-Poczekaj, wyjdę z pokoju i
zaraz do Ciebie oddzwonię – szepnęła i rozłączyła się, wychodząc nieporadnie ze
śpiwora. Nogą przesunęła go bardziej pod ścianę, by nie sprawiał żadnych
problemów. Cicho, otworzyła drzwi swojego zielonego pokoju i już zamierzała go
opuścić, kiedy wróciła się i zerknęła na spokojnie śpiącego Piotrka. Uśmiechnęła
się pod nosem, kiedy zachrapał głośniej, ale wyszła do kuchni.
Przysiadła na taborecie,
oparła się o ścianę i wybrała numer do przyjaciółki, przy okazji ziewając
szeroko.
-No nareszcie. Dzień dobry Księżniczko, Książę dalej jest? – zapytała radośnie.
-Cześć. No jest jeszcze,
zresztą ja też dopiero wstałam. A czemu pytasz?
-Bo tak jakby jest już przed…
16.
-Co? – jęknęła, wpatrując się
w zegar nad nią – Faktycznie, nieźle sobie pospaliśmy. A właściwie, dlaczego
Ciebie nie ma jeszcze w domu?
-A bo… Zadzwoniłam po Maćka i
tak jakoś, no nas nie ma. Poza tym nie chciałam wam przeszkadzać…
-Olga! – krzyknęła na całe
mieszkanie, zapominając że nie jest sama – Jesteś małpa przebrzydła, nienawidzę
Cię.
-Kochanie, nie zapominaj, że
jeszcze niczego mi nie wyjaśniłaś, więc mogę sobie myśleć, co tylko zechcę – w
myślach widziała jej wystawiony język.
-Jakbyś tu była to już bym Ci
wszystko opowiedziała.
-No właśnie, ale mnie nie ma,
więc nie mam jak tego usłyszeć.
-Nie odzywaj się do mnie,
nawet jak wrócisz – mruknęła zła.
-Też Cię kocham.
-Tak, ja Ciebie też. Dobra… To,
o której będziesz?
-Nie wiem, na pewno będę
jeszcze dzisiaj. To ciao! Szykuj się na długą pogawędkę – przypomniała i
rozłączyła się.
A ruda tylko rzuciła telefonem
na stół, który zabrzęczał dostając się pod wielki talerz. Wyciągnęła go z worka
i ujrzała kartkę, wpiętą w jedną z wielu kanapek: „Przez to, że zrobiłaś nam
pobudkę, postanowiłam Ci zrobić kanapki. Ale tak nie będzie zawsze – nie
przyzwyczajaj się. Większa ilość, byś mogła poczęstować swojego… przyjaciela?
Smacznego. Olga.” Pokręciła głową i chwyciła kanapkę, wlewając wodę do czajnika
i stawiając go na gazie. Potrzebowała kawy. I to dużo…
-Cześć – usłyszała nagle niepewny,
męski głos. Odwróciła się i zobaczyła stojącego w drzwiach, zaspanego
Nowakowskiego.
-Cześć – przywitała się –
Siadaj, częstuj się kanapkami. Chcesz kawę czy herbatę?
-Kawę poproszę. A czy mógłbym skorzystać
z toalety? – zapytał, dalej stojąc.
-Tak, pewnie. Pierwsze drzwi
od kuchni – podpowiedziała, a tamten zaraz za nimi zniknął. A kiedy już wrócił,
niepewnie zasiadł przy stole. – Częstuj się. Chyba, że nie lubisz takich, to
zrobię ci coś innego. To co, zrobić? – wskazała na kanapki.
-Nie, nie. W porządku. Zjem
te. – chwycił za tą z serem i pomidorem i zaczął powoli przeżuwać.
-Jedz jeszcze. – odezwała się
chwilę później, a ten tylko pokręcił głową, dopijając tylko kawę – Chcesz
drugą? – znów pokręcił głową – Na pewno? Bo ja to chyba muszę. Dawno tak dużo
nie wypiłam. Ale o dziwo nie boli mnie głowa. Zwykle tabletki nie pomagały… No
właśnie. Może chcesz jakąś tabletkę? Może cię coś boli, bo spałeś w takim małym
łóżku i tak dalej – przerwała nagle.
-Nie, nie potrzebuję niczego.
W zasadzie to ja już pójdę – zerwał się nagle z krzesła – To cześć.
-Piotrek, poczekaj. Mam twoje
rzeczy! – zawołała za nim i przeszła z nim do przedpokoju. Stamtąd ze swojej
torebki wyciągnęła jego komórkę, klucze i portfel. Odebrał od niej swoje
gadżety, ubrał buty i wyszedł. Nie uśmiechając się, nawet też nie dziękując. A
przecież gdyby nie ona, to pewnie spędziłby całą noc w tym cholernym klubie!
Biegiem przemierzała początek
pustego korytarza, który prowadził na halę. Usłyszała, że ktoś też dopiero tam
się dostał. Przyśpieszyła kroku i też już chwytała za klamkę.
-Przepraszam za spóźnienie! –
krzyknęła, ściągając torbę i zaraz pojawiła się obok Jacka – Myślałam, że mam
wolne.
-Nikt nie ma wolnego, chociaż
niektórym też się tak wydaje – mruknął na Nowakowskiego, który na szybkiego się
przebierał. – Też dopiero przyszedł, ale jakiś taki dziwny. Podobno razem
zniknęliście…
-Tak, ale to nie tak jak
myślisz – mruknęła niepewnie.
-Nie no, ja nie osądzam. Ja tu
tylko pracuję. – uśmiechnęła się do niego jakby z podziękowaniem i zaraz też
skupiła się na treningu chłopaków, a zwłaszcza na Nowakowskim, który nie był
zadowolony z tego, że musi tutaj być, ale mimo to pracował chyba najciężej ze
wszystkich.
-Jutro to powtórzymy, więc do pierwszego meczu będzie wszystko w porządku – uśmiechnęła się do Alka, a tamten podziękował łamaną polszczyzną i wyszedł. Ona w tym czasie wzięła łyk smakowej, cytrynowej wody mineralnej i podeszła do łóżka, na którym wcześniej leżał Achrem. Wygładzała materiał, dopóki nie usłyszała jak drzwi z jej gabinetu na powrót się otwierają.
-Jestem ostatni – odezwał się
blondyn, zamykając za sobą drzwi. Niepewnie usiadł na wcześniejszym miejscu
białoruskiego przyjmującego.
-Dobrze. Co Cię boli?
-Kolana. Spałem na dość
wygodnym łóżku, ale niestety nie był to mój rozmiar. Ale oczywiście lepsze to,
niż klubowe siedzenia – pierwszy raz zobaczyła, żeby się do niej uśmiechnął.
Pokiwała głową.
-Coś jeszcze?
-Czy znajdziesz dla mnie
chwilę czasu? Chciałbym pogadać – mruknął cicho, ale zrozumiała go.
-Tak, tak. Po tym jestem wolna,
skoro jesteś ostatni – pokiwała głową, a tamten tylko zmienił pozycję na
leżącą.
Oboje ramię w ramię wyszli z
hali. Przez chwilę szli w całkowitym milczeniu, dopóki nie odezwała się ona.
-To, o czym chciałeś pogadać?
-Bo chodzi o to… - zaczął, nie
patrząc na nią, tylko lustrując otoczenie – No bo chciałem Ci podziękować, no i
przeprosić oczywiście. Nie przerywaj mi, błagam – dodał, kiedy kątem oka
spostrzegł, że tamta chciała przeszkodzić mu w jego monologu – Gdyby nie Ty,
zostałbym w tym klubie. Ale Ty mnie przygarnęłaś, sama spałaś na podłodze,
chociaż wcale nie musiałaś. No i rano zrobiłaś mi śniadanie, oddałaś mi moje
rzeczy, których przecież nie musiałaś zabierać ze sobą. I co najważniejsze: nie
wracałaś do wczoraj. A ja ani Ci nie podziękowałem, żebyś nie myślała, że nie jestem wdzięczny, bo jestem – i to bardzo.
Tylko wcześniej było mi tak głupio. Pierwszy raz byłem w takim stanie. –
mruknął, spoglądając na nią – Więc, dziękuję że się mną zaopiekowałaś i
przepraszam za kłopot.
-A ja Ci tylko powiem, że nie
ma sprawy. Ludzie muszą sobie pomagać, no a zwłaszcza po takim początku –
westchnęła – Przepraszam za wtedy.
-Nie, nie szkodzi naprawdę.
Każdy może się źle poczuć, a że akurat Ty jakoś zasłabłaś przy moim powitaniu
to… - wzruszył ramionami, całkiem nieświadomy teraźniejszych myśli dziewczyny –
No bywa, no. Ale chyba nie jestem aż taki straszny, skoro teraz jest wszystko
dobrze? – zapytał cicho chichrając się. Tamta tylko w odpowiedzi uśmiechnęła się
do niego.
Tak, teraz było wszystko
dobrze. Zwłaszcza wtedy, kiedy przystanęli przy jakiejś małej rzeszowskiej
kwiaciarni. On zakazał jej wchodzić do środka, a sam zniknął za drzwiami. Więc
stała tam i wąchała kwiaty wystawione na parapecie, a także te na ziemi. Dopiero,
kiedy usłyszała jego chrząknięcie uniosła głowę od roślin i zobaczyła stojącego
Nowakowskiego z bukietem kwiatów.
-Nie – mruknęła, patrząc jak
powoli do niej podchodzi.
-Tak. Nie wiem czy lubisz,
ale… wydawało mi się, że to dobry sposób. Proszę – wyciągnął w jej stronę dwie
białe, a także jedną czerwoną różę, tworzące mały, skromny bukiecik. – Jeszcze
raz dziękuję i przepraszam.
Niepewnie chwyciła kwiaty i
zaraz zanurzyła w nich swój mały nos.
-Uwielbiam kwiaty, dziękuję –
puściła mu oczko – W domu mieliśmy cały ogród i codziennie w wazonie znajdowały
się jakieś nowe. Ale mama była na mnie zła, jak zrywałam te dopiero
rozkwitające się – roześmiała się, wspominając dzieciństwo.
-Nie jesteś stąd? – zapytał, a
tamta pokręciła głową. – Nie?
-Przyjechałam tu na studia,
rok temu z przyjaciółką. A pochodzę spod Rzeszowa.
-Dlaczego zajmowanie się
siatkarzami?
-Bo nigdzie indziej mnie nie
chcieli – udał zdziwionego – Serio. Dziewczyna Kosoka mi to załatwiła w ramach
praktyk, no i jakoś zabawiłam. A ty, dlaczego siatkówka?
-Żeby coś mieć, kiedy wszystko
inne Ci się spieprzy – mruknął – Tak jak teraz. – i nastała cisza. Widziała jak
rozglądał się dookoła, nie chcąc na nią spojrzeć. Speszył się, to na pewno. A
ona, zamiast mu pomóc przełamać tą wstydliwość, sama nie wiedziała, co
powiedzieć. Szli, więc dalej w milczeniu, dopóki on nie zapytał nagle – Daleko
mieszkasz od tego parku, w którym pierwszy raz Cię widziałem?
Zerknęła na niego. Pamiętał. Uśmiechnęła
się pod nosem.
-Nie. Może 10minut drogi, a
dlaczego pytasz?
-To odprowadzę Cię i pójdę
sobie pobiegać, dobra? Nie chcę jeszcze wracać do domu, a bieganie dobrze mi
zrobi.
-Dobra, ale nie przeciążaj za
bardzo kolan, bo poskarżę się trenerowi. – pokiwała mu palcem przed nosem, a
tamten tylko roześmiał się – No co? Jestem za Ciebie odpowiedzialna.
-Dobrze, będę grzeczny.
-To pa, sportowcu. – przeszli
jeszcze kawałek, kiedy nagle odezwała się. Widziała jego pytające spojrzenie –
Mieszkam dosłownie za rogiem, więc…
-Okej, rozumiem. To cześć. Do
jutra – pomachał jej, odwrócił się i odszedł, poszukując czegoś w torbie. A
kiedy już to znalazł, okazało się że to słuchawki, które zaraz założył na uszy.
I ruszył biegiem do parku, nie odwracając się. A ona dalej stała tam w miejscu
i odprowadzała go wzrokiem. Tak jak wtedy, pierwszy raz.
-No nareszcie jesteś! Ja
zdążyłam wrócić z pracy, spotkać się z Maćkiem, a Ciebie dalej nie ma. Gdzie
się szlajasz tyle czasu? – zagrzmiała groźnie Olga siedząc w kuchni, ale zaraz zmieniła
ton, kiedy na stole pojawił się ten malutki bukiecik z róż – Co to?
-Kwiatki, nie widzisz? –
zapytała, opadając na krzesło obok.
-Ale od kogo…
-No od kogo. Od Piotrka.
Chciał mi podziękować, a także przeprosić za kłopot. – wzruszyła ramionami.
-No, no kwiatki na początek…
-Olga…- mruknęła ostrzegawczo.
-Dobra, dobra. Żartuję
przecież. – westchnęła, widząc że dzisiaj to wszystko nie bawi przyjaciółkę –
Widzę, że Ty z tym Piotrkiem coś zaczynasz szaleć. A co z Sewerynem?
Rozmawiałaś z nim dzisiaj?
-Wójcik. Piotrek to tylko
kumpel. A z Sewerynem nie rozmawiałam od kilku dni.
-Ah, tak. Zapomniałam. Im
dłuższa cisza, tym gorętsza późniejsza noc – zachichotała, ale dostała z bukietu
– Au, bo Ci Piotruś nowego nie kupi!
-Zamknij się. Już dzisiaj nic
nie mów. – warknęła zła, wstając od stołu.
-Nie, no przepraszam. Siadaj,
opowiadaj mi wszystko. – chwyciła ją za nadgarstek, uśmiechnęła się i
przysunęła bliżej stołu – No. Nie będę nic komentować, no a przynajmniej się
postaram. Obiecuję – dźwignęła dwa palce i zacisnęła wargi – No, nie daj się
prosić.
-No dobra. – wyjęczała tylko
tamta i zaczęła streszczanie ostatnich wydarzeń, w tym samym czasie robiąc
sobie swoją ulubioną herbatę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz