… 16.
-Co? – jęknęła, wpatrując się w zegar nad nią – Faktycznie, nieźle sobie pospaliśmy. A właściwie, dlaczego Ciebie nie ma jeszcze w domu?
-A bo… Zadzwoniłam po Maćka i tak jakoś, no nas nie ma. Poza tym nie chciałam wam przeszkadzać…
-Olga! – krzyknęła na całe mieszkanie, zapominając że nie jest sama – Jesteś małpa przebrzydła, nienawidzę Cię.
-Kochanie, nie zapominaj, że jeszcze niczego mi nie wyjaśniłaś, więc mogę sobie myśleć, co tylko zechcę – w myślach widziała jej wystawiony język.
-Jakbyś tu była to już bym Ci wszystko opowiedziała.
-No właśnie, ale mnie nie ma, więc nie mam jak tego usłyszeć.
-Nie odzywaj się do mnie, nawet jak wrócisz – mruknęła zła.
-Też Cię kocham.
-Tak, ja Ciebie też. Dobra… To, o której będziesz?
-Nie wiem, na pewno będę jeszcze dzisiaj. To ciao! Szykuj się na długą pogawędkę – przypomniała i rozłączyła się.
A ruda tylko rzuciła telefonem na stół, który zabrzęczał dostając się pod wielki talerz. Wyciągnęła go z worka i ujrzała kartkę, wpiętą w jedną z wielu kanapek: „Przez to, że zrobiłaś nam pobudkę, postanowiłam Ci zrobić kanapki. Ale tak nie będzie zawsze – nie przyzwyczajaj się. Większa ilość, byś mogła poczęstować swojego… przyjaciela? Smacznego. Olga.” Pokręciła głową i chwyciła kanapkę, wlewając wodę do czajnika i stawiając go na gazie. Potrzebowała kawy. I to dużo…
-Cześć – usłyszała nagle niepewny, męski głos. Odwróciła się i zobaczyła stojącego w drzwiach, zaspanego Nowakowskiego.
-Cześć – przywitała się – Siadaj, częstuj się kanapkami. Chcesz kawę czy herbatę?
-Kawę poproszę. A czy mógłbym skorzystać z toalety? – zapytał, dalej stojąc.
-Tak, pewnie. Pierwsze drzwi od kuchni – podpowiedziała, a tamten zaraz za nimi zniknął. A kiedy już wrócił, niepewnie zasiadł przy stole. – Częstuj się. Chyba, że nie lubisz takich, to zrobię ci coś innego. To co, zrobić? – wskazała na kanapki.
-Nie, nie. W porządku. Zjem te. – chwycił za tą z serem i pomidorem i zaczął powoli przeżuwać.
-Jedz jeszcze. – odezwała się chwilę później, a ten tylko pokręcił głową, dopijając tylko kawę – Chcesz drugą? – znów pokręcił głową – Na pewno? Bo ja to chyba muszę. Dawno tak dużo nie wypiłam. Ale o dziwo nie boli mnie głowa. Zwykle tabletki nie pomagały… No właśnie. Może chcesz jakąś tabletkę? Może cię coś boli, bo spałeś w takim małym łóżku i tak dalej – przerwała nagle.
-Nie, nie potrzebuję niczego. W zasadzie to ja już pójdę – zerwał się nagle z krzesła – To cześć.
-Piotrek, poczekaj. Mam twoje rzeczy! – zawołała za nim i przeszła z nim do przedpokoju. Stamtąd ze swojej torebki wyciągnęła jego komórkę, klucze i portfel. Odebrał od niej swoje gadżety, ubrał buty i wyszedł. Nie uśmiechając się, nawet też nie dziękując. A przecież gdyby nie ona, to pewnie spędziłby całą noc w tym cholernym klubie!

Biegiem przemierzała początek pustego korytarza, który prowadził na halę. Usłyszała, że ktoś też dopiero tam się dostał. Przyśpieszyła kroku i też już chwytała za klamkę.
-Przepraszam za spóźnienie! – krzyknęła, ściągając torbę i zaraz pojawiła się obok Jacka – Myślałam, że mam wolne.
-Nikt nie ma wolnego, chociaż niektórym też się tak wydaje – mruknął na Nowakowskiego, który na szybkiego się przebierał. – Też dopiero przyszedł, ale jakiś taki dziwny. Podobno razem zniknęliście…
-Tak, ale to nie tak jak myślisz – mruknęła niepewnie.
-Nie no, ja nie osądzam. Ja tu tylko pracuję. – uśmiechnęła się do niego jakby z podziękowaniem i zaraz też skupiła się na treningu chłopaków, a zwłaszcza na Nowakowskim, który nie był zadowolony z tego, że musi tutaj być, ale mimo to pracował chyba najciężej ze wszystkich.

-Jutro to powtórzymy, więc do pierwszego meczu będzie wszystko w porządku – uśmiechnęła się do Alka, a tamten podziękował łamaną polszczyzną i wyszedł. Ona w tym czasie wzięła łyk smakowej, cytrynowej wody mineralnej i podeszła do łóżka, na którym wcześniej leżał Achrem. Wygładzała materiał, dopóki nie usłyszała jak drzwi z jej gabinetu na powrót się otwierają.
-Jestem ostatni – odezwał się blondyn, zamykając za sobą drzwi. Niepewnie usiadł na wcześniejszym miejscu białoruskiego przyjmującego.
-Dobrze. Co Cię boli?
-Kolana. Spałem na dość wygodnym łóżku, ale niestety nie był to mój rozmiar. Ale oczywiście lepsze to, niż klubowe siedzenia – pierwszy raz zobaczyła, żeby się do niej uśmiechnął. Pokiwała głową.
-Coś jeszcze?
-Czy znajdziesz dla mnie chwilę czasu? Chciałbym pogadać – mruknął cicho, ale zrozumiała go.
-Tak, tak. Po tym jestem wolna, skoro jesteś ostatni – pokiwała głową, a tamten tylko zmienił pozycję na leżącą.

Oboje ramię w ramię wyszli z hali. Przez chwilę szli w całkowitym milczeniu, dopóki nie odezwała się ona.
-To, o czym chciałeś pogadać?
-Bo chodzi o to… - zaczął, nie patrząc na nią, tylko lustrując otoczenie – No bo chciałem Ci podziękować, no i przeprosić oczywiście. Nie przerywaj mi, błagam – dodał, kiedy kątem oka spostrzegł, że tamta chciała przeszkodzić mu w jego monologu – Gdyby nie Ty, zostałbym w tym klubie. Ale Ty mnie przygarnęłaś, sama spałaś na podłodze, chociaż wcale nie musiałaś. No i rano zrobiłaś mi śniadanie, oddałaś mi moje rzeczy, których przecież nie musiałaś zabierać ze sobą. I co najważniejsze: nie wracałaś do wczoraj. A ja ani Ci nie podziękowałem, żebyś nie myślała, że  nie jestem wdzięczny, bo jestem – i to bardzo. Tylko wcześniej było mi tak głupio. Pierwszy raz byłem w takim stanie. – mruknął, spoglądając na nią – Więc, dziękuję że się mną zaopiekowałaś i przepraszam za kłopot.
-A ja Ci tylko powiem, że nie ma sprawy. Ludzie muszą sobie pomagać, no a zwłaszcza po takim początku – westchnęła – Przepraszam za wtedy.
-Nie, nie szkodzi naprawdę. Każdy może się źle poczuć, a że akurat Ty jakoś zasłabłaś przy moim powitaniu to… - wzruszył ramionami, całkiem nieświadomy teraźniejszych myśli dziewczyny – No bywa, no. Ale chyba nie jestem aż taki straszny, skoro teraz jest wszystko dobrze? – zapytał cicho chichrając się. Tamta tylko w odpowiedzi uśmiechnęła się do niego.
Tak, teraz było wszystko dobrze. Zwłaszcza wtedy, kiedy przystanęli przy jakiejś małej rzeszowskiej kwiaciarni. On zakazał jej wchodzić do środka, a sam zniknął za drzwiami. Więc stała tam i wąchała kwiaty wystawione na parapecie, a także te na ziemi. Dopiero, kiedy usłyszała jego chrząknięcie uniosła głowę od roślin i zobaczyła stojącego Nowakowskiego z bukietem kwiatów.
-Nie – mruknęła, patrząc jak powoli do niej podchodzi.
-Tak. Nie wiem czy lubisz, ale… wydawało mi się, że to dobry sposób. Proszę – wyciągnął w jej stronę dwie białe, a także jedną czerwoną różę, tworzące mały, skromny bukiecik. – Jeszcze raz dziękuję i przepraszam.
Niepewnie chwyciła kwiaty i zaraz zanurzyła w nich swój mały nos.
-Uwielbiam kwiaty, dziękuję – puściła mu oczko – W domu mieliśmy cały ogród i codziennie w wazonie znajdowały się jakieś nowe. Ale mama była na mnie zła, jak zrywałam te dopiero rozkwitające się – roześmiała się, wspominając dzieciństwo.
-Nie jesteś stąd? – zapytał, a tamta pokręciła głową. – Nie?
-Przyjechałam tu na studia, rok temu z przyjaciółką. A pochodzę spod Rzeszowa.
-Dlaczego zajmowanie się siatkarzami?
-Bo nigdzie indziej mnie nie chcieli – udał zdziwionego – Serio. Dziewczyna Kosoka mi to załatwiła w ramach praktyk, no i jakoś zabawiłam. A ty, dlaczego siatkówka?
-Żeby coś mieć, kiedy wszystko inne Ci się spieprzy – mruknął – Tak jak teraz. – i nastała cisza. Widziała jak rozglądał się dookoła, nie chcąc na nią spojrzeć. Speszył się, to na pewno. A ona, zamiast mu pomóc przełamać tą wstydliwość, sama nie wiedziała, co powiedzieć. Szli, więc dalej w milczeniu, dopóki on nie zapytał nagle – Daleko mieszkasz od tego parku, w którym pierwszy raz Cię widziałem?
Zerknęła na niego. Pamiętał. Uśmiechnęła się pod nosem.
-Nie. Może 10minut drogi, a dlaczego pytasz?
-To odprowadzę Cię i pójdę sobie pobiegać, dobra? Nie chcę jeszcze wracać do domu, a bieganie dobrze mi zrobi.
-Dobra, ale nie przeciążaj za bardzo kolan, bo poskarżę się trenerowi. – pokiwała mu palcem przed nosem, a tamten tylko roześmiał się – No co? Jestem za Ciebie odpowiedzialna.
-Dobrze, będę grzeczny.
-To pa, sportowcu. – przeszli jeszcze kawałek, kiedy nagle odezwała się. Widziała jego pytające spojrzenie – Mieszkam dosłownie za rogiem, więc…
-Okej, rozumiem. To cześć. Do jutra – pomachał jej, odwrócił się i odszedł, poszukując czegoś w torbie. A kiedy już to znalazł, okazało się że to słuchawki, które zaraz założył na uszy. I ruszył biegiem do parku, nie odwracając się. A ona dalej stała tam w miejscu i odprowadzała go wzrokiem. Tak jak wtedy, pierwszy raz.

-No nareszcie jesteś! Ja zdążyłam wrócić z pracy, spotkać się z Maćkiem, a Ciebie dalej nie ma. Gdzie się szlajasz tyle czasu? – zagrzmiała groźnie Olga siedząc w kuchni, ale zaraz zmieniła ton, kiedy na stole pojawił się ten malutki bukiecik z róż – Co to?
-Kwiatki, nie widzisz? – zapytała, opadając na krzesło obok.
-Ale od kogo…
-No od kogo. Od Piotrka. Chciał mi podziękować, a także przeprosić za kłopot. – wzruszyła ramionami.
-No, no kwiatki na początek…
-Olga…- mruknęła ostrzegawczo.
-Dobra, dobra. Żartuję przecież. – westchnęła, widząc że dzisiaj to wszystko nie bawi przyjaciółkę – Widzę, że Ty z tym Piotrkiem coś zaczynasz szaleć. A co z Sewerynem? Rozmawiałaś z nim dzisiaj?
-Wójcik. Piotrek to tylko kumpel. A z Sewerynem nie rozmawiałam od kilku dni.
-Ah, tak. Zapomniałam. Im dłuższa cisza, tym gorętsza późniejsza noc – zachichotała, ale dostała z bukietu – Au, bo Ci Piotruś nowego nie kupi!
-Zamknij się. Już dzisiaj nic nie mów. – warknęła zła, wstając od stołu.
-Nie, no przepraszam. Siadaj, opowiadaj mi wszystko. – chwyciła ją za nadgarstek, uśmiechnęła się i przysunęła bliżej stołu – No. Nie będę nic komentować, no a przynajmniej się postaram. Obiecuję – dźwignęła dwa palce i zacisnęła wargi – No, nie daj się prosić.
-No dobra. – wyjęczała tylko tamta i zaczęła streszczanie ostatnich wydarzeń, w tym samym czasie robiąc sobie swoją ulubioną herbatę.