14.09.2012

Rozdział piętnasty.

Im bliżej było do meczu w gdańskiej Ergo Arenie, który miał odbyć się w sobotę, jedenastego lutego o 18, tym bardziej wyczuwała tą dziwną atmosferę, która panowała między Nowakowskim a nią. Niby było tak samo jak zwykle, ale było widać a nawet można było wyczuć, że coś jest nie tak. Nie rozmawiali tak jak wcześniej, nie żartowali. Coraz mniej czasu spędzali razem. Wiedziała, że coś się zmieniło, ale gdy zapytała go o to, co się dzieje, ten tylko zbył ją słowami, że coś jej się wydaje. Ale nic jej się nie wydawało. Dalej było tak samo – inaczej.

A dzisiaj otrzymała wiadomość tekstową od Piotrka, że dziś po nią podejdzie Grzesiek, bo on ma coś do załatwienia. Samo to w sobie było dziwne, że wysłał jej tą informację SMS, a nie zadzwonił jak to miał w zwyczaju. Dlatego też wybrała jego numer, ale nie odebrał. Próbowała jeszcze kilka razy, ale dalej nikt nie przyjął połączenia.
-To wygranego meczu z Gdańskiem – żegnała ją Olga, która ściskała ją mocno przy drzwiach – Daj znać jak dojedziecie i wyślij mi MMS zdjęcie morza w zimie, dobra? Proszę. – spojrzała na nią błagalnie.
-Dobrze, wyślę Ci jak będzie czas by zajrzeć na plażę – roześmiała się, wiedząc, jakie to dla szatynki ważne. Nigdy jeszcze nie była nad morzem o tej porze. Zresztą, od ich domów bliżej było w góry, dlatego tam też częściej bywały niż nad polskim Bałtykiem. A każda wyprawa na północ była czymś ważnym w ich życiu. – Ale teraz muszę już lecieć, przecież czeka na mnie pod blokiem. – ucałowała ją w policzek i zarzuciła torbę na ramię, po czym wyszła z mieszkania, machając przyjaciółce na pożegnanie jeszcze na progu. Nie powiedziała jej, że dziś zamiast Piotrka pod blokiem stoi Grzesiek. Nie chciała wtajemniczać dziewczyny w to, co dzieje się między nimi. Nie wydawało jej się, że to istotna sprawa.

Zobaczyła go, zaraz jak tylko podeszli pod klubowy parking. Znajdował się z dala od chłopaków i sam siedział na ceglanym ogrodzeniu. Zauważyła, że ma założone słuchawki i bezmyślnie wpatruje się w swoją komórkę. Kompletnie nie reagując na resztę, która swoją drogą zupełnie nic od niego nie chciała. Tak jakby Nowakowski w ogóle nie należał do drużyny. Zerknęła na Kosoka, który tylko objął ją ramieniem i poprowadził w stronę kadry.
-Cześć wszystkim. – przywitał się, a wszyscy im odpowiedzieli. Nie zrazili się nawet i postawą Ingi, która nie reagowała na żadne słowa chłopaków, a jedynie lustrowała postawę środkowego.
-Inguś, chodź idziemy – usłyszała nagle słowa Alka, który niepostrzeżenie zabrał jej torbę i wpakował do autokarowego bagażnika, a potem przepuścił na schodach do pojazdu. Usiadła tam gdzie zwykle, zostawiając za sobą miejsce należące do Nowakowskiego. Jednak, gdy tamten wszedł do autokaru, ominął swoje siedzenie i poszedł na przód autokaru. Za nią zasiadł Kosok, który zaraz zaczął coś jej opowiadać, ale tamta kompletnie go nie słuchała.
-Nowaczyk! – usłyszała za sobą, więc przeniosła całą swą uwagę z kompletnie nie zwracającego na nią uwagi Piotra i zerknęła na Grzesia.
-Co?
-Co jest? – zapytał, po czym przysiadł obok niej i objął ją ramieniem – Przecież tyle się już znamy, wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko. No?
-Nic takiego – mruknęła pod nosem, odwracając się w stronę okna, ale tamten nie zrezygnował. Po wielu nieudanych próbach w końcu udało mu się spojrzeć prosto w jej oczy. Nie ponaglał dziewczyny, tylko po prostu ciaśniej objął ramieniem i oparł lewy policzek o jej czuprynę. – Tylko... Nie wiem, dlaczego Piotrek tak nagle się ode mnie odwrócił i...
-Więc Piotrek, huh? – westchnął, siadając trochę wygodniej – Słuchaj Maleństwo... Nie wiem, czy to przez to Pipen się tak zachowuje, ale właśnie jedziemy do Gdańska, co nie? – pokiwała głową – Jutro będziemy z nimi grać. I to na pewno jest dla niego trudne, wracać do tej wspaniałej hali, do tego miasta.
-Ale dlaczego? Przecież... – ruda dalej nie rozumiała.
-Inga, Ola była z Gdańska.
Usłyszała te słowa, a świat wokół jakby zawirował. A więc o to chodziło! Piotrek jechał w okolice, gdzie mieszkała jego była dziewczyna. Tam, gdzie się z nią spotykał i spędzał mnóstwo czasu. W porządku, mógł być trochę nieswój, że teraz jest jak jest, ale... Przecież ona nie była niczemu winna! Dlaczego ją od siebie odsunął?
-No dobra, ale dlaczego teraz... kompletnie mnie ignoruje? – zapytała z wielkim żalem w głosie, mocniej do niego przylegając
-Tego niestety nie wiem, ale on sam na pewno Ci to wyjaśni, tego jestem pewien.
Po tych słowach tylko poczuła jak całuje ją we włosy, a jej w tym momencie zaszkliły się oczy. To był całkowicie inny całus od tego, którym obdarowywał ją Nowakowski. Nowakowski, na którego miała idealny widok ze swojego miejsca. Nowakowski, który od kilku dni kompletnie ją lekceważył. I nic nie wskazywało na to, że cokolwiek miało się zmienić, jak to przekonywał ją Kosok.

Wygrali 1:3. Po dosyć ciężkim meczu, który w statystykach wcale na taki nie wyglądał, wszyscy z wielką ulgą zeszli do szatni, wcześniej oczywiście rozciągając się na parkiecie, w czym pomagała im także Inga. Po kilku chwilach boisko powoli opustoszało, chociaż nie całkowicie. Bo oto, na samym środku parkietu, po stronie, na której zakończyli mecz, leżał Nowakowski wpatrzony w sufit Ergo Areny. Obok niego spoczywała statuetka MVP dzisiejszego meczu. Jednak nie był z tego faktu zadowolony. Nawet nie rozdawał dzisiaj nikomu autografu, co bardzo rzadko się zdarzało.
-Nowakowski idziemy! – zawołał statystyk, jednak tamten jakby nie słyszał. Dopiero, kiedy ktoś do niego podszedł i kucnął obok, wtedy zareagował i posłusznie wstał z parkietu by poczłapać do szatni. Na chwilę jeszcze odwrócił się i spojrzał na nią krótko, po czym zwiesił głowę ruszając przed siebie.
A o statuetce najlepszego zawodnika zapomniał, a ona bezpańska pozostała na parkiecie, więc podeszła do niej i schylając się, chwyciła ją w obie dłonie. A potem, gdy już ją dźwignęła, rozejrzała się dookoła. Jakaś starsza para wpatrywała się w nią z zaciekawieniem, ale też i z jakimś takim dziwnym grymasem wypisanym na twarzy. Odwróciła się do nich plecami i zabrawszy swoje rzeczy, również opuściła meczową halę. Z piotrkową statuetką w lewej dłoni.

Po meczu wszyscy wpadali do niej na krótki masaż. A przynajmniej wszyscy powinni to zrobić.
Westchnęła i wyszła na korytarz, by rozejrzeć się po nim, czy nikt nie oczekuje w kolejce, której tak właściwie nie ma. Jednak za drzwiami było pusto, chociaż słyszała czyjeś szybkie kroki to nikogo nie było na widoku. Zamknęła za sobą drzwi i znów wróciła do swojego pokoju. Już miała składać rzeczy, gdy ktoś zapukał.
-Mogę? – usłyszała niepewny głos Grzesia, na co tylko skinęła głową, nie odwracając się w jego stronę – Myślałem, że jest u Ciebie Piotrek i kończysz masaże, no ale...
-Ale go u mnie nie ma – wzruszyła ramionami – Zresztą, dlaczego miałby być?
-No, bo jak go mijałem, to szedł jakby od Ciebie. No, ale był cały ubrany, więc pomyślałem, że idziecie gdzieś na jakiś spacer czy coś.
-O tej porze? Nie Grześ. Zaraz kończę masaże, ale idę spać. – zapewniała go i poprosiła by zdjął dres, śmiejąc się, że jak nigdy jest dziś jej ostatnim.

Miała iść spać, nawet w końcu ułożyła się wygodnie na hotelowym łóżku, ale sen nie nadchodził. Zerknęła na telefon – wybiła pierwsza. Leżała tu już ponad godzinę. Westchnęła i odrzucając pościel, wstała do okna. Gdańsk był piękny o tej porze. Wczoraj również miała przyjemność przespacerowania się nad linią brzegową
Oczywiście, spełniając słowo dane przyjaciółce, wysyłała jej zdjęcia. Teraz jednak miała zamiar zrobić kolejne, ale po to by pokazać jej to w domowym zaciszu. Już wyciągała odpowiedni sprzęt, gdy nagle usłyszała jakieś pukanie. Na początku myślała, że coś jej się przesłyszało i to wszystko dzieje się za oknem, jednak pukanie nie ustało. Niepewnie podeszła pod drzwi i przekręciła klucz, po czym powoli i ostrożnie uchyliła drzwi. Ten ktoś za nimi otworzył je szerzej, a ona zdębiała.
Przed nią sterczał Nowakowski, ubrany w strój, o którym wcześniej wspomniał jej Kosok. Teraz jedynie ściągnął czapkę i rękawiczki, po czym bezpardonowo wszedł do jej pokoju i zamknął za sobą drzwi. Zaraz też oświetlił pomieszczenie i po prostu zmierzył ją nieprzyjemnym wzrokiem, jakim jeszcze nigdy jej nie obdarzył.
-Co Ty tu robisz? – zapytała cicho, siadając na łóżku, z dala od niego.
-No chyba się mnie nie boisz? – roześmiał się dziwnie.
-Piotrek, co Ty tu robisz? Wiesz, która jest godzina? Powinieneś odpoczywać po meczu. – zaczęła mówić, ale ten tylko jej przerwał krótkim „wiem”.
-Wiem. Ale jestem tutaj. – wzruszył ramionami – O, moja statuetka? – zauważył nagrodę, która znajdowała się na szafce nocnej, obok łóżka.
-Tak, zapomniałeś jej wziąć, więc ja ją zabrałam, ale chciałam Ci oddać – zaczęła tłumaczyć, ale ten tylko machnął na to ręką. – Po to przyszedłeś?
-Nie.
-To, po co? – warknęła już zła. – Piotrek, jest pierwsza w nocy. Czego chcesz?
-Chodź ze mną na spacer. – na te słowa roześmiała się na cały głos, nie patrząc na to, która właściwie jest godzina i że te drzwi nie były wcale dźwiękoszczelne.
-No chyba sobie żartujesz. Nigdzie z Tobą nie idę.
-Idziesz – zaraz pojawił się obok niej i mocno szarpnął za nadgarstek, tak, że zaraz stała przy nim.
-To boli – syknęła, wyrywając mu się i zadzierając głowę – Dlaczego piłeś? - ten jedynie opuścił głowę ze wstydu i powiedział, że o tym właśnie musi z nią pogadać i to najlepiej teraz, na plaży gdzie nikt im nie przeszkodzi w rozmowie. – Dobra, daj mi... 10minut.
Kiwnął tylko głową i zasiadł na jej łóżku, pośród rozkopanej pościeli. Do ręki biorąc oczywiście statuetkę, którą za chwilę po prostu mocno rzucił na podłogę przy drzwiach. Po statuetce nie pozostało już nic. Wszystko zamieniło się w drobny mak.

Od wyjścia z hotelu, kiedy to chwycił ją za rękę, oboje szli w stronę gdańskiej plaży i rozglądali się dookoła. Nie wyrywała się, nie chciała by znów się zdenerwował i coś przeskrobał. Tutaj, w Gdańsku, zdecydowanie nie był sobą...
Kątem oka zerknęła na Piotra. Najczęściej wszystko chował w sobie, w środku. Wszystkie uczucia i myśli... Ale teraz w świetle latarni, doskonale widziała jego zaszklone oczy, mimo że próbował ukryć to jak otoczenie na niego działa. Jednak wiedziała, że to wszystko sprawia mu ogromny ból.
-Wiesz... Ola była z Gdańska – odezwał się po dłuższej chwili ciszy – Przyjeżdżałem tutaj, gdy tylko miałem czas. Ale to był związek na odległość. Ja Częstochowa, bo studia i siatkówka, ona Gdańsk, bo studia, rodzina, przyjaciele... Gdy podpisywałem kontrakt z Rzeszowem, myślałem, że to będzie nasz nowy etap. Mieliśmy razem mieszkać, ale ona ciągle odkładała przeprowadzkę. Myślałem, że się tego boi. Z dala od rodziny, a na miejscu tylko ja. Ale nie, nie o to jej chodziło. Ona od samego początku nie chciała ze mną mieszkać. Jej było dobrze, bo rzadko kiedy byłem, a kiedy byłem... miałem też pieniądze. Robiłem jej prezenty, kupowałem, co tylko chciała. A potem znów znikałem... Cały czas chodziło jej tylko i wyłącznie o pieniądze! A ja głupi, dopiero wczoraj się o tym przekonałem. – nastała cisza, ale zaraz kontynuował – Wczoraj, gdy byłem w jej domu. Wiesz jej rodzice zawsze mnie lubili. A przed tym meczem, napisali żebyśmy w końcu razem przyjechali, rozumiesz? Razem! Jak ja nawet nie wiem gdzie ona w tej chwili jest! – wrzeszczał – Dlatego tam poszedłem i powiedziałem wszystko. Że nie wiem gdzie jest Olka, że mnie rzuciła. To zarzucili mi, że mi ufali a ja jej nie szukałem, że co ze mnie za mężczyzna! A ja jej szukałem! Nie wiedziałaś o tym, prawda?
-Tak właściwie, dlaczego mi to mówisz? – mruknęła, nie patrząc na niego – Nie odzywałeś się do mnie tyle czasu a teraz nagle, co? Na wspominki Ci się zebrało?
-Wiem. Spieprzyłem sprawę, ale to wszystko mnie przerosło.
-Piotrek, przecież zawsze mogliśmy o tym pogadać! Pytałam Cię w Rzeszowie, co się dzieje! Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Dlaczego mówisz to właśnie tu i teraz?
-Bo wczoraj zrozumiałem, że... – przystanął na chwilę – Już dawno ktoś zajął jej miejsce. A ta plaża... Na niej pierwszy raz pocałowałem Olę, więc chciałem, by zakończyła ten jeden etap, a zaczęła następny.
-O czym Ty... – zaczęła, ale nie dane jej było skończyć.
Niespodziewanie na swoich ustach poczuła jego ciepłe wargi. Ucałował ją niepewnie, a kiedy nie natrafił na żaden opór, zaczął całować ją coraz bardziej zachłannie. Piotrkowy dwudniowy zarost zaczął gilgotać jej nos. Poczuł to, bo uciekła gdzieś swymi wargami w bok, ale zaraz je odnalazł i wpił się w nie jeszcze bardziej niż przed momentem. Uśmiechnęła się delikatnie, nie przerywając pocałunku. Jego usta mimo delikatnej posmaki alkoholu były idealne... W tej samej chwili, gdy pomyślała o tym, że przecież Nowakowski jest pijany, ten objął dłońmi jej twarz i przywarł do niej jeszcze mocniej.
Wtedy też doszło do niej, co robi na tej cholernej gdańskiej plaży! Przecież ona całuje swojego najlepszego przyjaciela! W oka mgnieniu zaczęła się wyrywać, a po jej policzkach zaczęły spływać pojedyncze krople łez. Jak mogła do tego dopuścić?! Przecież to był Piotr i traktowała go niemal jak brata...
W końcu, gdy zdezorientowany siatkarz wypuścił ją ze swoich objęć, ta stanęła kilka kroków od niego i dłonią zakryła swoje, dopiero co całowane, usta. Spojrzała na niego z przerażeniem a zarazem z wielkim obrzydzeniem.
-Ja mam być tym następnym etapem?! Chyba sobie żartujesz! Jesteśmy przyjaciółmi i niczym więcej, rozumiesz?! Niczym! – wrzeszczała, a za chwilę odwróciła się w stronę morza, nie mogąc już więcej na niego patrzeć. Poczuła tylko jak przytula się do jej pleców. Ale ona nie mogła na to pozwolić. Po raz kolejny dziś wyrwała się z jego uścisku i nie zważając na jego stan, mocno i z wściekłością popchnęła go na piasek. Nie myśląc wiele, pobiegła przed siebie, nie oglądając się za nim. Po prostu. Zostawiając go tam kompletnie samego, krzyczącego coś w jej stronę w środku nocy, na tej cholernej gdańskiej plaży...

Z płaczem osunęła się po hotelowych drzwiach. Nawet nie wiedziała, jakim cudem dostała się do hotelu i trafiła kluczem do zamka. Łzy zamazywały jej cały obraz, gdy biegła. Nie widziała kompletnie nic. Ale teraz już znajdowała się w miarę bezpiecznym miejscu. Aż do rana, do którego zostało kilka godzin...
-Kurwa mać! – wrzasnęła ile miała sił w płucach i uderzyła ręką w podłogę. Zaraz też poczuła jak coś wbija się w jej dłoń i zaczyna szczypać. Dopiero za chwilę domyśliła się, że to szklane drobinki statuetki, którą wcześniej Nowakowski rozwalił pod drzwiami. – Niech Cię szlag trafi! – ryknęła znów, ale nie wstała. Pozwoliła by krew leciała po jej dłoni, którą jeszcze bardziej raniła, wciąż uderzając w hotelową podłogę. Już nawet przestała reagować na jakikolwiek ból oraz na to, że było jej gorąco w tej grubej kurtce i zimowym komplecie. – Cholera, no!
Mogła od samego początku domyśleć się, że to wszystko właśnie tak się skończy. Przecież nigdy nie istniała przyjaźń damsko – męska. Zawsze któraś ze stron czuła coś więcej do tej drugiej osoby. Doskonale znała taki przypadek. Sama to przeżyła te kilka lat temu. Nigdy nie chciała, by to się kiedykolwiek powtórzyło. A jednak – los spłatał jej niezłego figla. Tylko, że jej miejsce zajął Nowakowski.
Rozpłakała się jeszcze bardziej. Już wiedziała, co czuł Tymoteusz, gdy opuszczał ją po tej wspólnie spędzonej nocy zaraz po studniówce. Bardzo dobrze teraz zrozumiała jego sposób myślenia – „jak dalej od tego wszystkiego”. Najchętniej sama by uciekła. Ale przecież nie mogła. Przecież to była jej praca. To był dar od losu, którego przecież nie mogła zmarnować.
Przymknęła powieki, ale to nie dało jej odpoczynku. Przed oczami zobaczyła zdezorientowanego siatkarza, który dopiero, co ją całował. Westchnęła. Cóż, będzie udawać, że nic się nie stało. Przecież był pijany, może niczego nie pamiętać...
I oby tak było.

9.09.2012

Rozdział czternasty.

Dziś specjalna dedykacja dla... Agaty z love-scars, przede wszystkim za Pita pod każdą postacią i prawie w każdym miejscu, za czas spędzony na wywiaderze i trochę mniej na gg, za długie komentarze i za... no wszystko inne o czym wiadomo tylko nam ;). Mam nadzieję, że się spodoba kobieto :*.  


-No to uważaj na siebie – wyszeptała, całując przyjaciółkę w policzek. Od tamtej chwili, gdy Olga poznała całą prawdę, na każdym kroku powtarzała te słowa, które stały się ich tradycyjnym pożegnaniem.
-Ty też. I pomachaj mi do kamery przy prezentacji zawodników! – zawołała za nią Wójcik, a ta ze śmiechem nacisnęła na klamkę i opuściła ich mieszkanie, wcześniej dźwignąwszy swoją podróżną torbę. Zaraz też zbiegła z czterech pięter a także kilku przed blokowych schodków i stanęła przy czekającym na nią, Nowakowskim.
-No nareszcie – westchnął z ulgą i ucałował ją przelotnie w policzek – Dobrze pożegnane? - pokiwała tylko głową.
Od tego cholernego piątku trzynastego wiele się zmieniło. Po jakimś czasie w końcu dziewczyny odbyły ze sobą szczerą rozmowę, w której to Inga wyjaśniła jej wszystko. Na samym początku przyjaciółka myślała, że zmyśla, ale potem... doszło do niej, że przecież nie może kłamać. Nie w takiej sprawie. No, ale dalej nie mogła uwierzyć w to, że przyjaciółka przeżywa taki koszmar. Na szczęście zrozumiała, dlaczego o niczym nie wiedziała. Była też wdzięczna Piotrkowi, że nie zostawił Nowaczyk z tym wszystkim samej, mimo że ten wciąż tłumaczył, że siedzą w tym razem.
Tak samo, od tego felernego dnia coś zmieniło się miedzy nią a Nowakowskim. Siatkarz najchętniej nie opuszczałby jej na krok, co Olga kwitowała tylko śmiechem. Ale to oboje, razem dbali o to, by Inga nigdzie nie chodziła sama. I tak też było.
Nowakowski opiekował się nią, przychodząc po nią, kiedy szli do pracy i gdy mieli wyjazdowe mecze. Inga towarzyszyła jej w studenckim życiu, a także w tych codziennych czynnościach. Tak, więc – nigdy nie była sama. Na początku strasznie jej to ciążyło. Była niańczona przez całą paczkę, a akurat tego najmniej było jej trzeba. Nawet, gdy wiedziała, że robią to dla jej dobra, martwią się i nie chcą jej stracić. Niestety, a może nawet i stety, tamci nie zrezygnowali z opieki nad nią. Nie pozostało jej, więc nic innego, jak tylko zaakceptować ten fakt.

-No nareszcie – sapnął gdzieś z tyłu Ignaczak.
Zgadzała się z nim, jak jeszcze nigdy dotąd. Mimo kilku postojów, ta podróż była męcząca. I to dla niej! A co dopiero, jeżeli chodzi o siatkarzy... Dlatego wcale nie zdziwiła się, gdy rzeszowianie jak najszybciej opuścili autokar, po to by rozciągnąć się na zewnątrz.
A oni standardowo już, w dwójkę jako ostatni opuścili pojazd. Nigdzie im się nie śpieszyło, zwłaszcza, że pogoda na dworze, nie była zbyt przyjemna. Westchnęła i przyciskając do siebie swoją torebkę, wyszła na zewnątrz.
Od razu chłodny wiatr zawiał jej w twarz, więc opatuliła się jeszcze bardziej szalikiem, który podarował jej Piotrek na święta. I już miała zabierać z pojazdu swoją podróżną torbę, kiedy siatkarz ją ubiegł.
-Dziękuję. – uśmiechnęła się do niego i wyciągając dłonie w jego stronę.
-Ale ja Ci jej nie dam.
-Piotrek! – pokręcił tylko głową z uśmiechem – No, oddaj mi ją. Piotruś... Piotrek, no! – wołała, gdy tamten stanął na palcach i uniósł jej torbę nad swoją głową.
-Co to? Małżeńska kłótnia? – zagaił Alek swoim łamanym polskim, a wszyscy wpadli w niepohamowany śmiech.
-Nie chce mi oddać torby. Piotrek, no! – zawołała po raz kolejny, a reszta tylko go poparła.
-Bardzo dobrze. Kobietę trzeba odciążyć!
-Ale ze mną jest wszystko dobrze i nie potrzebują by mnie ktoś od czegokolwiek wyręczał!
-Ćwiczy przed... – zaczął Igła, a wszyscy w mig zrozumieli o co chodzi.
-No Igła, dokończ, przed czym?! – warknęła już zła, kładąc ręce na biodrach. Tamten jedynie roześmiał się w jej twarz. – No!
-Inguś, spokojnie. On tylko żartuje. – objął ją ramieniem Nowakowski wracając do normalnej pozycji  i nie czekając na nikogo, poprowadził ją w stronę hotelu, mrucząc jeszcze pod nosem coś, czego nie miała szansy usłyszeć.

-Nie obijaj się Piotruś, bo trzeba im się zrewanżować za ten półfinał Pucharu Polski – nachyliła się nad siatkarzem podczas rozgrzewki, puszczając oczko i mierzwiąc mu włosy – Pokażemy wam dzisiaj  – ostrzegła Kurka i poklepała go przyjacielsko po ramieniu.
-No na pewno. - wywrócił oczami przyjmujący.
-No tak. – potwierdził jej słowa środkowy, a ona ze śmiechem odeszła do kolejnego zawodnika, który prosił ją na chwilę. Z oddali jednak słyszała śmiech Kurka i Nowakowskiego, który coś mu obiecywał.
Miał być rewanż i... nie za bardzo im on wyszedł. Dostali siatkarskie baty, które skończyły się wynikiem 3:0. A pogrążył ich sam Bartosz Kurek, który przy okazji otrzymał MVP spotkania. Zawodnicy po meczu uściskali się serdecznie pod siatką, a potem rozłożyli się na parkiecie. Obok Nowakowskiego pojawił się zadowolony przyjmujący, który po chwili trzepnął go w ramię i wskazał na rudą. Ten po chwili ociągania się, w końcu niepewnie podniósł się z parkietu i poszedł prosto do niej.
-Co jest? Chcesz masaż?
-Uhum. Czy mógłbym potem wpaść, żebyś... – zawahał się na chwilę i odwrócił w stronę Kurka, a potem westchnął i dodał głośno i wyraźnie - ... wymasowała mi pośladku?
Na początku po prostu zdębiała. Nie wiedziała jak ma zareagować, co ma powiedzieć. Ale widząc rozbawienie Kurka, który już po prostu leżał ze śmiechu na parkiecie, pokiwała głową i zawołała na tyle, by i przyjmujący usłyszał.
-Masz to jak w banku! Zgłoś się potem do mnie, wiesz gdzie mnie szukać.
I po prostu zostawiła osłupiałych siatkarzy, wcześniej oczywiście puszczając oczko Piotrkowi.
-I co Kurek? I co? Wisisz mi pięć dych! – wydarł się Nowakowski, odprowadzając dziewczynę wzrokiem, gdy ta kierowała się do Ignaczaka. Słysząc te słowa odwróciła się w jego stronę i pokazał mu uniesiony kciuk w górę.

Już odkładała telefon na szafkę nocną, by zgasić lampkę nad łóżkiem, gdy usłyszała ciche pukanie do drzwi. Zerknęła na godzinę wyświetloną na ekranie telefonu i niepewnie podeszła bliżej nich, przy okazji nie wiedząc, dlaczego biorąc ze swojej kosmetyczki metalowy pilnik do paznokci.
-Kto tam? – zapytała ostrym głosem dla niepoznaki, że się boi.
-To ja, mogę na chwilę? – usłyszała środkowego, więc odłożyła narzędzie zbrodni i uchyliła drzwi – Obudziłem Cię?
-Nie, zamierzałam się położyć dopiero, wchodź – wpuściła go, po czym wychyliła się głowę na korytarz i rozejrzała się, na szczęście hol był pusty. Pokręciła głowę z rozbawieniem. Zachowywali się jak zakochana młoda para, która spotykała się dla niepoznaki po nocy, bo w dzień było im to zakazane.
-Jak Romeo i Julia – westchnęła, zamykając drzwi, a potem, gdy odwróciła się do Nowakowskiego, który rozsiadł się na jej łóżku, odkryła, że wypowiedziała te słowa na głos – Em... Bo przed chwilą jak dzwoniłam do Olgi, to ona... czytała tam jakąś opowiastkę czy coś i się śmiała, że niczym Romeo i Julia i... – zaczęła się plątać.
-Dobra, nieważne – machnął ręką – Nie po to tu przyszedłem – zza pleców wyciągnął jakieś pudełeczko, prosząc by podeszła, usiadła obok niego, zamknęła oczy otwierając buzię. Ociągając się, spełniła prośbę i zaraz na policzku poczuła jego zimne wargi, a do buzi wsadził jej jakąś czekoladkę – Otwórz.
Przed sobą zobaczyła paczkę Merci, którego właśnie czuła smak. Dopiero za chwilę spostrzegła, że siatkarz siedzi u niej w kurtce.
-Gdzieś Ty był o tej porze? – zapytała i jemu pakując czekoladkę do buzi.
-Nie lubię tej – skrzywił się, ale posłusznie ją zjadł – Nie dawaj mi tych.
-Dobra, a powiesz mi gdzie byłeś?
-Na spacerze, a przy okazji w sklepie – wzruszył ramionami, jakby to było oczywiste.
-Ale... Przecież jest przed pierwszą!
-Nie umiem spać. A poza tym... Pomyślałem, że muszę Ci podziękować za to, że tak odpowiedziałaś po meczu. A wiem, że lubisz – wskazał na Merci, które leżały na jej kolanach.
-To nic – machnęła ręką – Wiedziałam, że to wszystko na żarty.
-Ale dostałem za to kasę, więc byłoby nie w porządku, gdybym nie podziękował – uśmiechnął się.
-Ale nie musiałeś po nocy lecieć do sklepu – ziewnęła przeciągle – No, więc dzięki za to, ale...
-Jasne, jasne już zmykam – zerwał się z łóżka i pożegnał dziewczynę szybkim całusem w czoło – Dobranoc.
-Dobranoc. Mam nadzieję, że pośladku dobrze wymasowane – puściła mu oczko.
-Aj i będziesz mi to wypominać do końca życia? – westchnął ciężko – Nigdy więcej zakładów z Kurkiem. – stwierdził jeszcze i chwytając za klamkę, a także rozglądając się po korytarzu jak wcześniej Nowaczyk, wyszedł z jej jednoosobowego pokoju, uśmiechając się jeszcze na widok Ingi pożerającej Merci przed snem.

Było kilka dni do kolejnego meczu, gdy ta przeszła przez ulicę i rozejrzała się dookoła z uwagą. Pierwszy raz od dawna szła gdzieś sama. Zresztą i po raz pierwszy zaglądała do tej części miasta, a mimo tego czuła się jakby była na swoim osiedlu. Wszystko tu wyglądało podobnie. Małe, znajome, osiedlowe sklepiki i bloki, które ją otaczały.
Czuła, że tam, gdzie podąża, będzie mieszkał jakiś siatkarz, a przynajmniej jakiś znajomy któregoś rzeszowianina. Po raz kolejny przeczytała SMS od Kosoka, w którym zapisał jej adres, pod który miała trafić. Westchnęła i odszukała odpowiedni budynek. Zaraz też dzwoniła pod dany jej wcześniej, numer mieszkania.
-Halo? – usłyszała jakiś męski głos w domofonie.
-To ja – odpowiedziała głupio, ale zaraz pchnęła otwarte drzwi i już znajdowała się w klatce. Przeszła na drugie piętro i zapukała pod siódemkę.
-Jak dobrze, że jesteś. Rozbieraj się – usłyszała znów Grzesia, który wpuścił ją do mieszkania i pomógł jej ściągnąć kurtkę – Zostaw tu gdzieś buty. – machnął ręką i zaraz przeszedł do jakiegoś pokoju. Ta korzystając z okazji, ciekawie rozejrzała się po przedpokoju. Pełno tu jakiś dużych butów i w ogóle panował tu jakiś taki nieład, który bez wątpienia wskazywał na mieszkanie mężczyzny. – Inga, chodź na lewo! – usłyszała, więc powoli ruszyła w stronę, z której rozniósł się jego głos.
I takim sposobem weszła do jakiegoś niedużego pokoju, gdzie naprzeciwko drzwi znajdowało się biurko, na którym leżał laptop, a przy biurku stało jakieś obrotowe krzesło. Obok biurka ustawiona była szafa, a naprzeciw niej duże łóżko. Po prostu widziała jakiś zwykły pokój, który nie wiadomo, dlaczego ją uspokoił.. Jednak za chwilę uśmiech spełzł z jej twarzy, bo zobaczyła jak Kosok przy kimś kuca i podstawia temu komuś miskę, w którą ten ktoś wymiotuje. Dopiero za chwilę poznała w tym kimś Nowakowskiego.
-O Boże, co się stało?
-Grypa żołądkowa – stwierdził brunet – No i właśnie chodzi o to, że nie powinno się go zostawiać samego… I czy mogłabyś się nim zaopiekować? Cichy, nie dyskutuj. – dodał, gdy ten zaczął coś jęczeć, ale po uwadze przyjaciela, darował sobie i tylko przymknął oczy, zapadając się jeszcze bardziej w poduszki. Na pewno czuł się niezręcznie, nawet, gdy otaczali go przyjaciele.
-Jasne, nie ma najmniejszego problemu.
-Na pewno? Bo wiesz, że nikt nie chciałby byś opuszczała zajęcia, więc...
-Wiem, ale moimi studiami się nie przejmujcie. Ale... jak pójdziesz na trening to wszystko ładnie wyłożysz ludziom, czemu mnie nie ma, jasne? – pokiwał głową z uśmiechem – No i po treningu tu wracasz, a ja jadę do domu, zabieram stamtąd, co potrzebne i wracam. Będzie miał opiekę nawet i w nocy, spoko. Jeśli tylko zrobisz to, o co Cię proszę.
-Jasne. – zgodził się z uśmiechem - Widzisz Cichy? A tak się ze mną spierałeś. – tamten tylko spojrzał na niego złowrogo, ale nic nie powiedział.
-Poradzimy sobie, nie Piotruś? – zapytała, gdy tamten delikatnie się uśmiechnął, po czym znów zwymiotował w miskę, stojącą zaraz przy łóżku siatkarza.
-Będziesz miała z nim ciekawie – podsumował tylko brunet, ale już znalazł się obok drzwi z pokoju – Dobra lecę, bo się Kowal będzie złościł! Trzymajcie się! – po czym dodał pod spojrzeniem fizjoterapeutki - I tak, będę po treningu!

Cały dzień się nim zajmowała, jednak nie było widać zbytniej poprawy. Dalej źle się czuł, miał gorączkę, bolał go brzuch i wymiotował. Nie mogła go zostawić w takim stanie, wiedziała to. Odpowiadała za niego w klubie, ale także i poza pracą. To było zrozumiałe, zwłaszcza, że przecież byli przyjaciółmi. Dlatego, gdy Kosok zastąpił ją na godzinę po treningu, ta wróciła do domu i szybko pakowała najważniejsze rzeczy. Olga, gdy zastała ją podczas wpychania rzeczy do najmniejszej podróżnej torby, śmiała się, że w końcu się wyprowadza i że teraz ten dom będą mogli przejąć wraz z Maćkiem. I chyba faktycznie odpowiednio się nim zajęli. Ale nie wiedziała tego na pewno.
W końcu cały czas zajmowała się siatkarzem i nawet teraz, pomimo później pory, czuwała nad nim. Westchnęła, zerkając na godzinę na wyświetlaczu swojej komórki – właśnie wybijała pierwsza. Cicho odsunęła krzesło od biurka i podeszła do okna. Śnieg znowu zaczął padać, powoli zasypując nieznaną jej okolicę. Przywarła do kaloryfera, który znajdował się pod parapetem i zagapiła się na widok przed nią. Było pięknie i cicho. Nawet Nowakowski spał nad wyraz spokojnie. Aż odwróciła się, by na niego zerknąć. Mimo niewielkiego strumienia światła, który znajdował się nad zabałaganionym, jej notatkami, biurkiem, dojrzała jego spierzchnięte wargi, a także rumieńce na policzkach.
Gorączka nie chciała przejść, mimo że próbowała chyba wszystkim domowych sposobów by się jej pozbyć. Przytknęła rękę do jego czoła, które było rozpalone. Jedyne, co mogła zrobić to zwilżyć trochę te jego usta, a także położyć wilgotną ściereczkę na jego czole. Tak też zrobiła, a potem znów wróciła do nauki, dalej nad nim czuwając.
-Inga. Inga! – usłyszała tak jakby jakiś szept. Dźwignęła głowę, przekręcając ją lekko i jakby przez mgłę spostrzegła, jak odwrócony w jej stronę Nowakowski patrzy wprost na nią – Dlaczego tam siedzisz?
-Czuwałam nad Tobą – mruknęła cicho, znów zerkając szybko na godzinę. Była 2:45 – Ale chyba mi się przysnęło. – żachnęła się, ziewając – A co się stało? Jak się czujesz?
-Lepiej się czuje, tylko muszę do toalety – uśmiechnął się niepewnie, gdy powoli podnosił się łóżka. Ta od razu znalazła się obok niego i zarzuciła mu jakąś bluzę na długi rękaw bluzki. A także szła za nim, prowadząc do niewielkiej łazienki. Wiedziała, że niezręcznie się z tym czuje, ale przecież za niego odpowiadała.
-Inguś… - wyszeptał po raz kolejny, gdy chwilę później znów położył się do łóżka – Zgaś te światło i chodź do mnie, będzie mi cieplej. - nie musiał jej tego dwa razy powtarzać. Wyłączyła rozgrzaną lampkę, zrzuciła z ramion swoją bluzę, którą rzuciła na krzesło i zostawszy tylko w skromnej, czerwonej nocnej koszuli, wsunęła się do niego pod kołdrę, gdy już przekroczyła go na łóżku. – Nie przyjemnie pachnę, co?
-Przestań, nie ważne. Cieplej ci już? – zapytała, a ten mocniej przyciągnął ją do siebie, tak że zarzuciła mu swoją rękę na brzuch, a drugą wsunęła pod poduszkę. Głowę położyła na jego torsie i przymknęła oczy.
-Zdecydowanie. Teraz jest doskonale – usłyszała te słowa jak gdyby z oddali. Zdążyła tylko poczuć jak całuje ją we włosy, co spowodowało, że uśmiechnęła się delikatnie. A potem wszystko odpłynęło, nawet i bicie jego serca.

Powoli uchyliła ciężkie powieki, ziewając. Nieprzytomnie pooglądała się dookoła, a dopiero za chwilę doszło do niej gdzie się znajduje. W pokoju była sama, chociaż obok niej powinien leżeć Nowakowski. Zwlekła się spod granatowej ściany, opuszczając pokój i zaraz przeszła rozglądać się po całym mieszkaniu.
-Piotrek, jesteś? – zawołała, jednak nikt jej nie odpowiedział. – Piotrek!
-Tutaj! – usłyszała wołanie, więc odwróciła się w odpowiednią stronę i ruszyła w stronę kuchni. Właśnie tam, przy kuchennym stole siedział siatkarz i przygotowywał śniadanie, widocznie dla ich obojga.
-Dlaczego mnie nie obudziłeś? – zapytała z wyrzutem, siadając obok niego, po czym dodała – Jak właściwie się czujesz?
-Lepiej niż wczoraj. Dziękuję, że zostałaś – uśmiechnął się, przerywając smarowanie chleba i zerknął na nią nie pewnie – Ale... nie będziesz miała przez to kłopotów?
-Jasne, że nie – wzruszyła ramionami – Niby, czemu miałabym mieć? Notatki będę miała, wszystko słyszę na bieżąco od Olgi i Klaudii przecież. Nie przejmuj się. Gdybym nie mogła, to by mnie tu nie było, proste.
-Na pewno?
-Tak Piotruś... Na pewno. – odpowiedziała mu, jednak widziała, że tamten dalej chciał drążyć temat. Na szczęście od tego wszystkiego uratował ją dzwonek do drzwi – Ja otworzę – rzuciła i wstała od stołu, kierując się do frontowych drzwi. Oczywiście, dla bezpieczeństwa zerknęła przez judasz, ale nikogo przed drzwiami nie zobaczyła. Jednak przekręciła zamek i wychylając się, rozejrzała się po korytarzu.
-Bu! – usłyszała czyjś krzyk obok siebie, wystraszona podskoczyła, a przed sobą zobaczyła ich całą paczkę przyjaciół.
-Cześć opiekunko! – rzucił Kosok – I jak tam?
-Dobrze – odpowiedziała zdawkowo – A co Wy tu robicie o tej porze?
-Mamy na razie wolne, więc pomyśleliśmy, że wpadniemy i zobaczymy jak sobie radzicie, razem – wzruszyła ramionami Klaudia. – Ale chyba nie przeszkadzamy? – dodała wpatrując się w krótką koszulę nocną, którą Inga nerwowo obciągała.
-Nie, nie. Czuwałam całą noc nad Piotrkiem no i dopiero wstałam.
-A nasz Pipen?
-Robi nam śniadanie. Zresztą, wchodźcie. – uchyliła szerzej drzwi, a kiedy przyjaciele weszli, ta krzyknęła – Piotrek, rób więcej kanapek! Goście przybyli!
-Ledwo dla nas starczy! – wyjęczał, a wtedy wszyscy, równocześnie wybuchli gromkim śmiechem. Gdy już zostawili w niedużym przedpokoju swoje okrycia wierzchnie oraz buty, przeszli do kuchni. Zaraz też przywitali się z gospodarzem i każdy znalazł dla siebie siedzące miejsce. Wyszło tak, że musiała stać nad Nowakowskim, więc podparła się o oparcie jego kuchennego krzesła. Tamten wychylił głowę, spotykając się z nią spojrzeniem.
-Nie patrz tak na nią. Chyba Ci już wystarczy, co? Po całej nocy... – westchnął teatralnie.
-No właśnie Maciek, ale ta noc chyba była zmarnowana, przecież on siedzi poubierany w bluzę, a ta paraduje w krótkiej koszuli nocnej – Klaudia pokręciła głową z dezaprobatą
-Może za krótko tu jest, może jakby jeszcze noc tu została... – zastanawiał się na głos Grzesiu. – Ała, no Piotrek! Ja Ci taką cudowną pielęgniarkę do domu ściągnąłem, a Ty we mnie pomidorem rzucasz?
Wszyscy wybuchli gromkim śmiechem, kiedy zobaczyli minę Kosoka, który próbował ściągnąć z siebie resztkę warzywa.
-Dobra, nie rób z siebie ofiary – Inga z wielkim rozbawieniem podsumowała środkowego, który dalej męczył się z tym nieszczęsnym pomidorem, a nawet i z drugim kawałkiem, który właśnie rozprysnął się na koszulce siatkarza – Piotrek! I tak już mamy resztkę, nie rzucaj tym pomidorem! Poza tym najlepiej będzie jak faceci ubiorą się i zejdą po coś do jedzenia, prawda?
-Inguś...
-Nie dyskutować, tylko zmykać do sklepu, jak chcecie dostać jakieś śniadanie. Przecież tym, co mamy to my kobiety sobie jedynie pojemy, a co z Wami, siatkarzyki? – zmierzwiła włosy Nowakowskiego, który przymknął oczy z widocznym zadowoleniem.
-Ale tak sami mamy iść?
-A coś was ukradnie? – zakpiła – Duże chłopaki jesteście. Poszlibyście w trójkę, ale skoro Piotrek nie jest w stanie, to przecież zostanie. Ach, nawet nie czuję jak rymuję.
-Stanowczo źle działa na Ciebie te mieszkanie tutaj – zaznaczył jeszcze Kosok zanim opuścił kuchnię, a tym razem to ruda skorzystała z wcześniejszego pomysłu Piotrka i teraz to ona wycelowała w nim kawałkiem pomidora. Oczywiście trafiła i to prosto w szyję, a za chwilę można było usłyszeć jego wściekły wrzask, na co reszta znów tylko zareagowała chichotem. Ale on się już zbliżał do swojej ofiary i to z całkiem poważną miną. Chyba najpoważniejszą, jaką kiedykolwiek w życiu widziała.
-Aaaaa! – pisnęła ruda i zaraz schowała się za drugiego siatkarza.
-Nie, nie, nie! Zostaw ją. I do sklepu – blondyn tylko palcem wskazał drzwi, na co brunet zareagował prychnięciem i pokiwał jej tylko palcem z ostrzeżeniem, po czym rzucił, że jeszcze ją dopadnie i nawet Nowakowski jej nie pomoże.
A reszta tylko wymieniła znaczące spojrzenia. Z tych planów zapewne nic się Kosokowi nie uda, bo Nowakowski nie opuszcza swojej przyjaciółki ani na krok. Przecież wszyscy to wiedzą...