31.08.2012

Rozdział trzynasty.


13 styczeń 2012. Piątek.
To właśnie ta data widniała na kalendarzu znajdującym się na tej samej ścianie, przy której stał ich stół. Nawet i bez patrzenia na tą datowaną kartkę, można było domyślić się, co to za dzień. Już od samego rana wszystko było przeciw niej. A to, że akurat dla niej nie starczyło kawy i musiała zadowolić się herbatą. A to, że dziś była jej kolej robienia zakupów, a nie umiała znaleźć żadnych pieniędzy, a potem także kluczy. A później jak już spojrzała na kalendarz, to doszło do niej, że dziś jest piątek i to trzynastego. I to dopiero przekonało ją w tym, że ten dzień będzie beznadziejny.
Westchnęła, gdy rozglądała się po warzywniaku w poszukiwaniu truskawek. Od kilku dni chodziła i szukała, a wciąż nie potrafiła ich tak łatwo znaleźć. Wiadomo, była zima, ale żeby nawet truskawek ze szklarni nigdzie nie było?
-Witam Ingo – usłyszała doskonale znajomy głos, a jej serce zaczęło bić jak oszalałe. Na samym początku myślała, że tylko jej się to przesłyszało, więc rozejrzała się niepewnie, ale za nią nikt nie stał. Z cichym westchnięciem z powrotem odwróciła się i wtedy go zobaczyła, jak stał niedaleko niej – Co, myślałaś, że Ci się przesłyszało? – zapytał, po czym zaczął podchodzić do niej bliżej. Przełknęła ślinę, nie spuszczając z niego wzroku. Wiedziała, że kiedyś musiał nastąpić ten moment, ale że akurat dzisiaj? Akurat dzisiaj, tego cholernego trzynastego stycznia, który wypadał w piątek?
-Nie... – niepewnie mruknęła. – Wcale tak nie myślałam.
-To dobrze. Bo myślałem, że masz nadzieję, że jak ubierzesz czapeczkę, to Cię nie poznam – stwierdził, wpatrując się w prezent od Nowakowskiego – Ale nie ma tak łatwo. Ja Cię wszędzie rozpoznam. Nawet jak się tak dawno nie widzieliśmy. Chyba za długa była ta przerwa, nie sądzisz? – zapytał, poprawiając ciemne okulary – Stęskniłaś się za mną? - nic nie odpowiedziała, tylko niepewnie rozglądała się po bokach. – No, dlaczego nic nie odpowiadasz? – warknął, a tamta po prostu stanęła jak słup soli. Znów zaczynała się go bać. Dlatego, gdy tylko wyciągnął w jej stronę rękę, ta rzuciła się do tyłu, ale za nią nie było żadnej wolnej przestrzeni i po prostu wpadła w warzywa, które rozsypały się u jej stóp.
-No proszę państwa! Proszę uważać! – usłyszała nagle krzyk starszej pani, która doleciała do skrzynek i zaczęła je poprawiać – Zupełny brak kultury i to nawet w zwykłym warzywniaku! Przecież nikt potem nie kupi takich jarzyn!
-Przepraszamy, to się już więcej nie powtórzy, bo my już sobie idziemy, prawda kochanie?– zapytał ją z miłym uśmiechem, a potem po prostu pociągnął za sobą, wychodząc ze sklepu – Teraz to na pewno mi nie uciekniesz – usłyszała szept przy swoim uchu i chwilowo ją puścił, ale nawet nie miała szans na ucieczkę, gdyż jego miejsce zajęli jakieś dryblasy, którzy mocno chwycili ją za ręce z obu stron.
Poczuła tylko ból, a jej oczy momentalnie zaszły łzami. Nie miała żadnych szans na ucieczkę. Zwłaszcza, że po drugiej stronie ulicy stała kolejna dwójka „jego paczki”, która zaraz dołączyła do tego pochodu. Czuła się, jakby zrobiła coś złego, jakby prowadzili ją na skazanie za swoje winy. I na pewno właśnie tak było. Tylko, że ona niczego nie zrobiła. Przecież na niego nie zakapowała, Piotrka też prosiła by tego nie robił. Czyżby jej nie posłuchał? Przecież wiedział, jakie to ważne. Wiedział, że nie mogą tego zrobić.
Nawet nie wiedziała jak i kiedy, a znajdowała się w jakiejś starej bramie prowadzącej do opustoszałej kamienicy. Nie wiedziała gdzie dokładniej się znajduje, w którą stronę do domu i dlaczego są właśnie tutaj?
-I co? A trzeba było trzymać język za ząbkami, to nic takiego nie miałoby miejsca, a tak... – pogłaskał ją po włosach, a ta tylko zaczęła się miotać w uścisku tych dwóch, aż trafiła głową w wysłużone cegły. – Oj, widzę, że nietykalna. Co, czyżbyś należała do kogoś innego?
-Nie należę do nikogo – warknęła przez zęby.
-Na pewno? A do tego siatkarzyny też nie? – podniosła na niego załzawione oczy – Przecież prawie każdą chwilę oprócz godzin przesiadywanych na uczelni, spędzasz z nim. A co, może to nie prawda? Nic nie mówisz... No trudno. Powiedz mi tylko, czy on wie o wszystkim? – pokręciła przecząco głową – Nie? No jak to? Przecież w związku powinno się mówić o wszystkim, prawda? A jak o wszystkim nie wie, to jakim cudem Ci tak ufa? Och, gdyby tylko wiedział, jaką jego dziewczyna ma przeszłość... – zacmokał, wywracając oczami. – No, chyba że o wszystkim wie...
-Nie wie. – wyszeptała.
-Tak, na pewno? To, dlaczego od pewnego czasu ktoś ciągle za mną chodzi, hm? Wynajęliście kogoś?
-Nie wiem, o czym mówisz. – twierdziła poważnie, ale widziała po jego minie, że jej nie wierzył.
-Nie wiesz? Nie wiesz?! Jak śmiesz kłamać mi prosto w twarz, suko! – wybuchł, a zaraz poczuła jak jego pięść ląduje na jej policzku. Rozpłakała się jeszcze bardziej – Pamiętasz, co obiecałaś mi przed tyloma ludźmi na samym początku naszej znajomości? Że nikomu tego nie rozgadasz. Że będę bezpieczny, że nikt nie będzie za mną łaził. Przecież wiesz, po co to robię. I doskonale wiesz też jak to się skończyło w przypadku Nowaka, wiesz czy nie wiesz? – kiwnęła głową – No, to dlaczego to robisz?
-Ale ja naprawdę nic...
-Kurwa, nie kłam! Powiedz prawdę, dlaczego to robisz? – zaczął nią trząść, a ta tylko wyła z bólu, ze strachu i z bezsilności – No dlaczego?
-Zostaw ją skurwielu! – usłyszała nagle jakiś męski krzyk, który powinna dobrze znać, ale za nic nie potrafiła sobie przypomnieć kto to. Nagle została uwolniona i jakby nie wierząc w to wszystko, nieprzytomnie rozejrzała się dookoła, jak kilku facetów atakowało tych dryblasów. W tym jakiś jeden obijał Seweryna.
-Zostaw go! – zawołała, a jedna z twarzy zwróciła się w ją stronę. Pod ciemnym kapturem zobaczyła twarz... ich nowego sąsiada, Tomasza. – Ale... Jak...
-Uciekaj! – usłyszała tylko jego krzyk, ale dalej stała i wpatrywała się w tą sytuację. Skąd on tak nagle się tu wziął i tak właściwie, dlaczego ją ratuje? – Inga, uciekaj! – usłyszała po raz kolejny i nagle widząc, że ktoś kieruje się w jej stronę, odwróciła się i rzuciła się biegiem przed siebie.
-Wiesz, że gdyby nie to, dałbym Ci spokój na zawsze? Ja też chcę twojego szczęścia, ale skoro Ty stajesz naprzeciw mojego, to to wszystko tak łatwo nie może się skończyć... – usłyszała jeszcze za sobą wrzask Seweryna, który spowodował, że przystanęła na chwilę i całkowicie zapominając o osobie, która biegła w jej stronę, zaczęła wzrokiem szukać dilera. Nagle usłyszała wystrzał z broni, a jeden z biegnących dryblasów padł kilka metrów od niej i zaczął skowyczeć z bólu, chwytając się udo.
-Uciekaj do cholery! -  usłyszała kolejny głos, który kazał jej wynosić z tego miejsca. Ten głos również wydawał jej się znajomy, ale, mimo że chciała się dowiedzieć, kto to był, to posłusznie spełniła rozkaz i już za chwilę wybiegła z bramy. Nie odwracała się już za siebie. Nie była w stanie. I tak wiedziała, że ta scena na zawsze utkwi w jej pamięci i nieraz będzie śniła jej się po nocach.

Biegła resztkami sił. Już prawie była na wykończeniu. Potykała się na prostej drodze, ale nie zatrzymywała się. Chciała znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Ludzie, których mijała, a nie raz także popychała i szturchała, posyłali w jej stronę różne cierpkie słowa, których kompletnie nie słyszała. W uszach wciąż dudnił jej krzyk sąsiada Tomasza, ale także wystrzał z pistoletu i widok tego jednego, który padł parę metrów od niej.
Ale i tak chyba najbardziej wyryło jej się w pamięci ostrzeżenie Seweryna: „Wiesz, że gdyby nie to, dałbym Ci spokój na zawsze? Ja też chcę twojego szczęścia, ale skoro Ty stajesz naprzeciw mojego, to... to wszystko tak łatwo nie może się skończyć...”
Na myśl o tym tusz do rzęs jeszcze bardziej rozmazał jej się pod oczami i na policzkach, gdzie płynęły kolejne już dzisiaj strużki łez. Nie myślała jednak o tym jak wygląda i czy mógłby to zauważyć jakiś sąsiad z okolicy. Teraz chciała tylko jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju, odcięta od całego zewnętrznego świata. W końcu chciała poczuć się bezpiecznie.
I faktycznie, szybko to nastąpiło. Nawet nie wiedziała, kiedy, a już wbijała kod na domofon i wbiegała po schodach na czwarte piętro. Nacisnęła na klamkę i rozebrawszy się w przedpokoju, od razu poszła do siebie.
-Inga, gdzie Ty leziesz! A gdzie masz zakupy? – zaraz usłyszała krzyk przyjaciółki, która natychmiast wparowała do jej pokoju.
Wściekła już zamierzała zrobić jej niezłą burę, ale widząc, że tamta nic nie robi sobie z jej krzyków, a tylko siada na łóżku i opiera głowę o ścianę, usiadła obok niej. Przyjrzała jej się jeszcze dokładniej, a to, co zauważyła centralnie zbiło ją z rytmu.
Inga, cała rozmazana przez płacz, z czerwonym policzkiem, który zaczynał nieźle puchnąć nie odpowiadała na żadne pytania, nie odzywała się kompletnie. Tylko bezmyślnie wpatrywała się przed siebie.
-O mój Boże, Inguś... Co się stało? – wydukała, przybliżając się do dziewczyny i przytulając ją mocno do siebie. Jednak ten uścisk był jakby przytulała jakąś lalkę o ludzkim wzroście. Była bezwładna, jakby życie z niej kompletnie uleciało.
Ostatni raz widziała ją taką... dzień po studniówce. Teraz było z nią jednak zdecydowanie gorzej. Wtedy, gdy przestała płakać, opowiedziała jej wszystko, co i jak. A wcześniej po prostu wtuliła się w jej ramiona jak bezbronne zwierzę. Ale wiedziała, że teraz.... nic od niej nie usłyszy. Żadnego wytłumaczenia, nic. A przecież były najlepszymi przyjaciółkami od małego.
Odsunęła się od Ingi, zerknęła na nią ze smutkiem, po czym wstała z łóżka i opuściła jej pokój. Widocznie był tylko jeden sposób, by dziewczyna wróciła do świata żywych. A ona koniecznie musiała ten sposób wykorzystać. Może akurat to pomoże, nawet musi... Nie chciała myśleć, co będzie, gdy i ta metoda zawiedzie...

Od kilku godzin nie zmieniła pozycji, ani trochę nie ruszyła się z miejsca. Tak jak wcześniej zasiadła na łóżku i oparła się o ścianę, tak samo siedziała i teraz. Otwarte oczy, z których bezustannie płynęły łzy, wpatrywały się gdzieś w przestrzeń.
Nic do niej nie docierało, mimo upływu ciut czasu, dalej nie odpowiadała nawet na pytania przyjaciółki, która z każdą chwilą załamywała się coraz bardziej. Nie wiedziała, co się stało, bo przecież tamta o niczym jej nie mówiła. Zauważyła to wtedy przed meczem w Warszawie, ale i wtedy niczego się nie dowiedziała.
-Inguś, słońce ty moje, co się stało? – ciągle pytała, tuląc ją do siebie, ale wciąż nie dostała żadnej odpowiedzi. Nowaczyk nie reagowała na żaden znak, siedziała jak skamieniała nadal wpatrując się w przeciwległą ścianę, przy której stały meble.
Zrezygnowana poszła otworzyć frontowe drzwi, bo usłyszała głośne, wręcz natrętne pukanie do drzwi. Wiedziała, kto to mógł być, ale nie spodziewała się go tak szybko. Przecież trening skończył się kilkanaście minut temu, a on już pukał w ich drzwi?! Przekręciła zamek i pociągnęła za klamkę, a na przed sobą zauważyła nieziemsko wyczerpanego Nowakowskiego.
-Jest u siebie? – wydyszał tylko, na co kiwnęła głową, a on zaczął rozbierać się już przed przekroczeniem progu, po czym zostawiając tylko buty na wycieraczce, wparował do jej zielonego pokoju. A to, co tam zobaczył, chyba naprawdę przeszły jeszcze najśmielsze oczekiwania. Gdy Olga wysłała mu SMS, owszem napisała, że Inga jest w złym stanie, ale nie myślał, że aż w takim. – Inguś... – zaraz też przytulał do siebie rudą, która zachowywała się tak jak samo i te parędziesiąt minut wcześniej. Niczym marionetka.
-Sam widzisz... – zaczęła Olga, ale ten nie dał jej dokończyć, bo po prostu wpadł w niepohamowaną wściekłość.
-Zabiję gnoja, jak nic! Zabiję! – zaczął wrzeszczeć i gwałtownie podniósł się z jej łóżka – Kurwa, jeszcze mnie popamięta!
-Piotrek, ale o czym Ty...
-Nie czas na to, naprawdę. Olga, wyjaśnię Ci to, ale jak tylko dostanę go w swoje ręce. – miotał się po pokoju, aż w końcu z niego wybiegł. Jednak na powrót do niego wrócił, podszedł do Ingi i ucałował ją w czoło – Obiecuję Ci, że już więcej nie pojawi się w Twoim życiu. – i już z powrotem kierował się w stronę drzwi, kiedy oboje usłyszeli cichy szept: „Proszę, nie.”
Oboje spojrzeli na nią z niedowierzaniem. Odezwała się. Odezwała się po kilku godzinach ciszy z jej strony!
Nowakowski po raz kolejny się wrócił i usiadłszy przy niej, znów mocno ją do siebie przygarnął. Ta niepewnie wtuliła się w jego ramiona i dopiero wtedy wyzwoliła wszystkie swe emocje. Zaczęła krzyczeć, a zarazem coś opowiadać i ciągle powtarzała, jak bała się wtedy i jak bardzo boi się teraz.
Olga z widoczną ulgą klapnęła obok nich i przypatrywała się tylko jak Pit daje się wygadać jej przyjaciółce. Była świadoma tego, że on doskonale wiedział od samego początku, o co chodzi, co takiego dzieje się w życiu Nowaczyk. Zazwyczaj, to ona była na jego miejscu i wiedziała o wszystkim. A teraz... Teraz siedziała i wpatrywała się w tą dwójkę z jakimś takim dziwnym uczuciem, którego nie dało się łatwo określić. Bo czy to była zazdrość, że na jej miejscu teraz pojawił się Piotrek? A może radość, że przyjaciółka w końcu otrzeźwiła z tego letargu i teraz już wszystko wydawało się być w porządku?
Westchnęła i zaczęła podnosić się ze swojego miejsca, dalej nie spuszczając wzroku z dwójki tulących się ludzi.
-Co jest? Gdzie idziesz? – usłyszała jego pytanie, więc odwróciła się od niego ze łzami w oczach.
-Ja nie jestem tutaj potrzebna, wiesz? Ja nie wiem, o co chodzi, co się stało, nie wiem, co ją tak przyblokowało. Ostatni raz widziałam ją taką po tym jak zostawił ją nasz przyjaciel, ale wtedy sama mi o wszystkim powiedziała. A teraz... Teraz nie jestem jej potrzebna.
-Olga, pewnie, że jesteś, tylko... – zaczął, a potem urwał tłumaczenie.
-Tylko?
-Nie mogła ryzykować. – stwierdził krótko, ale ta dalej nie rozumiała o co chodzi.
-Czego? Czego nie mogła ryzykować? – niecierpliwie założyła i zaplotła ręce na piersiach.
-... że Cię stracę – w niewyraźne słowa Nowakowskiego wcięła się Nowaczyk, odrywając się w końcu od piotrkowych ramion, chrząkając i wycierając swą mokrą twarz od łez.
-Jak to stracisz? Przecież...
-Nie mogłam sprawić, byś opuściła mnie tak jak opuścił nas Rafał, wiesz? Nie mogłam do tego doprowadzić – w tym momencie Olga wiedziała, że Inga starała się jej wszystko wyjaśnić, mimo że zaczęła bardzo chaotycznie.
Ale oczywiście w tym samym czasie musiał ktoś natrętnie, jak kilka chwil wcześniej Piotrek, dzwonić do drzwi.
-Otworzę, dobrze? A potem do tego wrócimy. – zaznaczyła szatynka opuszczając zielony pokój i dwójkę przyjaciół w nim się znajdującym.
Jakie było jej zaskoczenie, gdy przed nią pojawił się sąsiad z trzeciego piętra, który od samego początku mówił, że wie, że to jest ciężki dzień, ale czy mógłby wejść, bo chciałby porozmawiać z Ingą o czymś ważnym. Ta tylko wzruszając ramionami, wpuściła go do ich królewstwa. Do pomieszczenia wróciła już z depczącym jej po piętach Tomaszem.
-Inga... Ktoś do Ciebie. – poinformowała ją, a ruda znów wyrwała się od ramion Nowakowskiego i zerknęła na wejście do swojego pokoju. Zaraz też poprosiła, by wszyscy usiedli wygodniej i zapytała mężczyznę z wściekłością, czego chce.
-Chciałem tylko porozmawiać o dzisiaj, ale wolałbym to zrobić w cztery oczy.
-Nie mam przed nimi żadnych tajemnic. – zerknęła na przyjaciół, a Nowakowski tylko chwycił ją za dłoń by dodać jej otuchy – Słucham.
-Bo dzisiaj...
-No właśnie! Skąd się tam wziąłeś? Śledziłeś mnie, czy jak?! – teraz to już wstała i zaczęła chodzić po całym pokoju. – No, odpowiedz do cholery! – tamten na jej wybuch tylko przymknął oczy i spuścił głowę – Czemu to zrobiłeś tak właściwie, przecież w ogóle się nie znamy!
-Wiem, ale ja muszę cię chronić... – usłyszała jego słowa, po których wpadła w niepohamowany śmiech.
-Mnie ma, kto chronić. – zerknęła na przyjaciół.
-Tak? To, dlaczego ich z Tobą nie było, co? Oni też mają swoje życia, nie będą za Tobą chodzić krok w krok! A dzisiaj, gdyby nie ja... Wiesz, dokąd Cię ciągnęli? Do opuszczonej kamienicy!
-Dosyć! – krzyknęła płaczliwie – Wiem, co się działo, wiem co by było gdyby nie Ty. Wiem wszystko! To była kiedyś część mojego życia. Zadawałam się z tymi ludźmi, byłam w środku tego wszystkiego. Dopóki nie poznałam Piotrka. – zerknęła niepewnie w jego stronę.
Siedział zapatrzony w jej sylwetkę, a z jego twarzy nie dało niczego wyczytać. Wszystko tłumił w sobie, tak było za każdym razem, gdy coś go zaskoczyło. Nie ukazywał swoich emocji, tylko przeżywał to w środku, a dopiero potem można było spostrzec jak to na niego wpłynęło.Zagryzła wargi i przeniosła wzrok na Olgę. I jej reakcja chyba zabolała ją najbardziej.
Wpatrywała się w nią, jakby... zobaczyła ducha. Może też i trochę, jakby była jakimś potworem. Widać było w jej oczach strach. Strach nie widziany w oczach przyjaciółki chyba nigdy...
Szybko odwróciła od niej wzrok. Nie mogła na to patrzeć. To ją bolało. Ale przecież i Olgę bolało to, co właśnie słyszała.
-Widzisz? - nie dała mu dojść do słowa - Nic o mnie nie wiesz. Więc nie próbuj mnie ratować, bo tylko jeszcze bardziej chrzanisz mi życie! Tak jak zrobiłeś to kilka godzin temu. Gdyby nie Ty, dziś już mogłabym odetchnąć z ulgą... A tak? Sam wiesz, co wykrzyczał, gdy uciekałam! Że to wszystko nie może się tak łatwo skończyć! Ten koszmar dopiero się zaczyna...
-Pomogę Ci, przejdziemy przez to razem...
-Nie chcę Twojej pomocy! – warknęła wściekła – Nie potrzebuję jej! Sama dam sobie radę.
-I tak Ci pomogę. Obiecałem, że tak będzie. A ja nie zrywam obietnic.
-Tak? A w jakim to zawodzie tak jest? Kim Ty właściwie jesteś? – zaczęła z niego kpić, ale tamten nic nie robił sobie z jej postawy.
-W zawodzie policjanta. – odpowiedział pewnie, a tamtą ścięło z nóg - Ktoś prosił mnie, bym miał na Ciebie oko. Niestety, tajemnica zawodowa i nie mogę Ci powiedzieć, kto. Ale już niedługo się przekonasz. – dopowiedział, gdy wstał z obrotowego stołka. – Ach i nie martw się o swoich dawnych towarzyszy. Na razie chyba odpuszczą.
-Już niedługo...
-To wtedy będziemy się martwić. I pamiętaj, że musiałem to zrobić.– odezwał się za chwilę, gdy nikt nie ruszył się ze swojego miejsca. - Sam trafię. Miłego dnia.
Chwilę później można było usłyszeć trzask drzwi frontowych, a potem płaczliwy krzyk Olgi, że ona nie wierzy w to, co usłyszała i że chyba musi to sobie wszystko przemyśleć. A potem i ona zniknęła za drzwiami do swojego pokoju, skąd można było usłyszeć jej głośny lament.
-Zostaw. Będzie jej lepiej jak się wypłacze. – Nowakowski zaraz pojawił się obok niej, a ta znów tylko wtuliła się w jego ramiona. – I ułoży to sobie w głowie. Bo to dużo, jak na jeden raz.
-Dobrze wiesz, że to nie jest wszystko. – pokręciła głową z pojawiającymi się w jej oczach łzami.
-Wiem i ona też pewnie jest tego świadoma, ale daj jej czas. Potem pogadacie, odpowiesz na jej każde pytanie. Na pewno będzie miała ich nie mało. Ale na razie niech zostanie z tym sama.
-Masz rację – mruknęła w jego pierś, a tamten tylko ucałował ją we włosy. – Dziękuję.
-Ale, za co?
-Za to, że jesteś – odpowiedziała, dźwigając głowę by złapać z nim kontakt wzrokowy. A on tylko słysząc te słowa, wywrócił oczami i odruchowo machnął ręką.
-Dobrze wiesz, że siedzimy w tym razem.
Pokiwała głową. Mimo, że znała te słowa na pamięć, nigdy nie miała ich dosyć. Uwielbiała je słyszeć z jego ust. To była taka... obietnica, że jej nie opuści, że będzie przy niej w tych najgorszych chwilach.
Wiedziała, że nie tylko na niego będzie mogła liczyć. Tak jak powiedział Piotrek, do Olgi musi to wszystko dojść, a wtedy jak zawsze... będzie ją wspierać. Nie jedno przeżyły wspólnie. Dlatego nie uwierzyłaby teraz, gdyby tamta tak po prostu ją opuściła. Jak gdyby nigdy nic, jakby te dwadzieścia lat nic nie znaczyło.

24.08.2012

Rozdział dwunasty.


Ten kończący się rok, mimo wszystko, był dobry.
Przeżyła go, mając świetnych ludzi wokoło siebie, których bez wątpienia mogła nazwać swoją paczką. I tak właśnie, w tych trudnych nieraz chwilach byli oni – Olga, Maciek, Klaudia, Grześ no i oczywiście Piotrek.
Piotrek, z którym spędzała o wiele więcej czasu niż na nauce, która mimo wielu usłyszanych opowieści, w populacji studentów jednak występowała. Inga łamała także i kolejną zasadę takiego życia – ich mieszkanie, nie było wykorzystywane do największych i najlepszych imprez. A wręcz przeciwnie – było to jakby schronienie po całym długim, wykończającym nieraz dniu.
Tak jak jej rodzinny dom, w którym powoli wszystko się unormowało. Tata czuł się już dużo lepiej, mama przestała się o niego zamartwiać, tylko zaczęła go coraz bardziej pilnować, czego on już powoli zaczynał mieć serdecznie dosyć. Młodsza siostra już tak nie broiła, mimo że w jej przypadku nie można było być o nią w stu procentach spokojnym – zresztą, to było rodzinne. Jednak z biegiem czasu się „dorastało” i powoli zmieniały się życiowe priorytety. A jej starsza siostra, mogła być tego idealnym przykładem –  nie dawno Nowaczyk dowiedziała się, że Małgorzata spodziewa się dziecka.
Rodzina oczywiście oszalała na wieść o tym i wszyscy skupiali się tylko na nienarodzonym jeszcze dziecku. Miało to i dobre strony, bo przynajmniej nikt nie wiedział o problemach dziewczyny, o których zresztą nie chciała nikomu mówić. I tak już czuła się niezręcznie, że Piotrek był w to wtajemniczony. Ale mimo wszystko czuła się odrobinę lepiej, że nie jest w tym sama. Że ma odrobinę wsparcia z jego strony i razem oczekują na wielkie bum ze strony jej byłego, które o dziwo jeszcze nie nadeszło.
-Inga, wychodź już stamtąd! – usłyszała nawoływanie Olgi – Zaraz mają przyjść!
-Oj, kochanie. Niech się szykuje, przecież ma jeszcze chwilę, a Nowakowski musi odlecieć, jak ją zobaczy…
-Maciek! – wydarła się, uchylając drzwi z łazienki i powoli z niej wychodząc, gasząc wcześniej światło – Skończ.
-No co? Prawdę mówię! – wzruszył ramionami, a zaraz dostał w głowę, leżącą w pobliżu gazetą – Au, Inguś no…
-Nie bij mi mojego mężczyzny! – wystawiła język Olga, kiedy objęła pocieszająco bruneta.
-To niech nie mówi takich głupot.
-To wcale nie są żadne głupoty! – zaczął tłumaczyć tamten, pod jej groźnym spojrzeniem. Kiedy już zamierzała mu coś odpowiedzieć, wtedy mimo głośnej muzyki można było usłyszeć dzwonek do drzwi.
-Idź lepiej otwórz – puściła oczko Wójcik, a tamta wzdychając ciężko odwróciła się na pięcie i wyszła z oświetlonej kuchni do podłużnego przedpokoju. Z uśmiechem na ustach przekręciła zamek i uchyliła powoli drzwi. W tym momencie Maciek pogłośnił wieżę, tak że dźwięki muzyki można było usłyszeć aż na korytarzu.
-Cześć wszystkim, zapraszamy – uchyliła szerzej drzwi, a do środka weszła Klaudia, za nią Grzesiu, jakiś nieznany im osobnik, którego zaprosił Nowakowski, by brunet nie rozpamiętywał dziewczyny, która go zostawiła zaraz przed samymi świętami i na końcu oczywiście Piotrek.
-No to na samym początku… Bartek, to Inga, zresztą ją już chyba znasz – odezwała się Klaudia – no, a to przyjaciółka Ingi, Olga i jej chłopak Maciek. Chłopak Olgi, nie Ingi – pokręciła głową, gdy zakręciła się w przedstawieniu. Wszyscy wybuchli śmiechem, witając się z Bartkiem, a także z resztą ekipy. - No, a po oficjalniej części… Nowakowski, dawaj te wina! I Grzesiu, weź ostrożnie te sałatki przenieś do kuchni, co? – tamten tylko pokiwał głową i razem z Piotrkiem i Bartkiem przeszli do kuchni, gdzie wcześniej ulotnił się już i Maciek.
-Jaka władcza – roześmiała się Olga, a tamta tylko prychnęła – No rozumiem, trzech chłopów to trzeba sobie jakoś radzić.
-Oj tam, Bartuś jest z nich wszystkich najgrzeczniejszy – puściła oczko – Chociaż z Nowakowskim jest nie do wytrzymania, więc musimy dziś na nich uważać. Inguś… Biedna jesteś.
-Co? Czemu? – zapytała zaniepokojona.
-Bo oni są dzisiaj dla Ciebie. Oboje wolni, Ty też… My to już swoich mężczyzn mamy, a ty dzisiaj niańczysz. Którego wybierzesz, co?
-A ty już coś piłaś, ślicznotko? – zapytała, rumieniąc się delikatnie.
-Ojej, nie wymiguj się od pytania, buraczku – roześmiała się, podchodząc do koleżanki i całując ją w policzek – Słodka jesteś, gdy się rumienisz. Nie Bartuś?
Usłyszała to pytanie i zaraz na niego zerknęła, kiedy przechodził do salonu. Spoglądał na nią z uwagą, uśmiechając się delikatnie. I stał tak dobrą chwilę, dopóki Grzesiek nie poklepał go po ramieniu, a potem razem znikli w wejściu do pokoju.
-Ona to ma dzisiaj z nami przekichane. Najpierw ja zaczęłam, żeby już wychodziła z tej łazienki, to potem jak zwykle trzy grosze dołożył Maciek żeby się szykowała, bo musi olśnić Piotrka,  no i jeszcze Ty… - pokręciła głową Olga, a Klaudia tylko zawisła na ramieniu Nowaczyk.
-No bo wszyscy mamy rację. Czekamy na nową parę w naszym gronie.
-To jest tylko przyjaciel. Zresztą… Zejdźcie ze mnie, co? Mówiłam wam już o tym tyle razy, a wy dalej swoje – mruknęła zła, kierując się w stronę kuchni. Tam wyciągnęła z lodówki swoje wcześniejsze rozpoczęte lody czekoladowe i wpakowała sobie łyżeczkę do buzi.
-Jemy lody, co? Jakiś kryzys? – usłyszała nagle głos Piotrka, więc odwróciła się i pokręciła głową – Na pewno? – pokiwała, zjadając drugą łyżkę. – To, czemu taka jesteś? Zła jakaś, albo coś? Hm? Mów mi tu zaraz. Jakieś kłopoty z Sewerynem?
-Nie, to nie to. Chcesz? – zapytała kiedy spoglądał na otwarte pudełko. Pokiwał głową – To weź sobie drugą łyżkę.
-Daj mi z Twojej. Ale uważaj na koszulę – ostrzegł, kiedy zbliżał się, a tamta śmiejąc się, wpakowała mu łyżkę do buzi. – Dobre, w sam raz na jakieś kłopoty.
-Piotruś, nie męcz. Wszystko w porządku. Naprawdę.
-Na stówę? – oparł swoje dłonie na jej obojczykach - No lepiej, żeby tak było. Taka kobieta, tak ubrana dzisiaj i smutna mina nie wchodzą w grę. – uśmiechnęła się kiedy zlustrował ją wzrokiem – Ślicznie wyglądasz, wiesz?
-Dzięki. Ty też całkiem, całkiem – roześmiała się – Ale już zdążyłeś się upaćkać. Nie koszula, a buzia. – sięgnęła swoim kciukiem i wytarła resztkę czekoladowych lodów z kącika jego ust. – Może mam cię dziś karmić, co?
-Możesz. Jestem cały Twój, przez całą noc. – puścił jej oczko, a w tym samym momencie usłyszała niepewne chrząknięcie. Odskoczyli od siebie, jakby nie wiadomo, co się działo, a w drzwiach zauważyli Kurka.
-Nie chciałbym przeszkadzać, ale… Olga prosi, żebyś przestała jeść te lody i w końcu przyszli z Nowakowskim – powiedział to na jednym wdechu, a potem odwrócił się i odszedł.
-Olga? To ona ma coś z tym wspólnego? – zdziwił się, kiedy tamta ze złością zamykała pudełko – Inga…
-Nic, mówiłam przecież. Takie nasze przyjacielskie zagrania…
-Ale zrobiło Ci się przez to przykro, tak? – wzruszyła ramionami, zamykając zamrażarkę – Inguś…
-Nie drąż już tego tematu. I lepiej już stąd chodź, bo nie wiadomo, co oni sobie tam myślą – westchnęła, gasząc światło i wychodząc do przedpokoju.

Tańczyła w rytm Shakiry i jej „Rabiosa” z Olgą i Klaudią. Chłopcy zrezygnowani popijali jakiś alkohol, a one w trójkę szalały. Czuła na sobie ciągle czyjeś spojrzenie, ale nie potrafiła rozgryźć, kogo. Niby przez cały wieczór spoglądał na nią dziwnie Kurek, no ale ubrała dziś taką frędzelkowatą spódnicę, że równie dobrze każdy mógł zawiesić na nią swój wzrok, nawet Maciek, Grzesiek czy Piotrek.
-Ratata! – wydarła się już odrobinę wstawiona Klaudia, a Inga tylko gwałtowniej się zakręciła. Akurat spotkała się ze spojrzeniem Piotrka, który uśmiechnął się do niej. Obiecała sobie, że jak ta piosenka się skończy, to ona bierze Nowakowskiego, do następnej. Zwłaszcza, że niewiele zostało do północy, a on tak mało tańczył.
Z głośników tym razem rozbrzmiało „Addicted to you”, a ona już szła w jego stronę, niemiłosiernie kręcąc biodrami.
-Nie, naprawdę… - zaczął się bronić, a Kurek zabrał mu jego szklankę.
-Piotruś, misiaku, nie daj się prosić – stanęła przed nim i zrobiła smutną minkę. Zerknęła na Kurka, a ten kiwnął i zaraz wypchnął Nowakowskiego z miejsca. – Dzięki Kuraś. – puściła mu oczko, co on odwzajemnił i zaraz zajęła się nieśmiałym siatkarzem.
-Ostatnim razem podeptałem Cię chyba z kilkanaście razy i… - zaczął mówić, ale tamta tylko przycisnęła mu palec do ust i biorąc jego dłonie, położyła na swoich biodrach.
-Rozluźnij się i baw. Nikt nie oczekuje od Ciebie mistrzowskiego tańca. – spojrzała na niego i zarzuciła mu ręce na szyje, prowadząc między Olgą i Maćkiem, a także Klaudią i Grześkiem. Widocznie dziewczyny wzięły z niej przykład i znów na parkiet pociągnęły swoich mężczyzn. Uśmiechnęła się, gdy poczuła flesz na swoich oczach. To Kurek bawił się i robił im zdjęcia. Niektóre jak zwykle zamazane, no ale nie był już w stanie zrobić ich dobrze - No widzisz, od razu lepiej – uśmiechnęła się do Nowakowskiego, kiedy tamten przygryzł wargę i delikatnie zjechał dłońmi na jej pośladki. A ta w tym samym momencie odwróciła się gwałtownie i oparła głowę na jego torsie, szalenie kręcąc biodrami. Uciekała od niego, jednocześnie cholernie kusząc, doskonale o tym wiedziała. Widziała jak Piotrek próbował ją jakoś przy sobie przytrzymać, skupiając całą swą uwagę właśnie na niej. Kiedy w końcu udało mu się zapleść swoje wielkie dłonie na jej brzuchu, poczuła jak jego serce szalenie wariuje w klatce piersiowej. Co zresztą przekładało się na jego znów spięte ciało, kiedy piosenka powoli cichła. Wydawało się, że on nie chce, by nastał jej koniec. Ale niestety było to nieubłagane.
-Nie martw się, następna też jest nasza – wyszeptała mu do ucha, przy okazji składając mu soczysty buziak na policzku, gdzie został czerwony ślad jej szminki.
I znowu flesz. Odwróciła się i pokiwała palcem Bartkowi, który znów nacisnął na guzik w aparacie, bo widocznie złapał idealny moment.

-Ludzie, za chwilę północ! – zawołał Maciek, a wszyscy ustawili się przy stoliku pod ścianą. Powoli zaczęto otwierać jeden szampan, a dziewczyny włączyły telewizor, gdzie też już zaczęli odliczać.
-10… 9… - przyjaciółki zaczęły skandować, a reszta się do nich dołączyła. – 5… 4… 3… 2… 1…
W tym momencie w salonie można było usłyszeć głośny wybuch i spotkanie butelki z kieliszkami. Gdy wszyscy wzięli już swoje porcje, każdy po kolei stuknął się ze sobą, życząc sobie szczęśliwego nowego roku.
-Mua! – ucałowała Nowakowskiego Klaudia, a Inga właśnie widząc ten obrazek roześmiała się, gdy i Kurek zabrał ją w swoje objęcia – Nowaczyk, chodź Ty moje kochanie! – zawyła blondynka, kiedy dopadła do przyjaciółki.
-Nieźle się wstawiłaś.
-Nie wstawiłam, tylko dobrze się bawię. Wiesz, czego ci życzę, tak? – pokiwała głową – Wszyscy Ci tego życzymy, więc idź tam i idź no…
-Dobrze wiesz, że to nie takie proste.
-Ależ proste! – dołączyła się i Olga – Inguś, wiesz ile Kurek wam zdjęć narobił? Niezły album można z tego mieć, serio. Usłyszałam, o czym rozmawiacie, bo Klaudia nieźle się drze. Oni pewnie też to słyszeli – kiwnęła głową w stronę Bartka, Piotrka i dochodzącego do nich Grześka.
Kiwnęła głową i powoli przeszła i do chłopaków. Najpierw ucałowała Grześka, potem uściskała Kurka, oczywiście i wtulił się w nią też Maciek. A potem nagle… Wszyscy, jakby się zmówili przeszli na drugi koniec pokoju, do okna, by oglądać fajerwerki. A więc stali przy tym stoliku sami.
-No to… Wszystkiego najlepszego w nowym roku. No i żeby było lepiej, od teraz i… - pokiwała głową i wtuliła się w niego, dźwigając głowę do góry i patrząc w jego skrępowane niebieskie oczy.
-Wygrania mistrzostwa, to mówię jako sztab szkoleniowy. Faktycznie, żeby było lepiej, ze wszystkim. – mruknęła - No szczęścia i zdrowia i… dużo uśmiechu, tak jak teraz. Dobrze?
-Obiecuję – uśmiechnął się jeszcze szerzej i oparł brodę o jej rude, lokowane dziś, włosy. A potem odsuwając się od niej, szybko ucałował ją prosto w usta. I zaraz wyszedł też z pokoju, zaszywając się jak dobrze słyszała w łazience.
-Nie pytajcie mnie, nie wiem, co się właśnie stało – wzruszyła ramionami i patrząc na ich dziwne miny, podeszła do wieży i włączyła ją z powrotem, a potem porwała swoją resztkę wina, które zaraz wypiła, ale i nalała sobie więcej – Pieprzyć to, bawmy się!

-Aaaaa! – usłyszała jakby czyjś krzyk, a ona od razu gwałtownie otworzyła oczy i już chciała zerwać się z łóżka, kiedy poczuła jak ktoś ją trzyma. Odwróciła się delikatnie w prawo, a przed sobą spostrzegła śpiącego Nowakowskiego. Chrząknęła, gdy zauważyła, w jakiej pozycji znajdują się na jej łóżku. Ona leżała wypięta tyłkiem w jego stronę, a ten mocno się do niej przytulał, jedną ręką trzymając za lewe biodro, drugą trzymając na jej prawej piersi. Zerknęła na ich nocne stroje – on w samych bokserkach, ona w krótkiej koszuli nocnej. Westchnęła, wyraźnie zawstydzona, a to wszystko jeszcze się spotęgowało, gdy zerknęła na podłogę, gdzie walały się ich ubrania.
-Cholera – mruknęła, gdy policzki zaczęły palić ją niemiłosiernie. Nie wiedziała czy coś się wydarzyło, czy… - Piotrek. Piotruś – szeptem spróbowała go przebudzić, ale ten jedynie coś mruknął – Puść mnie, muszę do łazienki.
-Ale wróć – wyjęczał i zaraz rozłożył się na plecach jak długi, zapadając się jeszcze bardziej w poduszkę. Oczywiście nie zmieścił się cały, dlatego nogi odrobinę mu z łóżka zwisały. Co nie zmienia faktu, że wyglądał doskonale. Niczym młody bóg…  
-Jezu, Nowaczyk skończ – mruknęła sama do siebie, zbyt szybko podniósłszy się z łóżka, bo mocno zakręciło jej się w głowie. Musiała jeszcze na chwilę przysiąść na łóżku, gdzie oczywiście Nowakowski zaraz do niej przylgnął. – Piotrek, puść.
W odpowiedzi znów tylko zamruczał i odsunął się pod ścianę, tym razem przekręcając się na brzuch. A ona tym razem powoli wstała z łóżka, by przełożyć ich rzeczy na obrotowe krzesło. A potem cicho, by nie wadzić śpiącemu siatkarzowi, podeszła pod zamknięte drzwi. Nacisnęła na klamkę i podążyła do kuchni, skąd słychać było głośne wrzaski.
-Nie krzyczcie tak! – syknęła, pojawiając się w jej drzwiach i obciągając krótką koszulę nocną – Co się stało właściwie?
-Spał w wannie, rozumiesz! Chociaż gdy kładliśmy się spać, a on pochrapywał na kanapie! – dalej denerwowała się Klaudia. – I jeszcze nic nie pamięta jak się przeniósł do łazienki!
-Jezu, nic wielkiego przecież, nie? – padła obok Kurka i zabrała mu kubek z wodą mineralną
-No niby nic, ale ja prawie na zawał padłam! – odezwała się teraz i Olga, która stała przy lodówce – Nie słyszałaś jak się wydarłam?
-No coś słyszałam, no ale próbowałam się wyplątać z łóżka – mruknęła zawstydzona.
-No właśnie, jak z Nowakowskim? Łóżko całe? – zaśmiała się blondynka, a reszta jej wtórowała.
-A dlaczego miałoby nie być całe?
-No Nowakowska… - wyjęczał Kurek – Nie wiem co wy wyrabialiście jak wszyscy zasypiali, no ale… - czuła jak robi jej się słabo.
-Ale co? – zapytała przygryzając wargę. – I dlaczego nazywasz mnie Nowakowska? - wszyscy nagle odchrząknęli, a potem wybuchli głośnym śmiechem. – No ej…
-Nic nie pamiętasz prawda? – usłyszała nagle i głos Maćka dochodzący z korytarza, a za nim i rechot Kosoka.
Pokręciła głową, a wszyscy wpadli w jeszcze większy chichot. Wszyscy się z niej naśmiewali, a jej wcale nie było do śmiechu. Zdenerwowana wstała i tak po prostu wyszła z kuchni, mimo że usłyszała za sobą krzyk Olgi, żeby wyluzowała.  Wpadła do pokoju, gdzie na jej łóżku siedział zaspany jeszcze Piotrek, który uśmiechnął się niepewnie. Usiadła obok niego.
-Hm? – mruknął, kiedy zakryła twarz poduszką i oparła się o ścianę. – Co jest? – znów pokręciła tylko głową, a siatkarz zaczął siłować się z jej poduszką – Przestań, puść ją. Dopuść powietrze, Inga… - kiedy udało mu się pochwycić małego jaśka w swoje dłonie spostrzegł, że po jej twarzy spływają łzy. – Co się stało? Mów mi tu i to zaraz.
-Bo ja nic nie pamiętam – wyjąkała – Nic, rozumiesz? Nie wiem, dlaczego spałam tu z Tobą, dlaczego jesteśmy razem tylko w bieliźnie. I dlaczego nasze ciuchy leżały na podłodze, jakbyśmy w drodze do łóżka się rozbierali… - wydukała, odwracając się do niego tyłem. – I jest mi teraz tak głupio, bo…
-Hej, hej, hej. Nie musi ci być głupio. – przytulił się do jej pleców i oparł podbródek na jej ramieniu. – Nie zrobiliśmy niczego złego, a przynajmniej nie wylądowaliśmy razem w łóżku.
-Jesteś pewien? – odwróciła się do niego i spojrzała prosto w jego niebieskie oczy – Bo jeżeli nie, to nie kłam. Nie zniosę tego. Powiedz mi prawdę, nawet jak chcesz to nazwij mnie łatwą, ale…
-Hej, przestań. Nie jesteś łatwa. Do niczego nie doszło. Kontrolowałem wszystko, bo właśnie nie chciałem sytuacji takiej jak ta. A wiedziałem, że tak będzie. Reszta bardzo na nas napiera… Ale Inguś, nie płacz, serio.
-Ty też? – wyjęczała, ocierając oczy.
-Co ja też?
-No… miałeś przeróżne teksty od nich wczoraj? – pokiwał głową – Dlaczego mi nie powiedziałeś?
-A ty?
-Bo… nie wiem, myślałam, że jak trochę się razem zabawimy, to odpuszczą, albo coś… A tu dziś w kuchni zrobili sobie ze mnie, z nas pośmiewisko, bo… Ja nic nie pamiętam i… - zamilkła – Opowiesz mi wszystko? Proszę. – westchnęła – Wiem, mogłam tyle nie pić, ale… Jak zwykle myślę za późno. Wybaczysz?
-Wybaczam, bo jeszcze nie będziesz mnie masować i co? A przecież życzyłaś mi złota… - roześmiał się, ale zaraz spoważniał – Dobra, słuchaj. Nic takiego się nie działo, tylko…
Kiedy zaczął opowiadać, ona poprawiła się na łóżku, siadając po turecku i jeszcze bardziej chłonąc każde jego słowo, które opowiadał z niemałym rozbawieniem widząc jej zszokowaną minę. A kiedy skończył streszczać jej dzisiejszą noc i kawałek poranka, znów zaczęła płakać. Tym razem ze śmiechu.
-I, co głuptasie? Co byś zrobiła gdybyś mnie nie miała?
-No nie wiem… A tak przynajmniej wiem, że wszystko jest w porządku i nasza przyjaźń nie jest zagrożona żadną wspólnie spędzoną nocą i… no i tak dalej – zakończyła swoją wypowiedź, kiedy widziała, że wystarczy tego tłumaczenia.
Roześmiał się tylko krótko, cały czas mierząc ją wzrokiem, po czym otworzył usta by coś jej odpowiedzieć, jednak nagle je zamknął, a potem nagle wstał i rzucił, że musi skorzystać z łazienki. I już go nie było. Tak jak wtedy, zaraz po północy…

17.08.2012

Rozdział jedenasty.

Czas płynął nieubłaganie, więc zanim zapracowany i zabiegany człowiek zdążył się obejrzeć, a już był grudzień. Chyba większość ludzi na niego czekała. Wiadomo - najpiękniejszy, a także kończący rok 2011, miesiąc. Mimo, iż dopiero się rozpoczynał już dało się odczuć świąteczną atmosferę. Na wystawach wielu, jeżeli już nie wszystkich sklepów można było spotkać zimowy bądź też świąteczny motyw. Ludzie już powoli zakupywali rzeczy nadające się na prezenty dla swoich bliskich. Niektórzy woleli zrobić to wcześniej. Tak jak i oni, tego któregoś kolejnego, grudniowego dnia.
-Cześć – uśmiechnął się do niej, kiedy wyszła z klatki równocześnie zapinając pod szyję czarną kurtkę i podchodząc do niego – Gdzie masz czapkę?
-Cześć, nie noszę – roześmiała się, kiedy grudniowy wiatr dmuchnął jej w twarz wraz z małymi śnieżynkami osadzającymi się na jej rzęsach. – No nie patrz tak na mnie, mam ciepły kaptur, wystarczy.
-Masz szczęście – mruknął i zaraz założył go na jej głowę, mimo że protestowała – Cicho mi tutaj – pokiwał jej palcem, a ta jedynie puściła mu sójkę w bok. - Idziemy, czy próbujesz mnie zbić, mimo że nic nie czuję? – widząc jego rozbawienie, zrezygnowała i zaplotła ręce na piersi.
-Idziemy. – mruknęła.
-Ojej, no nie obrażaj się rudzielcu – usłyszała za swoim uchem i spojrzawszy w jego skruszone niebieskie oczy, uśmiechnęła się delikatnie.
Od meczu w Warszawie, a raczej od sytuacji przed autokarem i także po późniejszym Pucharze Świata, oboje odrobinę się zmienili. Traktowali się jak przyjaciele i faktycznie nimi się stali. Świetnie czuli się w swoim towarzystwie, czy to w pracy, czy na jakimś spacerze, a nawet i na zwykłej przyjacielskiej herbacie.
Ta nagła przemiana nadal zadziwiała ludzi z klubu. Myśleli nawet, że ze sobą kręcą, ale oni jasno postawili sprawę, że tak nie jest. Mimo to, reszta ostrożnie odnosiła się do ich damsko – męskiej przyjaźni. O której zresztą większość uważała, że nie ma prawa bytu, bo po prostu nie jest możliwa.
-To ten, wsiadamy – rzucił kilka godzin później Nowakowski, kiedy wracali z rzeszowskiego centrum z wielkimi torbami świątecznych zakupów. – Jeszcze raz przepraszam, że musimy jechać autobusem, ale naprawdę marzyłem by pozbyć się tego samochodu pełnego wspomnień o Olce… - mruknął, kiedy przysiedli z przodu pojazdu na poczwórnym siedzeniu.
-Daj spokój, przecież rozumiem – uśmiechnęła się do niego – Chyba sama nie chciałabym mieć samochodu, który kojarzyłby mi się z taką przeszłością. Na szczęście nie mam takiego problemu.
-Z samochodem, czy z przeszłością? – wypalił, a tamta tylko zmieszana zerknęła przez szybę – Racja, głupie pytanie. Wybacz. – westchnął, drapiąc się gdzieś po policzku.
-Tak w ogóle to chciałam ci pokazać, co kupiłam Grześkowi – odezwała się po chwilowej ciszy i zanurkowała do jednej z toreb – Ale nie podglądaj co mam dla reszty – zamruczała ostrzegawczo i gdy już prawie znalazła to co miała, poleciała mocno do przodu. Nie zdążyła się niczego chwycić, więc runęła jak długa na siedzącego naprzeciw Nowakowskiego. I tak oto stała wtulona w jego szyję, a tamten trzymał ją za pośladki.
-No człowieku, jak jeździsz! – można było usłyszeć oburzenie jakiejś starszej pani, której zakupy rozsypały się po przedniej części autobusu.
A ona dalej stała w tej samej pozycji, co przed chwilą, dopóki pani nie przegoniła jej na miejsce, bo była bliska zdeptania jej „dopiero, co kupionych świeżych i pachnących” mandarynek.
-Przepraszam – mruknęła cicho, kiedy znów zasiadając naprzeciwko, odwróciła się w stronę okna.
-Tak, ja też – szepnął i on, chowając dłonie w kieszeniach kurtki i rozglądając się dookoła z uwagą. Wcześniej jak zwykle zresztą, podrapawszy się po policzku, tym razem lewym. – A... Pokażesz, co temu Grześkowi kupiłaś? – zapytał niepewnie, po chwili, a tamta tylko kiwnęła głową.
Mimo że oboje próbowali coś temu zaradzić, takie skrępowanie trwało aż do końca podróży. Gęsta atmosfera nie zeszła, co zresztą oboje doskonale czuli.

-A Ty nie do domu? – zapytał Igła, kiedy jeszcze na chwilę przystanął z kilkoma chłopakami z drużyny po klubowej wigilii, czyli po spotkaniu przy kawie, herbacie i ciastach upieczonych przez Nowaczyk.
-Nie, czekam na Piotrka, bo coś sztab od niego chciał.
-I Ty w tym nie uczestniczysz?
-No jak widać. Nie wiem, może to jakaś bardziej klubowa sprawa – wzruszyła ramionami – No, ale chyba nie będziecie dotrzymywać mi towarzystwa? Lecieć, żonom pomagać w przygotowaniach do świąt!
-No raczej najpierw czas jechać po prezenty. Georgy idziemy? – zapytał, kiedy ten w końcu znalazł, czego szukał – No, to trzymaj się. I jeszcze raz wesołych świąt.
-Wesołych – uśmiechnęła się na pożegnanie, jeszcze im machając, a potem, gdy na korytarzu została sama wyciągnęła telefon i zerknęła na godzinę. Za drzwiami siedział prawie półgodziny… Westchnęła i oparła się o ścianę. Nie wiedziała ile jeszcze czekała, ale kiedy w końcu usłyszała otwierające się drzwi, odetchnęła.
-No, nareszcie! – wykrzyknęła – Co tak długo? Co się stało?
-Nic – uśmiechnął się, wyciągając zza pleców bukiet kwiatów – Proszę, są dla Ciebie.
-Niby, za co? – w dłoniach trzymała wiązankę i spoglądała na niego podejrzliwie, a ten jedynie na spokojnie szukał swojej czapki, którą zaraz ubrał – Piotrek…
-No sztab przypomniał sobie, że dzisiaj mam urodziny. No i zrobili mi prezent. Kwiaty, dostałem pięć stów tak jakby miesięcznej podwyżki no i chwilę pogadaliśmy… - zaczął opowiadać w drodze, a kiedy spostrzegł, że oddaje mu kwiaty, przerwał monolog – Inga, są dla Ciebie. Niech trochę rozweselą wasz dom.
-A Twój?
-No przecież ja dzisiaj jadę do rodziców – przypomniał jej – Odprowadzam Cię do domu i sam znikam na dworzec.
-No tak – jęknęła z zawodem – Czyli dziś sobie nie posiedzimy?
-No dziś nie bardzo. Chociaż… - zerknął szybko na srebrny zegarek i szybko obliczył – Mam niecałą godzinę, więc półgodziny powinno Ci wystarczyć.
-Wystarczy. – odpowiedziała z uśmiechem.
-No to biegiem, żebym zdążył wypić u ciebie jakąś herbatę – pociągnął ją za rękę, podejmując bieg, a ta ze śmiechem puściła się za nim.
I tak na ulicy można było najpierw usłyszeć głośny śmiech dwójki ludzi, a dopiero potem zobaczyć biegnącą parę, trzymającą się za rękę i przemierzającą rzeszowskie ulice. Kompletnie nie zwracając na nic swojej uwagi. Bo tylko ta druga osoba była ważna...

-Tak właściwie, to… już spóźniłem się na jeden pociąg – odpowiedział na jej wcześniejsze pytanie, o której się zbiera – ale to nie ważne. Ja naprawdę musiałem tu przyjść, bo przy ludziach z klubu nie chciałem Ci tego dawać – zakończył niepewnie i powoli wstając, podążył do przedpokoju, do leżącej na komodzie torby.
Po chwili wrócił z niedużą, całą poklejoną paczuszką.
-Co to jest? – zapytała gdy stanął zaraz przy niej.
-Świąteczny prezent. Taki symboliczny. W sumie nic takiego, ale chciałem, żebyś coś miała ode mnie. Może to głupie, ale… proszę. I przepraszam, że jest tak brzydko zaklejony, ale nigdy nie potrafiłem pakować prezentów – westchnął, kiedy ta zaczęła rozpakowywać paczuszkę.
A gdy udała jej się ta sztuka, po prostu roześmiała się. Bo oto na jej kolanach leżał czarno - siwo - biały  komplet: czapka, szalik i rękawiczki. Zerknęła na Nowakowskiego, a ten stał jakby czekając na jakiś werdykt. Opuścił głowę i wpatrywał się w swoje białe skarpetki.
-Nie podoba ci się, prawda? – zapytał smutno - Rozumiem, przecież sama mówiłaś, że nie nosisz… A ja go kupiłem, bo… - widziała, że to co chce powiedzieć, bardzo wprawia go w zakłopotanie - No bo nie mogłem patrzeć, jak marzniesz. Przecież Rzeszów to najzimniejszy rejon Polski, a ty jeszcze bez czapki i… I nie chciałem, żebyś była chora, a…
-Jest świetny, naprawdę. Bardzo mi się podoba i na pewno będę go nosić, zobaczysz. Skoro się tak o mnie martwisz… - uśmiechnęła się i mocno przytuliła do niego, kiedy wstała od stołu – Dziękuję bardzo.
-Mówisz serio?
-No pewnie. Obiecuję Ci to. Ale, ale… Skoro Ty coś dla mnie miałeś, to… - puściła mu oczko i wyszła z kuchni, kierując swe kroki do swojego pokoju.
-Ale Inga… Ja nie chcę od ciebie żadnych prezentów!
-To nie będzie prezent, poza tym… nie dyskutuj! – odpowiedziała, kiedy już z powrotem znalazła się w kuchni i teraz to ona wyciągała do niego maluteńką paczuszkę – Proszę.
-Inga…
-Piotrek, to nie jest prezent. To miał być amulet, który miałam Ci dać w sylwestra, ale… myślę, że dzisiaj też będzie dobrze. Otwórz. – uśmiechnęła się, widząc jak tamten skupiony rozwiązuje paczuszkę. Nie spuszczała z niego wzroku, dokładnie chciała zobaczyć jego reakcję.
-O Boże. – usłyszała tylko i roześmiała się. Nie wierzył w to, co widział. Jego prezentem okazał się… - Breloczek piłka siatkowa? Jest piękny…
-Ale tam jeszcze coś pisze, przeczytaj. – odwróciła brelok na drugą stronę.
-Najważniejsze to mieć coś, co trzyma nas przy życiu.
Kiwnęła głową. Sama kazała wygrawerować ten tekst. W sumie to były pierwsze słowa, które przyszły jej do głowy, gdy zobaczyła to cudo. Ale nie wiedziała, że tak mu się spodoba. Dalej stał i wpatrywał się w swój prezent, zwłaszcza w te jedno zdanie.
-Zaraz przypinam go do kluczy. To będzie kolejny amulet, tym razem mam nadzieję, że szczęśliwszy – uśmiechnął się do niej, tak jak to on potrafił najpiękniej, po czym pochylił się i szybko ucałował ją w policzek. Nie spodziewała się tego, więc dalej zaskoczona stała na swoim miejscu, a on znów przeszedł do przedpokoju, gdzie znalazłszy swoje klucze, przypiął prezent – Patrz, jak się prezentuje. – zaraz dostojnie podniósł go przed jej oczami, gdy chwilę później doszła do niego.
-Cieszę się, że się podoba. Piotrek...
-Tak?
-Nie, że bym cię wyganiała, ale skoro przed chwilą mówiłeś, że już spóźniłeś się na jeden pociąg, to, o której masz następny? – zapytała niepewnie.
-O matko, mój pociąg! – zawołał, zerkając szybko na zegarek – Następny mam za... godzinę. Więc chyba muszę się już zbierać, co? – mruknęła tylko w odpowiedzi. – Okej... no to chyba czas się pożegnać.
-Będę tęsknić – powiedziała smutno i mocno wtuliła się w siatkarza.
-To tylko parę dni. Przecież widzimy się dwudziestego siódmego na treningu. – ucałował ją w czoło – No to maleństwo, trzymaj się. Wesołych świąt i odpocznij sobie od nas wszystkich.
-Odpocznę. – zgodziła się – Tobie też wesołych świąt. I... Jeszcze raz wszystkiego najlepszego.
Po raz kolejny dzisiaj uśmiechnął się do niej i zaczął się ubierać. Najpierw założył ciepłe zimowe buty. Potem nałożył na krótką czarną bluzkę szarawą koszulę, którą szybko zapiął, a następnie ubrał kremowy sweter, a na to wszystko zarzucił ciemną, zimową kurtkę. Z kieszeni wyciągnął jeszcze grubą czapkę i rękawice. Obserwowała jak się ubierał, a potem jak dokładnie sprawdzał czy wszystko ma, wyliczając rzeczy na palcach.
-Okej, mam wszystko. Lecę, bo zaraz się zagrzeję. – ucałował ją jeszcze raz, tym razem we włosy i przekręcił zamek w drzwiach, by je otworzyć.
-Piotruś... Zadzwoń jak dojedziesz, dobrze? – zapytała, gdy znajdował się już na korytarzu. A tamten tylko kiwnął głową – To będę czekać.
-Pa Inguś – pomachał jej jeszcze i już zbiegał ze schodów z czwartego piętra. Zaraz też usłyszała dźwięk zatrzaskiwania się za nim wejściowych drzwi od klatki, więc zamknęła i swoje, frontowe po czym szybko podeszła do kuchennego okna, które wychodziło na ulicę od strony wejścia do klatki. Odsunęła krótką firankę. Chciała jeszcze odprowadzić wzrokiem Nowakowskiego, który po zejściu z paru schodków skierował się w prawo. A kiedy już znikł z jej pola widzenia, zawiesiła wzrok w przestrzeni.
Lubiła sobie czasem tak po prostu poobserwować otoczenie zza szyby. Uśmiechnęła się widząc spacerujące z mamami malutkie dzieci. Przed oczami przewinęła się jej także jakaś para staruszków, którzy wciąż, mimo upływu lat, trzymali się za ręce.
To były naprawdę piękne obrazki, ale nie tylko je można było zauważyć. Bo oto, naprzeciwko jej klatki, na chodniku na przeciwnej stronie ulicy stała jakaś postać. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że była cała ubrana w ciemne ubrania. No i wyraźnie wpatrywała się w okna z jej mieszkania. Przełknęła ślinę, gdy zobaczyła jak ten ktoś wyciąga komórkę i do kogoś dzwoni, a potem kieruje się w stronę, którą obrał Piotrek. Szybko zasunęła firankę i wybrała numer siatkarza.
-Już się za mną stęskniłaś? – usłyszała jego roześmiany głos.
-Nie, po prostu... – westchnęła i nabrała dużo powietrza w usta – Przed chwilą wyglądałam przez okno, no tym w kuchni. I naprzeciw klatki stał ktoś zakapturzony. Wykonał jakiś telefon i poszedł w Twoją stronę. Uważaj na siebie, dobra?
-Uhum... – mruknął tylko tamten i usłyszała jakiś świst, tak jakby tamten szybko się rozglądał – Dzięki za ostrzeżenie, będę uważał.
-Piotrek, przepraszam – wyszeptała tylko, ale tamten tylko zaczął ją uspokajać. Wciąż twierdził, że przecież siedzą w tym razem...

-No halo? – wyjęczała do telefonu, nawet nie uchylając zamkniętych powiek.
-Obudziłem cię? – usłyszała niepewny głos Nowakowskiego – Przepraszam, ale prosiłaś bym zadzwonił i...
-Nie szkodzi, no przecież prosiłam. No, ale... już jesteś u siebie tak? – ziewnęła do słuchawki.
-Tak, właśnie siedzę w swoim pokoju i zaraz idę spać.
-To dobrze. A właściwie, która jest godzina?
-Po północy.
-Co? – wymruczała – Tyle czasu jechałeś?
-No przecież to prawie 300km. A przecież nie mam bezpośredniego połączenia. Musiałem się przesiąść Stalowej Woli, w Lublinie, no i w Warszawie Wschodniej. A dopiero potem do domu. Jeszcze uciekł mi PKS i musiałem czekać...
-O Jezu, dlaczego mi nie powiedziałeś? Przecież puściłabym Cię na ten wcześniejszy. Rodzice bardzo źli byli?
-Mama tylko pretensje miała, że późno jestem. Miałem być koło dwudziestej, no ale... Wytłumaczyłem, że zatrzymały mnie ważne sprawy – przed oczami widziała, jak uśmiecha się, gdy to mówi. – Więc spokojnie, wszystko dobrze.
-No to dobrze. – odpowiedziała, a ten roześmiał się. No tak... Dziwnie to musiało zabrzmieć, ale niech się nie dziwi skoro dzwoni do niej o tej porze. O co sama prosiła, zresztą. – To dobranoc?
-Dobranoc. Do usłyszenia. - usłyszała ostatnie trzy słowa po czym rozłączyła się i włożyła telefon pod poduszkę, przekręcając się na drugą stronę. Teraz w końcu mogła spać spokojnie. Był w domu, w swoim pokoju i właśnie kładł się spać. Był bezpieczny, nic mu nie groziło, o nic nie musiał się martwić. Był daleko od tego wszystkiego. I wiedziała, że wyjdzie mu to na dobre. 

13.08.2012

Rozdział dziesiąty.

To była kolejna grudniowa noc. W zasadzie niczym innym nie różniła się od pozostałych, zimowych nocy. A jednak, dla niektórych był to naprawdę ważny czas. Bo właśnie dzisiaj – czwartego grudnia roku dwutysięcznego jedenastego o godzinie trzeciej czasu polskiego, reprezentacja Polski siatkarzy grała z Rosją. I nie był to żaden taki mecz o przysłowiową pietruszkę, a wręcz przeciwnie. Oba zespoły walczyły o wygraną dającą im możliwość zajęcia pierwszego miejsca w grupie, pośród innych jedenastu drużyn, a co za tym idzie – o zwycięstwo podczas kolejnej wielkiej siatkarskiej imprezy. Tym razem jednak chodziło o Puchar Świata, rozgrywany w japońskim Tokio.
Tak, to była chyba jedna z ważniejszych nocy dla polskiego kibica. To dziś miało się okazać, z jakim medalem, oprócz wywalczonej kwalifikacji olimpijskiej w dniu wczorajszym z Brazylią, nasi siatkarze powrócą do kraju. Wszyscy trzymali kciuki za te złote krążki, mocno im kibicując mimo bardzo wczesnej pory, ale także wielu późniejszych, czekających na nich obowiązków.
Kciuki ściskali i oni – grupa przyjaciół z Rzeszowa. W piątkę zasiedli przed telewizorem by kibicować szóstemu członkowi ich paczki, który zaczynał grę w podstawowym składzie z numerem jeden na biało – czerwonej koszulce. Nie zwracali uwagi na to, że był środek nocy, podczas której w ogóle nie zmrużyli oka. Korzystając z okazji, że z samego rana był mecz - zrobili sobie przyjacielski wieczór, który skutkował ich świetnym humorem, zwłaszcza podczas rytualnej przedmeczowej rozmowy Nowaczyk z Nowakowskim. Wtedy też wszyscy razem wydarli mu się do ucha, że życzą powodzenia. Niestety, nie było czasu na dłuższą pogawędkę, bo musiał zbierać się na spotkanie. Ale obiecał, że zrobią, co w ich mocy.

 -Boże, wygrajcie to! – jęczała Klaudia w tie-breaku, siedząc i opierając się o Grzesia. Olga z Maćkiem również rozsiedli się na kanapie, a Inga po prostu siedziała przed telewizorem, mocno trzymając poduszkę, którą rzucała po każdej nieudanej akcji. - Jeszcze mamy w zapasie trochę punktów...
-Ale oni stoją! – wrzeszczał Grzesiek – Po co ugrać ten jeden punkt, no po co?!
-Ciszej – syknęła Olga, która próbowała jakoś okiełznać towarzystwo – Przecież jest środek nocy.
-Raczej nad ranem. A tak w ogóle to... Nie ma spania, siatkarze grają! – wykrzyknęła znów nieźle wstawiona Klaudia, ale dostała z poduszki od Ingi – Au, Ty też?
-Raczej chciałybyśmy tu jeszcze trochę pomieszkać.
-Okej... Już jestem cicho – mruknęła tylko niezadowolona dziewczyna, po czym można było usłyszeć i maćkowy krzyk „No nie!”.
-Kochanie... – zaczęła mówić coś Olga, ale zaraz też krzyknęła – Ludzie, no...
-I jeszcze zepsuta zagrywka. – rzucił ktoś, a reszta przeklęła. – Dobrze, Ruski też!
-No niby tak, ale patrzcie środek – rzucił niepocieszony Kosok, kręcąc głową z niedowierzaniem
-Kurek, chłopaku... Ja Cię błagam – biadoliła Inga, przytulając się jeszcze mocniej do wcześnie rzuconej poduszki. – Skończ to, no!
-No nie! Kurwa mać! I przegrali wygrany mecz! – zaczęli wszyscy jęczeć.
To był koniec tak pięknego spotkania, podczas którego Polacy prawie pokonali Rosjan. No właśnie... prawie. A złoty medal Pucharu Świata przeszedł im koło nosa i musieli się zadowolić jedynie srebrnym krążkiem. I tą najważniejszą i najcenniejszą kwalifikacją Olimpijską...
-Wstawać dziewczyny, idziemy robić śniadanie. – zarządziła Inga, a dwie przyjaciółki spojrzały na nią jak na jakąś wariatkę. – No, wstawać.
-O piątej rano śniadanie?
-To, chociaż walniemy każdemu po kawie. Przecież już się nie opłaca spać – wzruszyła ramionami.
Musiała coś zrobić. Musiała się czymś zająć, by nie myśleć o tym, że przegrali wygrany mecz. Musiała coś porobić, by nie marudzić na odwieczne reklamy na Polsacie Sport, które ciągnęły się w nieskończoność. Zwłaszcza teraz, gdy tak bardzo chciała zobaczyć go z medalem na drugim stopniu podium.

Przewróciła się na drugi bok, próbując zignorować ten uporczywy dźwięk dzwonka. Wiedziała doskonale, że za ścianą, w tej chwili Olga robi dokładnie to samo, ale jak zwykle to ona była zmuszona wstać spod ciepłej pościeli. Westchnęła, otwierając powoli powieki i zerkając na elektroniczny zegarek. Był środek nocy, a ktoś natarczywie próbował je obudzić. Wtedy, gdy przecież najlepiej się śpi. Zwłaszcza, gdy dopiero, co człowiek się położył. Bez pośpiechu odrzuciła kołdrę, marudząc pod nosem wstała z łóżka i wyszła ze swojego pokoju, drepcząc przez cały, oświetlony już wcześniej, korytarz. W uchylonych drzwiach do pokoju przyjaciółki pojawiła się jej rozczochrana głowa i ziewająca buzia.
-Kogo niesie? – warknęła, przecierając zaspane oczy
-Zaraz zobaczymy – syknęła Inga nie patrząc przez wizjer, a tylko przekręcając zamek oraz naciskając na klamkę. Nie powinna tego robić, ale chciała jak najszybciej przerwać ten przeszywający w uszach dźwięk dzwonka. Zaraz po uchyleniu drzwi miała ochotę naskoczyć na tego kogoś, ale gdy spostrzegła, kto stoi centralnie pod żarówką dającą oświetlenie na całe czwarte piętro, po prostu stanęła jak wryta. Nie wiedziała, co ma zrobić, co powiedzieć. Nie myślała już nad niczym, tylko wpatrywała się w nocnego intruza.
-Przepraszam, że przychodzę o tej porze, ale... – nie dane mu było dokończyć swojego wytłumaczenia, bo po prostu rzuciła się prosto w jego szerokie ramiona. Siatkarz nie spodziewał się, aż takiego przywitania, dlatego nieźle nim zatoczyło, gdy ją łapał, ale udało mu się ją utrzymać. A ta nic nie robiąc sobie ze zwisającej z jego prawego ramienia torby, jeszcze mocniej się w niego wtuliła i tylko wyszeptała w zagłębienie jego szyi krótkie „Dobrze, że jesteś”. – Jestem, jestem. – wyjęczał.
-Dziewczyno, puść go do środka. – zaraz przytomnie zareagowała Wójcik – Chyba nie po to tu jest, byś go męczyła na środku korytarza. Poza tym, nie tylko Ty chciałabyś się przywitać z olimpijczykiem.
Podziałało. Na te słowa Inga oderwała się od chłopaka, ale chwyciła go za dłoń i pociągnęła do mieszkania, zamykając za nimi drzwi. Tamten jedynie się skrzywił, co doskonale, mimo że o tej porze, zauważyła Olga. Od razu zapytała go, co się stało. Tamten jedynie głośno odpowiedział, że powoli zaczyna szwankować mu kręgosłup i że jest odrobinę zmęczony tym całym turniejem. Przyjaciółki jednomyślnie zarządziły masaż, a potem szatynka delikatnie go przytuliła.
-Nienawidzę Cię za porę, w której przychodzisz, ale cieszę się, że Cię widzę. Gratuluję – na te słowa roześmiał się dziękując, a ona szybko ucałowała go w policzek – Dobra, a teraz lecę spać, bo przecież rano trzeba się ruszyć na uczelnie.
-Ja...
-Tak wiem, nie idziesz. – puściła oczko, przerywając powstałą myśl w głowie Nowaczyk - Ale... Błagam, cokolwiek byście nie robili, dajcie spać, okej?
Ruda spiorunowała ją wzrokiem, a Nowakowski tylko obiecał, że będą najciszej jak potrafią i życzył jej miłych snów. Na co ona ze śmiechem odpowiedziała, że były miłe, dopóki nie dzwonił w ten cholerny dzwonek i potem po prostu ulotniła się za drzwiami swojego pokoju.
-Rozbieraj się. – zarządziła Inga chwilę po tym, a tamten spojrzał na nią z zaskoczeniem – No co?
-Tak tu i teraz? A może przejdziemy najpierw do sypialni, by nie obudzić Olgi? – poruszał znacząco brwiami, a tamta stanęła jak skamieniała. W momencie też spąsowiała, kompletnie nie wiedząc, co ma odpowiedzieć – Hej, żartuję tylko.
-Ta kadra zdecydowanie źle na Ciebie wpływa – stwierdziła mruknąwszy, kiedy ten nie potrafił pohamować swojego śmiechu. Nic jej na to nie odpowiedział, a jedynie stwierdził, że ma coś dla niej, o co na pewno nie będzie zła. I wtedy rozsunął kurtkę, a jej oczom ukazał się srebrny medal zawieszony na jego szyi. Zaraz też podeszła bliżej i chwyciła go w swoje obie dłonie. Obejrzała z dwóch stron i przygryzła wargę – I co? - przeniosła wzrok ze srebrnego kruszcu i wbiła wzrok w oczy Nowakowskiego. – Inguś, tylko nie płacz...
-Jest piękny...
-Prawie złoty. – wyszeptał, widocznie w głowie odtwarzając sobie ten ostatni mecz. Nie mogła patrzeć jak znów przeżywa tą cholerną porażkę z Rosją, dlatego czym prędzej, po raz kolejny już, wtuliła się w jego tors. – Ale chociaż mamy kwalifikację olimpijską, co nie?
-I to po to tam jechaliście – przypomniała mu, dźwigając głowę i opierając ją na jego piersi, a ten tylko westchnął i przyciągnął ją do siebie jeszcze mocniej. Miała racje. To był ich cel, który osiągnęli. A srebrny medal to przecież... Drugi to jest zawsze pierwszy przegrany.

-Au! Musisz tak mocno? – usłyszała jego jojczenie kiedy leżał na jej łóżku jedynie w bieliźnie i poddawał się jej masażom. – Ała, no! Co ja ci takiego zrobiłem, że teraz tak się mścisz? O jeju, Inga...
-Zostawiłeś mnie tu samą na tyle! – mruknęła cicho, ale wystarczająco by to usłyszał.
-Przecież oddałem Ci za to mojego misia! – wyjęczał znów, a tamta z uśmiechem na ustach rozejrzała się po pokoju i zatrzymała swój wzrok na malutkiej niebieskiej maskotce, którą dostali wszyscy reprezentanci, stojący na drugim stopniu podium. A teraz ona znajdowała się na biurku zagraconym notatkami.
-A ja dałam ci za to jeść! – przekomarzała się dalej.
-Myślałem, że za to, że przyjechałem tu po nocy – stwierdził, odwracając się na plecy i lustrując ją wzrokiem.
-Za to, że przyjechałeś, łaskawie otworzyłam Ci drzwi i przerwałam mój sen. – pokręciła głową ze śmiechem.
-Ach tak? Przecież nie wiedziałaś, kto tak namiętnie dzwoni. – założył ręce na swoich piersiach i zmarszczył brwi. Znów uśmiech zagościł na jej wargach, po raz kolejny dziś roześmiała się. – No, co?
-Nic – pokręciła głową.
-No powiedz... – podniósł się na łokciach i spojrzał na nią badawczo – No, mów!
-Nieważne, wracamy do masażu – zarządziła, a tamten posłusznie przewrócił się z powrotem na brzuch i ułożył się wygodniej na jej poduszce.
-Ale wszystko w porządku?
-W jak najlepszym – odpowiedziała, mierzwiąc mu włosy, na co zareagował tylko mruknięciem pełnym aprobaty. – Masaż pleców i co? Głowy też?
-Możesz mnie całego wymasować. Poddaje się – wymruczał, a ta tylko zachichotała.
Był niemożliwy, ale to cały on... Niby taki cichy, ale to tylko pozory. Po prostu zachowywał odpowiedni dystans. A z biegiem czasu i on poznawał ludzi, i oni jego. A kiedy już to się stało – chłopak był całkiem inny. Nie był żadnym Cichym Pitem, jak to nazywali go inni. Był po prostu Piotrkiem Nowakowskim. I świetnym przyjacielem.

Nawet nie wiedziała, kiedy, a już leżała pod ścianą, wtulona w swoją poduszkę. Obok niej znajdował się Nowakowski, którego zatrzymała na noc, twierdząc, że nie puści go nigdzie o tej porze. Już prawie świtało, a oni nadal nie spali. Piotrek w ciszy wpatrywał się w okno i ewidentnie o czymś rozmyślał. A ona nie potrafiła oderwać od niego swojego wzroku. Lustrowała każde jego ciche westchnięcie, każde mrugnięcie powiekami – po prostu każdy gest, który wykonał.
Po chwili zerknął na nią, nie potrafiąc ukryć swego rozbawienia. Jednak za chwilę zmienił swą minę i przygryzł niepewnie wargę.
-Inga... Ale nie jesteście na mnie złe, co nie? – zapytał nagle, a ta aż zmieniła pozycję i podparła głowę swą lewą ręką.
-Niby, o co?
-No o tą porę... – westchnął – Bo wiesz, zawsze ktoś przy mnie był gdy coś wygrywałem, a teraz jak tak wracałem do tego Rzeszowa, to doszło do mnie, że... Teraz mam tylko Ciebie – zakończył cicho i odchrząknął zawstydzony. – Więc...
-Rozumiem. – przerwała mu nagle, jakby bojąc się, co może jeszcze powiedzieć - I dobrze, że jesteś. – po tych słowach, przybliżyła się do niego i niechcący drażniąc go swymi rudymi włosami, ucałowała szybko w policzek.
-To dobrze... Bo bardzo tęskniłem, wiesz? – i znów zauważyła ten jego uśmiech, który błąkał się gdzieś po jego wargach.
-Tak, ja też... – mruknęła nieśmiało. Nie dodała jednak dalszej myśli powstałej w głowie: „Nawet nie wiesz jak bardzo”. 

3.08.2012

Rozdział dziewiąty.

-Jezu, co się dzieje? – mruknęła zaspana, ziewając i podchodząc do kuchennego okna. Od samego rana można było usłyszeć jakieś huki, krzyki, przekleństwa - i już wiedziała, o co chodzi. Do ich bloku ktoś się przeprowadzał i od szóstej rano wnosił jakieś meble, czy co on tam miał na podstawionej ciężarówce.
-Co tak głośno? – wyjęczała Olga, siadając na swoim miejscu przy kuchennym stole.
-Ktoś się przeprowadza.
-Ale czy on musi to robić od szóstej rano?
-Widocznie musi. – wzruszyła ramionami, poprawiając firankę – Chcesz kawy? – tamta tylko nieprzytomnie pokiwała głową.
-O której wychodzisz? – zapytała Olga, kiedy w dłoniach już miała swój ulubiony kubek z parującą cieczą.
-Na ósmą mam być pod klubem, a co?
-A to może ja się z Tobą przejdę, co? Poranny spacer dobrze mi zrobi, a przy okazji może też poznam nowego sąsiada.
-Albo sąsiadkę.
-Albo sąsiadkę. – roześmiała się tamta. – To co?
-Pewnie, a przy okazji pójdziesz na zakupy, bo lodówka to już świeci pustkami. No nie rób takiej miny. -  prychnęła Inga - Karmisz Maćka, to polecisz po zaopatrzenie.
-No dobra no… - wyjęczała tamta i siorbnęła trochę kawy, a potem poczłapała do łazienki, zajmując ją przed rudą.

Prawie wszyscy stali pod halą w większej grupce i rozmawiali, śmiejąc się. Czekano na klubowy autokar, który miał wkrótce przyjechać i zawieść ich do Warszawy.
-Cześć resowiacy! – zawołała z daleka, a wszyscy jak jeden mąż skierowali głowy w jej stronę, gdy ta wskazała na szatynkę – Ta oto pani jedzie dziś z nami!
-Kolejna masażystka? – roześmiał się Grzesiek – Dla nas lepiej.
-Kosok, bo zaraz zadzwonię do Klaudii i… - pokręciła głową Olga, kiedy podeszły do siatkarzy i wymierzyła cios mocno w ramię bruneta.
-Au, bo będę miał siniaki i nawet Inga mi nie pomoże! A jak to tak grać z siniakami? Warszawiacy pomyślą, że tu na Podkarpaciu biją.
Wszyscy, łącznie ze sztabem szkoleniowym wybuchli śmiechem, kręcąc głowami.
Odwróciła się na chwilę z uśmiechem, gdyż zdawało jej się, że usłyszała przyjazd autokaru. Jednak zaraz jej mina zrzedła. Bo oto tam, dalej od nich stał sobie średniego wzrostu, dobrze zbudowany mężczyzna, który palił papierosa. Jęknęła. Nie spodziewała się go tutaj. Nie myślała, że będzie do tego zdolny po ostatnim razie. Bez słowa odeszła od Olgi, Kosoka i stojącego w pobliżu Nowakowskiego
-Hej, gdzie idziesz? – usłyszała pytanie przyjaciółki, jednak nie odpowiedziała na nie. Szybszym, zdenerwowanym krokiem ruszyła w stronę Seweryna.
-Czego chcesz? – burknęła.
-Czego chcę? Jeszcze masz czelność pytać? – zmrużył oczy, rzucając papierosa na jedną z kostek brukowych i przydeptując go butem – Pamiętasz co mi kiedyś obiecałaś? Że nikt się nie dowie. A tu co? Pan siatkarzyk patrzy teraz na mnie jakby nie dość mu było po ostatnim razie. Jakby chciał mnie dobić… - zerknęła szybko w kierunku Nowakowskiego, który wpatrywał się prosto w nich, zwracając na siebie uwagę całej grupki chłopaków.
-Ale on o niczym nie wie…
-Kłamiesz! – przymknął oczy, a ona poczuła jak nogi się pod nią uginają. Wiedziała co to oznacza... On powoli wpadał w furię.
-Nie kłamię. Nie wie o niczym, to jest nadal nasza tajemnica… On jest zły za Olę. – kręciła głową, głos jej drżał i to wszystko ją zdradzało ale dalej próbowała Nowakowskiego a także i siebie ochronić, kłamiąc jak z nut. A dopóki on nie wiedział jak jest naprawdę, było dobrze, jeszcze ich chroniła – Ja wiem, że ją zwerbowałeś, ale nic mu nie powiedziałam. Nic a nic.
-Nie wierzę Ci. Ale wiesz, że lepiej by tak było? By o niczym nie wiedział? – chwycił ją mocno za ramię, a ta tylko pokiwała głową – To dobrze.  Przyszedłem Cię ostrzec, żeby nic głupiego nie przyszło Ci do głowy. Więc to tyle. Pa kochanie. - chciał ucałować ją w policzek, ale ta odsunęła się od niego, co on skwitował jedynie wybuchem śmiechu – To powodzenia. I bez żadnych numerów, pamiętaj! – warknął, odchodząc.
Kiedy już zniknął za zakrętem, ta zakryła usta, dalej stojąc w swoim miejscu, a potem bezsilnie opadając na ceglane ogrodzenie. Nie zwracała uwagi na jej otoczenie i na to, że w jej stronę właśnie biegła Olga.
-Co jest? Inga! – szarpała nią kiedy przykucnęła obok, ale tamta siedziała jak skamieniała – Hej, co się stało?
-Nie, nic takiego. Pokłóciliśmy się tylko i…
-Kłótnia? Kłótnia?! – wrzasnęła tamta - Kobieto, jesteś blada jak ściana!
-To nic… Nie martw się, to nic. Przepraszam Cię Olguś, ale chyba już muszę iść. – mruknęła, tym razem wypatrując jadący klubowy autokar - Trzymaj się, uważaj na siebie. I miłego dnia i…
-Hej, przecież nie pierwszy raz zostaje w domu sama – szatynka przerwała jej w pół słowa, a tamta pokiwała tylko głową, przyznając jej rację – Więc o co chodzi? – nic nie odpowiedziała na to pytanie – Inga…
-Przepraszam, naprawdę już muszę iść – wyjęczała tylko tamta, chcąc jak najszybciej stąd odejść.
Nigdy nie lubiła kłamać, mimo wielu takich sytuacji z wcześniejszych lat. Nigdy nie lubiła oszukiwać, zwłaszcza najbliższych, bo wtedy tak strasznie się czuła. Tak jak i teraz, stojąc przed najlepszą przyjaciółką, która zawsze wiedziała o wszystkim. Ale teraz tak nie było. Nie wiedziała o wszystkim.
-Dobrze. To powodzenia na meczu – mruknęła tylko tamta, całując przelotnie przyjaciółkę w policzek.
Nie przytuliła jej, tylko szybko ucałowała. Czyli było jej przykro, albo też była zła. Bo wiedziała, że ona nie mówi jej całej prawdy. Może myślała też, że ona nie chce, by Olga ją poznała. A przecież chciała. Tak bardzo chciała… Ale nie mogła. Tak było bezpieczniej, gdy tylko oni – ona i Nowakowski – byli w to wszystko wplątani.
-Nie… Nie dziękuję – wyjęczała, wstając. Chciała coś jeszcze jej powiedzieć, ale tamta tylko pokiwała Grzesiowi, a potem po prostu stamtąd odeszła. Kompletnie nie zwracając na nią uwagi, jakby nagle po prostu znikła. 
Smutno ruszyła w stronę zaparkowanego już autokaru, do którego powoli wsypywali się siatkarze, wcześniej oczywiście patrząc w jej stronę. Wiedziała, że zwróciła na siebie całe ich zainteresowanie, ale miała to gdzieś. Na szczęście o nic nie pytali. W tej chwili cieszyła się, że pracuje z samymi facetami. Wiadomo – mężczyzna nie jest aż taki wścibski jak kobieta. Wie, że czasem człowiek potrzebuje ciszy. I oni ją jej dali, nawet gdy zasiadła już w autokarze pełnym śmiechu. Ale chodziło o to, że siatkarze nic od niej nie chcieli, nic do niej nie mówili. Po prostu niepewnie się do niej uśmiechali.
On też się do niej uśmiechnął, gdy kierował się do jedynego wolnego miejsca, zaraz za nią. Ale tego uśmiechu nie mogła znieść. Nie mogła go odwzajemnić, w mniejszym czy też w większym stopniu, tak jak to było w przypadku innych siatkarzy.
Po prostu, gdy zobaczyła jego sylwetkę jej oczy się zaszkliły. Nie chciała, by ktokolwiek zobaczył ją w takim stanie, ale po prostu już nie wytrzymała. Zwłaszcza jak ten pochylił się nad nią i wyszeptał prosto do jej ucha: „Czy on wie, że…?”.
Wtedy szybko odwróciła się w jego stronę, nie zwracając uwagi na to, że z oczu łzy płyną już ciurkiem.
-Nie wiem, nie mam pojęcia. – zaszlochała – Próbowałam go jakoś od tej myśli odciągnąć, ale nie wiem… Ostrzegał mnie, ale wątpię by wierzył, że Ty jeszcze o niczym nie wiesz.
-Nie płacz – usłyszała tylko jego niepewny głos - Inga, przecież poradzimy sobie z tym. Obiecuję.
-My? – wyjęczała, spoglądając na niego z zaskoczeniem – My? – powtórzyła pytanie.
-Przecież siedzimy w tym razem, tak? – upewnił się, a ona tylko uśmiechnęła się delikatnie – No już, ocieraj te łzy.
Resztę drogi zwyczajnie przegadali, śmiejąc się i żartując, z czego się dało. Niewątpliwie zwracali na siebie uwagę innych. Ona jeszcze przed chwilą siedziała zapłakana, a wystarczyło parę jego słów, a już była całkiem inna – uśmiech nie schodził jej z twarzy. On to samo. Zawsze podczas podróży był spokojny, a dziś o dziwo buzia mu się nie zamykała i ciągle się uśmiechał.
I pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu w ogóle ze sobą nie rozmawiali, a teraz zachowywali się jak starzy, dobrzy przyjaciele. Z boku niewątpliwie dziwnie to wszystko wyglądało, ale raczej większość cieszyła się, że nareszcie był spokój w drużynie, głównie na linii Nowaczyk – Nowakowski.

-Inguś… Inga, wstawaj! Już jesteśmy na miejscu. – usłyszała jakiś głos, który ją wołał.
-Mhm… Już, już – wymruczała, przekręcając się na drugą stronę i ziewając szeroko zanim otworzyła oczy. A kiedy już to zrobiła przed sobą spostrzegła roześmianą twarz Kosoka. – Ojej.
-Piękne masz uzębienie, ale na przyszłość to wiesz… - tamta spąsowiała, a za sobą usłyszała cichy chichot Piotrka.
-Jesteście okropni – rzuciła, powoli wstając, przygładzając włosy i ubierając się w jesienną kurtkę przed opuszczeniem autokaru.
-Kto jest okropny? – roześmiał się Ignaczak, kiedy przechodził obok ich miejsc.
-Wy wszyscy – uśmiechnęła się szeroko, a ten pokiwał jej palcem ostrzegająco.
-Uważaj sobie, maleńka. Jesteś sama przeciwko… no sporej ilości facetów - puścił jej oczko i wysiadł z autokaru. Zaraz za nim ruszył też i Kosa, więc w autokarze prócz kierowcy została tylko ich dwójka. Oboje w ciszy zabrali swe rzeczy i skierowali się w stronę wyjścia.
-Ale zimno – odezwał się nagle za nią Piotrek, kiedy podchodzili do schodków, a ta chcąc mu coś odpowiedzieć odwróciła się w jego stronę, ale dalej krocząc naprzód. – Uważaj – usłyszała nagle i poczuła jak chłopak szybko łapie ją za rękę, bo była bliska wyrżnięcia na busowych schodkach, przez które je zresztą do końca poprowadził. Dopiero, gdy przystanęli przy bagażniku, wszyscy zwrócili na nich swoją uwagę, przy okazji wymieniając między sobą rozbawione spojrzenia.
-No co? – zapytała widząc reakcje wszystkich wokoło.  
-Nic. – odparł Kosok, ale zawiesił swój wzrok między nich, a potem przeniósł go na swoją komórkę, na której też coś szybko wypisywał.
Oboje nic nie rozumiejąc rzucili okiem tam gdzie przed chwilą zerknął Grzesiek, a potem oboje z lekkim zawstydzeniem spojrzeli na siebie i odsunęli od siebie. Ich wcześniej splecione dłonie zostały uwolnione i teraz Nowakowski trzymał je w kieszeniach, a Nowaczyk zaplotła je sobie na piersi.

-Nareszcie w domu – szepnęła do siebie, kiedy prawie nad ranem przemierzała okolicę Rzeszowa, by dostać się do swojego mieszkania. Mimo, że wokoło było cicho jak makiem zasiał, ona śpiesznym krokiem szła chodnikiem, by jak najszybciej zamknąć za sobą domowe drzwi. Ciągle czuła na sobie jakieś spojrzenie, ale nie odwracała się. Wolała tego nie robić, bo chyba mimo wszystkiego nie było tu tak bezpiecznie.
Gdy wypatrzyła swój blok, aż wbiegła na malutkie schodki i szybko wbiła kod na domofon. Dopiero za drzwiami odetchnęła z ulgą, więc spokojnie wspinała się na swoje ostatnie piętro. I nagle, na trzecim usłyszała głośny trzask i poczuła jak ktoś na nią wlatuje. W tym samym momencie wcześniej zaświecone przez nią światło, zgasło.
Krzyknęła, stojąc oparta o poręcz.
-Cholera, człowiek dopiero co się przeprowadzi, a tu już w jego towarzystwie spala się żarówka. To chyba zły znak, prawda? – usłyszała męski głos, a za chwilę zobaczyła i rozświetloną komórką twarz nowego sąsiada – Przepraszam, że tak panią wystraszyłem. Nie spodziewałem się, że o tej porze…
-Tak, ja też – mruknęła – Pan jest tym nowym sąsiadem, który przeprowadzał się od szóstej rano?
-Tak, to ja. Ale nie pan. Tomasz, miło mi – wyciągnął rękę, którą uściskała.
-Inga, sąsiadka z czwartego piętra.
-Pani mieszka z tą… szatynką, tak? Jak tej pani było na imię… Olka?
-Olga, tak z nią. Widzę, że już ją pan poznał – uśmiechnęła się uprzejmie i sama wyciągnęła telefon i zerknęła na godzinę – Pan… Wybaczysz, ale jestem wykończona a rano znów muszę wstać, więc…
-Tak, tak jasne, przepraszam, że zatrzymałem – pokiwał gwałtownie głową – To co? Miło było poznać, nawet o tej porze i w takich okolicznościach.
Inga roześmiała się tylko i krótko żegnając z nowym sąsiadem, przebiegła jeszcze kilka schodów, wyciągając klucze już w świetle działającej żarówki na ostatniej kondygnacji. Dopiero za domowymi drzwiami poczuła, że jest w stu procentach bezpieczna. Ściągnęła kurtkę, zdjęła buty, torbę położyła na komodzie, a sama przeszła do swojego pokoju i po prostu we wczorajszych ubraniach runęła na łóżko. Wcześniej oczywiście nastawiając budzik, który miał zrobić jej pobudkę za dosłownie kilka godzin.