6.07.2012

Rozdział piąty.

Słysząc wibracje na podłodze, pomacała panele. W końcu łapiąc telefon w swoje ręce, dźwignęła powieki i przeczytała „Olga dzwoni”.
-Poczekaj, wyjdę z pokoju i zaraz do Ciebie oddzwonię – szepnęła i rozłączyła się, wychodząc nieporadnie ze śpiwora. Nogą przesunęła go bardziej pod ścianę, by nie sprawiał żadnych problemów. Cicho, otworzyła drzwi swojego zielonego pokoju i już zamierzała go opuścić, kiedy wróciła się i zerknęła na spokojnie śpiącego Piotrka. Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy zachrapał głośniej, ale wyszła do kuchni.
Przysiadła na taborecie, oparła się o ścianę i wybrała numer do przyjaciółki, przy okazji ziewając szeroko.
-No nareszcie. Dzień dobry Księżniczko, Książę dalej jest? – zapytała radośnie.
-Cześć. No jest jeszcze, zresztą ja też dopiero wstałam. A czemu pytasz?
-Bo tak jakby jest już przed… 16.
-Co? – jęknęła, wpatrując się w zegar nad nią – Faktycznie, nieźle sobie pospaliśmy. A właściwie, dlaczego Ciebie nie ma jeszcze w domu?
-A bo… Zadzwoniłam po Maćka i tak jakoś, no nas nie ma. Poza tym nie chciałam wam przeszkadzać…
-Olga! – krzyknęła na całe mieszkanie, zapominając że nie jest sama – Jesteś małpa przebrzydła, nienawidzę Cię.
-Kochanie, nie zapominaj, że jeszcze niczego mi nie wyjaśniłaś, więc mogę sobie myśleć, co tylko zechcę – w myślach widziała jej wystawiony język.
-Jakbyś tu była to już bym Ci wszystko opowiedziała.
-No właśnie, ale mnie nie ma, więc nie mam jak tego usłyszeć.
-Nie odzywaj się do mnie, nawet jak wrócisz – mruknęła zła.
-Też Cię kocham.
-Tak, ja Ciebie też. Dobra… To, o której będziesz?
-Nie wiem, na pewno będę jeszcze dzisiaj. To ciao! Szykuj się na długą pogawędkę – przypomniała i rozłączyła się.
A ruda tylko rzuciła telefonem na stół, który zabrzęczał dostając się pod wielki talerz. Wyciągnęła go z worka i ujrzała kartkę, wpiętą w jedną z wielu kanapek: „Przez to, że zrobiłaś nam pobudkę, postanowiłam Ci zrobić kanapki. Ale tak nie będzie zawsze – nie przyzwyczajaj się. Większa ilość, byś mogła poczęstować swojego… przyjaciela? Smacznego. Olga.” Pokręciła głową i chwyciła kanapkę, wlewając wodę do czajnika i stawiając go na gazie. Potrzebowała kawy. I to dużo…
-Cześć – usłyszała nagle niepewny, męski głos. Odwróciła się i zobaczyła stojącego w drzwiach, zaspanego Nowakowskiego.
-Cześć – przywitała się – Siadaj, częstuj się kanapkami. Chcesz kawę czy herbatę?
-Kawę poproszę. A czy mógłbym skorzystać z toalety? – zapytał, dalej stojąc.
-Tak, pewnie. Pierwsze drzwi od kuchni – podpowiedziała, a tamten zaraz za nimi zniknął. A kiedy już wrócił, niepewnie zasiadł przy stole. – Częstuj się. Chyba, że nie lubisz takich, to zrobię ci coś innego. To co, zrobić? – wskazała na kanapki.
-Nie, nie. W porządku. Zjem te. – chwycił za tą z serem i pomidorem i zaczął powoli przeżuwać.
-Jedz jeszcze. – odezwała się chwilę później, a ten tylko pokręcił głową, dopijając tylko kawę – Chcesz drugą? – znów pokręcił głową – Na pewno? Bo ja to chyba muszę. Dawno tak dużo nie wypiłam. Ale o dziwo nie boli mnie głowa. Zwykle tabletki nie pomagały… No właśnie. Może chcesz jakąś tabletkę? Może cię coś boli, bo spałeś w takim małym łóżku i tak dalej – przerwała nagle.
-Nie, nie potrzebuję niczego. W zasadzie to ja już pójdę – zerwał się nagle z krzesła – To cześć.
-Piotrek, poczekaj. Mam twoje rzeczy! – zawołała za nim i przeszła z nim do przedpokoju. Stamtąd ze swojej torebki wyciągnęła jego komórkę, klucze i portfel. Odebrał od niej swoje gadżety, ubrał buty i wyszedł. Nie uśmiechając się, nawet też nie dziękując. A przecież gdyby nie ona, to pewnie spędziłby całą noc w tym cholernym klubie!

Biegiem przemierzała początek pustego korytarza, który prowadził na halę. Usłyszała, że ktoś też dopiero tam się dostał. Przyśpieszyła kroku i też już chwytała za klamkę.
-Przepraszam za spóźnienie! – krzyknęła, ściągając torbę i zaraz pojawiła się obok Jacka – Myślałam, że mam wolne.
-Nikt nie ma wolnego, chociaż niektórym też się tak wydaje – mruknął na Nowakowskiego, który na szybkiego się przebierał. – Też dopiero przyszedł, ale jakiś taki dziwny. Podobno razem zniknęliście…
-Tak, ale to nie tak jak myślisz – mruknęła niepewnie.
-Nie no, ja nie osądzam. Ja tu tylko pracuję. – uśmiechnęła się do niego jakby z podziękowaniem i zaraz też skupiła się na treningu chłopaków, a zwłaszcza na Nowakowskim, który nie był zadowolony z tego, że musi tutaj być, ale mimo to pracował chyba najciężej ze wszystkich.

-Jutro to powtórzymy, więc do pierwszego meczu będzie wszystko w porządku – uśmiechnęła się do Alka, a tamten podziękował łamaną polszczyzną i wyszedł. Ona w tym czasie wzięła łyk smakowej, cytrynowej wody mineralnej i podeszła do łóżka, na którym wcześniej leżał Achrem. Wygładzała materiał, dopóki nie usłyszała jak drzwi z jej gabinetu na powrót się otwierają.
-Jestem ostatni – odezwał się blondyn, zamykając za sobą drzwi. Niepewnie usiadł na wcześniejszym miejscu białoruskiego przyjmującego.
-Dobrze. Co Cię boli?
-Kolana. Spałem na dość wygodnym łóżku, ale niestety nie był to mój rozmiar. Ale oczywiście lepsze to, niż klubowe siedzenia – pierwszy raz zobaczyła, żeby się do niej uśmiechnął. Pokiwała głową.
-Coś jeszcze?
-Czy znajdziesz dla mnie chwilę czasu? Chciałbym pogadać – mruknął cicho, ale zrozumiała go.
-Tak, tak. Po tym jestem wolna, skoro jesteś ostatni – pokiwała głową, a tamten tylko zmienił pozycję na leżącą.

Oboje ramię w ramię wyszli z hali. Przez chwilę szli w całkowitym milczeniu, dopóki nie odezwała się ona.
-To, o czym chciałeś pogadać?
-Bo chodzi o to… - zaczął, nie patrząc na nią, tylko lustrując otoczenie – No bo chciałem Ci podziękować, no i przeprosić oczywiście. Nie przerywaj mi, błagam – dodał, kiedy kątem oka spostrzegł, że tamta chciała przeszkodzić mu w jego monologu – Gdyby nie Ty, zostałbym w tym klubie. Ale Ty mnie przygarnęłaś, sama spałaś na podłodze, chociaż wcale nie musiałaś. No i rano zrobiłaś mi śniadanie, oddałaś mi moje rzeczy, których przecież nie musiałaś zabierać ze sobą. I co najważniejsze: nie wracałaś do wczoraj. A ja ani Ci nie podziękowałem, żebyś nie myślała, że  nie jestem wdzięczny, bo jestem – i to bardzo. Tylko wcześniej było mi tak głupio. Pierwszy raz byłem w takim stanie. – mruknął, spoglądając na nią – Więc, dziękuję że się mną zaopiekowałaś i przepraszam za kłopot.
-A ja Ci tylko powiem, że nie ma sprawy. Ludzie muszą sobie pomagać, no a zwłaszcza po takim początku – westchnęła – Przepraszam za wtedy.
-Nie, nie szkodzi naprawdę. Każdy może się źle poczuć, a że akurat Ty jakoś zasłabłaś przy moim powitaniu to… - wzruszył ramionami, całkiem nieświadomy teraźniejszych myśli dziewczyny – No bywa, no. Ale chyba nie jestem aż taki straszny, skoro teraz jest wszystko dobrze? – zapytał cicho chichrając się. Tamta tylko w odpowiedzi uśmiechnęła się do niego.
Tak, teraz było wszystko dobrze. Zwłaszcza wtedy, kiedy przystanęli przy jakiejś małej rzeszowskiej kwiaciarni. On zakazał jej wchodzić do środka, a sam zniknął za drzwiami. Więc stała tam i wąchała kwiaty wystawione na parapecie, a także te na ziemi. Dopiero, kiedy usłyszała jego chrząknięcie uniosła głowę od roślin i zobaczyła stojącego Nowakowskiego z bukietem kwiatów.
-Nie – mruknęła, patrząc jak powoli do niej podchodzi.
-Tak. Nie wiem czy lubisz, ale… wydawało mi się, że to dobry sposób. Proszę – wyciągnął w jej stronę dwie białe, a także jedną czerwoną różę, tworzące mały, skromny bukiecik. – Jeszcze raz dziękuję i przepraszam.
Niepewnie chwyciła kwiaty i zaraz zanurzyła w nich swój mały nos.
-Uwielbiam kwiaty, dziękuję – puściła mu oczko – W domu mieliśmy cały ogród i codziennie w wazonie znajdowały się jakieś nowe. Ale mama była na mnie zła, jak zrywałam te dopiero rozkwitające się – roześmiała się, wspominając dzieciństwo.
-Nie jesteś stąd? – zapytał, a tamta pokręciła głową. – Nie?
-Przyjechałam tu na studia, rok temu z przyjaciółką. A pochodzę spod Rzeszowa.
-Dlaczego zajmowanie się siatkarzami?
-Bo nigdzie indziej mnie nie chcieli – udał zdziwionego – Serio. Dziewczyna Kosoka mi to załatwiła w ramach praktyk, no i jakoś zabawiłam. A ty, dlaczego siatkówka?
-Żeby coś mieć, kiedy wszystko inne Ci się spieprzy – mruknął – Tak jak teraz. – i nastała cisza. Widziała jak rozglądał się dookoła, nie chcąc na nią spojrzeć. Speszył się, to na pewno. A ona, zamiast mu pomóc przełamać tą wstydliwość, sama nie wiedziała, co powiedzieć. Szli, więc dalej w milczeniu, dopóki on nie zapytał nagle – Daleko mieszkasz od tego parku, w którym pierwszy raz Cię widziałem?
Zerknęła na niego. Pamiętał. Uśmiechnęła się pod nosem.
-Nie. Może 10minut drogi, a dlaczego pytasz?
-To odprowadzę Cię i pójdę sobie pobiegać, dobra? Nie chcę jeszcze wracać do domu, a bieganie dobrze mi zrobi.
-Dobra, ale nie przeciążaj za bardzo kolan, bo poskarżę się trenerowi. – pokiwała mu palcem przed nosem, a tamten tylko roześmiał się – No co? Jestem za Ciebie odpowiedzialna.
-Dobrze, będę grzeczny.
-To pa, sportowcu. – przeszli jeszcze kawałek, kiedy nagle odezwała się. Widziała jego pytające spojrzenie – Mieszkam dosłownie za rogiem, więc…
-Okej, rozumiem. To cześć. Do jutra – pomachał jej, odwrócił się i odszedł, poszukując czegoś w torbie. A kiedy już to znalazł, okazało się że to słuchawki, które zaraz założył na uszy. I ruszył biegiem do parku, nie odwracając się. A ona dalej stała tam w miejscu i odprowadzała go wzrokiem. Tak jak wtedy, pierwszy raz.

-No nareszcie jesteś! Ja zdążyłam wrócić z pracy, spotkać się z Maćkiem, a Ciebie dalej nie ma. Gdzie się szlajasz tyle czasu? – zagrzmiała groźnie Olga siedząc w kuchni, ale zaraz zmieniła ton, kiedy na stole pojawił się ten malutki bukiecik z róż – Co to?
-Kwiatki, nie widzisz? – zapytała, opadając na krzesło obok.
-Ale od kogo…
-No od kogo. Od Piotrka. Chciał mi podziękować, a także przeprosić za kłopot. – wzruszyła ramionami.
-No, no kwiatki na początek…
-Olga…- mruknęła ostrzegawczo.
-Dobra, dobra. Żartuję przecież. – westchnęła, widząc że dzisiaj to wszystko nie bawi przyjaciółkę – Widzę, że Ty z tym Piotrkiem coś zaczynasz szaleć. A co z Sewerynem? Rozmawiałaś z nim dzisiaj?
-Wójcik. Piotrek to tylko kumpel. A z Sewerynem nie rozmawiałam od kilku dni.
-Ah, tak. Zapomniałam. Im dłuższa cisza, tym gorętsza późniejsza noc – zachichotała, ale dostała z bukietu – Au, bo Ci Piotruś nowego nie kupi!
-Zamknij się. Już dzisiaj nic nie mów. – warknęła zła, wstając od stołu.
-Nie, no przepraszam. Siadaj, opowiadaj mi wszystko. – chwyciła ją za nadgarstek, uśmiechnęła się i przysunęła bliżej stołu – No. Nie będę nic komentować, no a przynajmniej się postaram. Obiecuję – dźwignęła dwa palce i zacisnęła wargi – No, nie daj się prosić.
-No dobra. – wyjęczała tylko tamta i zaczęła streszczanie ostatnich wydarzeń, w tym samym czasie robiąc sobie swoją ulubioną herbatę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz