29.06.2012

Rozdział czwarty.

Uśmiechnęła się wychodząc i machając do zgromadzonej publiczności, która skandowała jej nazwisko. Przebiegła przez całą halę i stanęła tuż obok drugiego fizjoterapeuty, pana Jacka Rusina. Uśmiechnęła się i klaskała, kiedy wbiegł zawodnik z numerem 1 -  Maciej Dobrowolski.
Trwała właśnie prezentacja klubowa na sezon 2011/2012. Ludzie oficjalnie poznawali nowych i witali starych rzeszowian, również skandując ich nazwiska. Tak, to było niesamowite uczucie. Dlatego wcale nie dziwiła się, jak nowi wychodząc uśmiechali się szeroko. Zerknęła na stojącego Nowakowskiego, rozglądającego się wokół z uwagą. Śmiał się, razem z kolegami machając do tłumu ludzi.

-A teraz, powitajmy raz jeszcze cały rzeszowski sztab! – rozległ się głos spikera, a oni zostali rozświetleni światłem z reflektorów. Wszyscy im klaskali, a najgłośniej to chyba siatkarze. – A teraz, naszych siatkarzy! – i znów klaskanie. Inga pokręciła głową. To było bardzo miłe, no ale… Szczerze mówiąc, miała tego dosyć. A jeszcze przed nią zespołowa impreza. Oczywiście, z osobami towarzyszącymi.

-Można prosić panią do tańca? – zapytał jej kolega po fachu, a ona z uśmiechem zgodziła się. Zaraz też oboje szaleli na parkiecie. – I jak się podoba? – zapytał, kiedy zbliżył się do niej – Pierwszy raz impreza z siatkarzami? – pokiwała głową – A dlaczego jesteś sama? Wszyscy z partnerami, a ty przecież masz faceta?
-On nie nadaje się na takie imprezy – wzruszyła ramionami –  Zresztą wolałam przyjść sama, by nie narobił żadnych kłopotów.
-Taki rozrabiaka?
-Powiedzmy, że jest zazdrosny, czasem aż za bardzo.
-A ty jeszcze z siatkarzami…
-No tak, nie jest z tego zadowolony. Ale ja przecież muszę za coś żyć, zresztą jestem dopiero na drugim roku, a już mam pracę w zawodzie, więc to jest… No coś niesamowitego – zakończyła, uśmiechając się szeroko, a on w tym samym momencie sprawił, że wykonała obrót.
-Odbijany! – krzyknął ktoś i przed sobą zobaczyła Ignaczaka – Cześć maleństwo. Jak się bawisz?
-Dobrze, dziękuję.
-Nie przeszkadzają Ci patrzące na Ciebie z byka kobiety siatkarzy? – roześmiała się głośno.
-Twoja jakoś tak nie patrzy.
-Moja rozumie, że jest niezagrożona. Poza tym wybacz, ale jestem dla Ciebie za stary.
-Lubię starych – poruszyła znacząco brwiami, a tamten tylko wybuchnął gromkim śmiechem, dalej szalejąc z nią na parkiecie.

-O, jesteś już. – uśmiechnął się do niej kierownik, kiedy zapukała i weszła do jego gabinetu – Świetnie, chłopaki zaraz zaczynają więc chodź ze mną. Tomek! – zawołał mężczyznę, który czegoś usilnie poszukiwał – Pani Inga już jest.
-Tak, tak. Idziemy – rzucił wszystko na swoje biurko i wyszli z gabinetu. Powoli ruszyli w stronę, skąd słychać było gwizdek, odbijanie piłek i przeróżne krzyki. Usiedli po cichu na trybunach. Pozwolili, by trening zakończył się bez jakichkolwiek zakłóceń. Zezwolili, by dziewczyna poobserwowała zawodników w spokoju.
-Dziękuję, na dzisiaj tyle! – zawołał Andrzej Kowal, a w tym samym czasie panowie siedzący z nią na trybunach krzyknęli – Proszę jeszcze chwilę zostać!
Wszyscy przystanęli w miejscu, kiedy ona schodziła z trybuny wraz z szychami i stanęła tuż przed nimi.
-Dziękujemy. Nie chcieliśmy wam wcześniej przeszkadzać, ale już skończyliście trening więc pozwoliliśmy sobie zająć chwilkę. Mamy przyjemność przedstawić wam praktykantkę fizjoterapii, która się wami zajmie przez najbliższy czas. Pani Inga Nowaczyk.
-Kolejna napalona fanka, która chce pomacać sobie siatkarzy? – zapytał ktoś, a reszta tylko wybuchła głośnym śmiechem. – Zapraszamy. Ale na razie tylko jednej udało się znaleźć tu faceta. Reszta jest zajęta.
-Nie jestem żadną napaloną fanką – warknęła zezłoszczona – Faceta również nie poszukuję. Po prostu będę robić to, co mam do zrobienia.
-Tamta też tak mówiła – odezwał się ktoś, ale zaraz dostał od Kosoka w głowę. – Au, Kosa. Dobra, nic nie mówiłem przecież.

-Umieram – jęknęła, opadając na siedzenie obok Klaudii, kilkanaście minut temu – Nigdy nie sądziłam, że siatkarze tak potrafią wywijać.
-No, popatrz niespodzianka – warknął Nowakowski, który siedział nad kolejnym już dzisiaj piwem, a obok niego tkwił Kosok.
-A temu co się stało? – szepnęła koleżance na ucho, nie zrażając się jego reakcją – Gdzie Ola?
-Pokłócili się i to dosyć ostro. Wiesz, nie bawili się razem no prócz tego tańca dla par, ale potem ta tylko siedziała z telefonem. Więc się Cichy wkurzył no i kłótnia murowana. Wrócił, to się okazało, że już siedział w barze. No i teraz kolejne piwo… Ciągle coś jęczy Grzesiowi – wzruszyła ramionami.
-No i macie po zabawie – mruknęła – Grzesiek – zwróciła się do chłopaka koleżanki ze studiów – Zostaw Piotrka, idźcie się bawić. Ja się teraz nim zajmę – tamten tylko uśmiechnął się z wdzięcznością i wyciągając dłoń ku Klaudii, porwał ją na parkiet. Odprowadziła ich wzrokiem, przysiadając się obok pijanego siatkarza.
-Zostawiła mnie, rozumiesz? – wyjęczał – Ja dla niej bym wszystko zrobił. Specjalnie dla niej Rzeszów. Dla niej wszystko… - jojczył dalej, a ona tylko go słuchała. W końcu jakimś sposobem wyciągnął z kieszeni telefon i za którymś razem odblokował klawiaturę. A po kilku chwilach otworzył jedno zdjęcie i podał jej telefon – Nawet to dla niej. Nawet to. –  przechylił szklankę z resztką piwa i oparł głowę na jej ramieniu. A ona w tym zdjęciu zobaczyła przepiękny pierścionek, który najprawdopodobniej miał być pierścionkiem zaręczynowym dziewczyny Piotra Nowakowskiego. Westchnęła i pogładziła go po jego czuprynie, a ten jedynie jeszcze ufniej się w nią wtulił, obejmując za ramiona. – A ona zamieniła mnie na jakiegoś fagasa. A przecież miała wszystko…

Zakręciła kran z zimną wodą i wytarła mokre ręce w papierowe ręczniki, które zaraz wyrzuciła do śmietnika, stojącego przy elektrycznej suszarce. Wróciła się do lustra i spojrzała na swoją twarz. Była ona zaczerwieniona od szaleńczych tańców na parkiecie, a także od niemałej ilości wypitego alkoholu za nowego środkowego, Nowakowskiego. On już nie był w stanie, dlatego zabierała mu ten alkohol i wlewała w siebie. Nieważne, że za parę godzin miała obudzić się wyspana, przytomna i w pełni sił. On miał popołudniowy trening, na którym nie mógł sobie pozwolić na nie dyspozycyjność. A że miała w miarę mocną głowę, wybrała mniejsze zło.
Zgasiła światło w łazience i z powrotem wróciła na jasną i głośną salę. Zaraz też skierowała się do ich stolika – jej, Klaudii i Grzegorza, Piotra a także wcześniej Olki. Zbliżyła się do swojego miejsca, jednak zauważyła, że jest ono zajęte przez śpiącego już Nowakowskiego. Nie wiele myśląc, zabrała wszystkie swoje, a także jego rzeczy i chowając je do swojej torebki, znów pobiegła w stronę toalety. Tam zadzwoniła po taksówkę, która miała być za piętnaście minut. Zarzuciła torbę na ramię i po raz kolejny wróciła na salę by spokojnie obudzić siatkarza.
-Piotrek, obudź się. Pojedziemy do domu, tam pójdziesz spać. No wstawaj – rzuciła, a tamten tylko otworzył swoje niebiesko – zielone oczy i patrzył na nią – Chodź, idziemy. – powoli wstał, ale musiał przytrzymać się stolika, by nie upaść. Położyła jego rękę na swoim ramieniu, a sama mocno objęła go w pasie. I pomału ruszyli w stronę wyjścia.
-Może pani pomóc? – usłyszała pytanie i spostrzegła, że to zapytał o to jeden ochroniarz przy frontowych drzwiach.
-Jeżeli by panowie mogli. Do taksówki go – wydała rozkaz, uwalniając się od tych dziewięćdziesięciu kilo, a tamci przetransportowali go aż do samochodu i nawet usadzili.

Wprowadziła go do swojego zielonego pokoju, delikatnie położyła na łóżku i przykryła kołdrą. Przysiadła obok i zaczęła gładzić go tym jego nieładzie na włosach. Mruknął coś, ale dalej wpatrywał się w jej twarz, a potem nagle zamknął oczy, odwracając się na drugi bok. Nic nie powiedział, po prostu poszedł spać.
Nie wiele myśląc wstała i otwierając szufladę w swojej meblościance zabrała stamtąd piżamę – krótkie spodenki i bluzkę na grubych ramionach. Nie patrząc na śpiącego już chłopaka, wyszła z pokoju, kierując jeszcze swe kroki do kuchni, gdzie siedzieli zaspani Olga i Maciek.
-Przepraszam was za tą pobudkę, ale sami widzieliście… - mruknęła cicho.
-Tak, widzieliśmy. W co ty się znowu wpakowałaś? – wyjęczała Olga, robiąc miejsce przyjaciółce.
-W nic, co musiałoby was martwić. Wszystko w porządku – warknęła – A nie wiesz gdzie może jest śpiwór?
-Jest u mnie. Po co Ci? Przecież możesz iść spać na kanapę, albo…
-Muszę być przy nim, może wymiotować. Nie wiadomo ile wypił przy barze. – przerwała jej gwałtownie - Dobra, idę po ten śpiwór.
-Nie idziesz dziś do pracy?
-Nie dam rady. – przetarła zmęczone oczy i powoli zaczęła wychodzić z kuchni – Dobranoc, a raczej dzień dobry.
-Dobranoc. Ale pamiętaj, że jeszcze dziś wszystko mi opowiesz. – a ta tylko kiwnęła głową i ruszyła w stronę pokoju przyjaciółki, po jej śpiwór. Jednak chwilę później wróciła do przyjaciół i nie patrząc na nich, powiedziała tylko:  
-Mogę Ci jedynie powiedzieć, a raczej przypomnieć, że to jest właśnie On – zaakcentowała ostatnie słowo i już na dobre opuściła kuchnię, robiąc jeszcze obchód po mieszkaniu. 

22.06.2012

Rozdział trzeci.

-Cześć tato, jak się czujesz? – wyszeptała z troską, gładząc go po włosach, zaraz po przyklęknięciu przy łóżku.  Tamten jedynie nikle się uśmiechnął i uścisnął delikatnie jej dłoń.
-Co Ty tu robisz? – wychrypiał – Przecież…
-Przyjechałam. Natalia dzwoniła. – rzuciła szybko, odwracając się w stronę swojej siostry.
-No właśnie, nie wiem, po co. Przecież mówiłam jej, żeby tego nie robiła – warknęła matka – To tylko zasłabnięcie…
-Mamo, doskonale wiesz, że przy stanie taty…
-Nati ma rację. Zaraz przyjedzie lekarz i wszystko nam powie. – swoje trzy grosze dodała Inga, rozsiadając się przy ojcu – Że też chcieliście to przede mną ukryć. Na szczęście mam kochaną, młodszą siostrę, która dobrze, że czasem nie słucha mamy. Ale tylko czasem – podkreśliła, puszczając młodej oczko.
-No, nareszcie ktoś to powiedział głośno – roześmiał się kolejny damski głos.
-Natalia… po Magdalenę też zadzwoniłaś? – zagrzmiała matka – Żeby tak wszystkich zwoływać niepotrzebnie.
-Potrzebnie. Mamy prawo wiedzieć, co dzieje się z naszym ojcem. Tato, jak się czujesz? – teraz to ona padła przy nim na kolana. – Tak w ogóle to cześć wszystkim.
-Cześć – rozległ się chórek i teraz każdy witał się z najstarszą dziewczyną. Nagle rozdzwonił się telefon jednej z Nowaczyk.
-Przepraszam na moment – Inga uśmiechnęła się przepraszająco i wyszła na zewnątrz. Zerknęła na wyświetlacz i westchnęła. Że też w takim momencie muszą do niej dzwonić. – Halo? Tak, dzień dobry. Słucham. Tak, myślę że tak. Nie, nie mogę jak najszybciej niestety. Bo jestem w domu, tata gorzej się poczuł i… No tak, trochę daleko od Rzeszowa. Ale tak postaram się. No myślę, że na 18 może? Tak? To świetnie. Dziękuję bardzo. Do zobaczenia – pożegnała się, kiedy połączenie się zakończyło. Zdenerwowana, uderzyła ręką w barierkę i z powrotem weszła do domu.
-Co się stało? Masz jakieś kłopoty, że tutaj jesteś?
-Nie, nie. Tylko z pracy dzwonili. Muszę wrócić na 18, bo jest jakaś pilna sprawa. – jęknęła – Jakby nie mogli tego na jutro przełożyć.
-No widocznie nie mogą, znasz powód?
-Tak jakby oficjalne przedstawienie drużyny – mruknęła – No trudno, będę musiała tam dojechać na 18. Nie gniewacie się?
-No pewnie, że nie. I tak fajnie, że jesteś – odpowiedział pan Nowaczyk, a tamta znów do niego doszła i mocno uściskała jego dłoń.

-Witam państwa! – rozległ się nagle obcy, męski głos w ganku. W ich drzwiach pojawił się mężczyzna, a za nim szła najmłodsza z córek – Oho, cała rodzina przy panu. Bardzo dobrze. Proszę mi wyjaśnić co i jak. Po kolei – poprosił żonę i matkę, a ta skróciła mu wszystko, a dziewczyny tylko kręciły z niedowierzaniem głowami – Dobrze. W takim razie proszę teraz o opuszczenie pokoju przez wszystkich, muszę zrobić wiele badań i…
-A nie możemy przy tym być? – zapytała, któraś z kobiet, a tamten tylko kategorycznie zaprzeczył. Dlatego też opuściły wielki salon i zgromadziły się pod drzwiami.
-Dlaczego to musi tak długo trwać? – zapytała w przestrzeń jedna.
-Coś jest nie tak – jęczała następna.
-Dziewczyny, spokój – mruknęła Małgorzata, a w tym momencie drzwi z salonu otworzyły się – Już możemy?
-Tak, zapraszam – odpowiedział tylko bez cienia jakiegokolwiek uśmiechu. – Proszę, niech panie usiądą.
Wszystkie niepewnie wykonały to, o co prosił je starszy pan i zerknęły po sobie. Mężczyzna ani się nie uśmiechał, ani nic tylko spacerował od okna do chorego i nic nie mówił. Nastała kompletna cisza, przerywana tylko jego westchnieniami i oczywiście chodzeniem.
-Dobrze, żeby nie przedłużać. No nie jest dobrze, ale nie ma znów wielkiej tragedii. Po prostu pan Nowaczyk przeżył pierwszy zawał. Wiadomo, że to nie jest bezpieczne przy cukrzycy i… - i nagle jakby doszły do niej te słowa. Cukrzyca i zawał serca. Cukrzyca i zawał serca. – Następny raz… Może być tym ostatnim razem. I naprawdę, ja nie żartuję.

-Boże, nie wierzę w to co usłyszałam, po prostu nie wierzę. - wyszeptała, a ten tylko ją przytulił – Przepraszam, że się tak rozkleiłam… - odezwała się za chwilę, kiedy już siedziała w samochodzie, zapięta pasami i wracała do Rzeszowa.
-Przestań, przecież zawsze Ci pomogę. Jesteś przyjaciółką mojej dziewczyny, poza tym znamy się tyle czasu – uśmiechnął się do niej i uściskał jej dłoń. A tamta tylko spróbowała zmienić swą smutną minę, ale na niewiele się to zdało. Oparła tylko głowę o szybę pojazdu i przymknęła oczy.

Nie wiele myśląc wybrała numer przyjaciółki.
-Jesteś już w domu? – zapytała po usłyszeniu krótkiego „no halo?” – Czy…
-Zaraz wyjeżdżamy z hotelu, a czemu?
-Gdzie jesteście? Na parkingu? – wystarczyło jej krótkie „uhum”, a tamta kontynuowała – Poczekajcie na mnie. Będę za… 15 minut – wyjąkała i szybko się rozłączyła, wyszukując i ubierając pogniecione niemiłosiernie rzeczy. Już ubrana, ruszyła do drzwi, wpatrując się w niemiłosiernie skopaną pościel leżącą dosłownie wszędzie wokół łóżka. Pokręciła głową i przygryzła wargę, nie chcąc wybuchnąć płaczem. Mocno trzasnęła drzwiami i zamknąwszy ten cholerny pokój, poprawiała torebkę na ramieniu zakrytym zimową kurtką i bez butów zbiegła po kilku schodkach. Dopiero przy recepcji, oddając klucz z ich wspólnego pokoju ubrała dziesięciocentymetrowe szpile, w których dziś po prostu nie umiała chodzić. Jednak, że nie miała daleko do samochodu towarzysza przyjaciółki to udało jej się przejść tą drogę bez jakiegokolwiek wypadku.
-Gdzie Tymon? – zapytała Olga, stojąca przy masce, a tamta bez słowa wpadła w jej ramiona i rozryczała się. – Inek, wsiadamy. Maciek, jedź. I nie pytaj o nic – zarządziła, siadając z przyjaciółką na tylnym siedzeniu. I tuląc ją do siebie mocno.

Wiedziała, że to samo czeka ją w domu. Mocny uścisk przyjaciółki, który zawsze pomagał. Zawsze, niezależnie od powodu jej smutku. Powodem mogły być kłopoty z facetem, z rodziną, bądź też u rodziny, a także studia, czy praca. Ona zawsze pomagała. Była jej najlepszą przyjaciółką i chyba by nie przeżyła, gdyby jej się coś stało. Na szczęście nie musiała przeżywać kolejnej straty bliskiej osoby i miała nadzieję, że szybko do tego nie dojdzie.

-Dziś zebraliśmy się po to, by pożegnać jednego z naszych braci. Był młody, miał jeszcze całe życie przed sobą…
Słuchała tych słów i nie wierzyła, że to dzieje się naprawdę. Że naprawdę trwa ten pogrzeb, na którym właśnie siedzi. Na którym w zasadzie wszyscy siedzą z chusteczkami w dłoni – cała jego rodzina, przyjaciele i ludzie, którzy znali go wręcz od zawsze.
Czuła się jak we śnie i chciała jak najszybciej obudzić się z tego koszmaru i wrócić do rzeczywistości. Do swoich codziennych zajęć, do całej ich paczki, do trzymających się prawie od zawsze czwórki ludzi. Jednak, kiedy spojrzała na zapłakaną Olgę, wiedziała, że to właśnie jest rzeczywistość. I że już nigdy, przenigdy nie będzie tak jak było.
Zagryzła wargę i po lewym policzku popłynęła kolejna łza tego dnia. Młodsza siostra chwyciła ją za rękę i uśmiechnęła się szeroko. Jeszcze niczego nie rozumiała i strasznie dziwiła się, że w jednym miejscu tyle ludzi płacze. W tym jej rodzina.
Ale inaczej się nie dało. Zwłaszcza jak ksiądz w kazaniu puścił dźwięk jadącego motocykla, który w końcu się rozbił. Wtedy można było usłyszeć lamentowanie matki, które niejako stało się podkładem do ostatnich słów kapłana. Ostatnich słów, które brzmiały: „Nie umiera ten kto, pozostaje w sercu i pamięci bliskich.

-Dziękuję – odezwała się po długiej ciszy i zerknęła na Maćka – Za to, że jesteś, że właśnie mi pomagasz. I dlatego, że jesteś z Olgą, która potrzebuje takiego Anioła jak Ty. Zwłaszcza po… - przerwał jej gwałtownie
-Cichutko, wiem. Wszystko wiem. Zresztą Ty też będziesz miała swojego, zobaczysz. Znajdziesz nowego – dodał szybko, przypominając sobie niektóre sytuacje i uśmiechając się do niej niepewnie.
A ona ucałowała go szybko w policzek. Tylko tak mogła mu podziękować za obecność. A on to oczywiście doskonale zrozumiał, bo złapał ją za dłoń i mocno ścisnął.

Stała na hali obok drugiego fizjoterapeuty i menadżera klubowego zaraz naprzeciwko ustawiających się siatkarzy. Teraz mieli się wszyscy oficjalnie poznać, mimo że większość już tu kojarzyła. Ale jak trzeba, to trzeba – pomyślała, uśmiechając się do znajomych twarzy. Ignaczak jak zwykle się wydurniał, reszta nabijała się z niego, przerywając rozmowy z nowymi klubowymi kolegami.
-Proszę o ciszę! – zawołał trener – Wiem, że trening się już skończył, ale dziś chcielibyśmy dokonać oficjalnego przedstawienia drużyny. Kogo wyczytam, wychodzi do przodu. – wszyscy roześmiali się - Wiem, śmiesznie no ale nasza pani fizjoterapeutka musi ocenić ciałka do macania.
-Panie trenerze… I bez tego widzę, że ciałka są całkiem niezłe – rzekła, a wszyscy wybuchli nowym rechotem.
-Dobrze, dobrze. – pokręcił głową z uśmiechem – Prezentacji nie zaszkodzi. No faceci. Numer 1 – wywołał, a z grupki wyszedł Maciej Dobrowolski. I tak po kolei witali się wszyscy siatkarze, dopóki nie doszło do numeru cztery. - Tak, to jest nasz nowy nabytek. Przychodzi do nas z AZS Częstochowy, ma już za sobą występy w kadrze. Pewnie zawodnicy wiedzą, o kogo chodzi – Piotr Nowakowski.
Przed tłum wyszedł wysoki, wysportowany blondyn i uśmiechnął się do sztabu szkoleniowego. A ona tylko odniosła wrażenie jakby jej serce stanęło. A potem nagle znów zaczęło gwałtownie bić. Westchnęła, kiedy zrobiło jej się zimno, a za chwile gorąco. I nagle poczuła, że jej nogi robią się jak z waty i już więcej nie da rady stać. W miarę szybko, cofnęła się aż do krzesełek i rozwalając po drodze jakieś klubowe papiery, klapnęła na jedno z siedzisk, przepraszając wszystkich. Zaraz tuż obok niej pojawił się drugi fizjoterapeuta, który podał jej kubek z zimną wodą, który wypiła jednym haustem.
-Lepiej ci? – pokiwała głową, próbując wstać, ale dalej była zbyt słaba – Nie dasz rady wstać? – pokręciła głową
-Niech siedzi. Odsuńmy się trochę, by widziała chłopaków i kontynuujmy – oznajmił menadżer, a jej kolega po fachu wrócił do szeregu stojącego sztabu.
Ona w tym samym momencie spotkała się ze wzrokiem nowego zawodnika, który wycofywał się do tyłu. Powiedział coś do najbliżej stojącego Kosoka, a ten tylko coś mu odszepnął i rzucił jej pytające spojrzenie. Westchnęła i wzruszyła ramionami. Tylko to mogła zrobić, mimo że było jej tak strasznie głupio, bo wyszła, co najmniej na jakąś dziwaczkę.
Ale to nie była jej wina. Przecież tego nie chciała. Tylko, nie wiedziała, że go tu spotka. Dlatego więc, gdy go zobaczyła oszalała. To naprawdę było dziwne – zobaczyć faceta, który kiedyś ci się śnił. To było przedziwne, gdy miało się z nim pracować przez najbliższy sezon, no, czyli przez ponad pół roku. Przez ponad pół roku miała na niego uważać – by nie dostał żadnej kontuzji, by był zdrowy. By było wszystko w porządku.
Tak, to było naprawdę dziwaczne, kiedy do tego jeszcze dołożyło się jeszcze ten sen Olgi. Kiedy to on miał być jej Aniołem Stróżem, a tymczasem było całkiem inaczej. No, ale… Przecież sny się nie spełniają, prawda? 

18.06.2012

Rozdział drugi.

Rozsiadła się na pobliskiej parkowej ławce, stawiając obok siebie małą torbę z zakupami. Potargała papierek swojego ulubionego truskawkowego rożka i wrzuciła go do stojącego obok zielonego śmietnika. Wyciągnęła twarz w stronę słońca, przymykając oczy i obgryzając wafelek.
Od samego początku uwielbiała tu przesiadywać. Od samego początku wiedziała, że to będzie to miejsce. Doskonałe do odpoczynku, do rozmyślania. Czuła to od pierwszego spaceru tutaj, mimo że tamten nie był już taki sympatyczny.

-Już chyba wiem, gdzie będę przesiadywać. Idealne miejsce. – rozejrzały się wokoło, stojąc na środku jednej z alejek pobliskiego, rzeszowskiego parku.
-Już wiem, co będę mówiła gdy ktoś będzie chciał Cię znaleźć – roześmiała się Olga, biorąc przyjaciółkę pod rękę.
-Niby kto mnie będzie szukał? – prychnęła – Jesteśmy w nowym miejscu i…
-Właśnie. Wszystko może się zdarzyć, rudzielcu.
-Och, przestań już z takimi tekstami. Chodź na te zakupy, no. W tym parku jeszcze zdążymy pofilozofować. – westchnęła i ruszyła tyłem. – Olgaaaaa…
-No, idę już idę. Uważaj! – zawołała nagle.
-Przepraszam najmocniej – zaczęła, odwracając się do osoby, na którą wpadła. Była to zwykła, może odrobinę starsza od nich dziewczyna, dlatego bez większego skrępowania uśmiechnęła się przepraszająco – Nie…
-Tu dużo osób ostatnio nie chce. – warknęła niemiło – Czas się nauczyć chodzić, wieśniaki. Boże, znów mi pobrudzili buty… - przewróciła oczami i poprawiając torebkę na ramieniu, ruszyła do przodu nadzwyczajnie głośno tupiąc obcasami.
-Wiesz co? – po chwili milczenia zabrała głos szatynka – Ci ludzie tu, to jednak dziwni są.
-Albo my takie jesteśmy. W końcu wieśniary. – zacisnęła wargi ze złości - Chodź już stąd, błagam.

Uśmiechnęła się do siebie pod nosem i otworzyła oczy. W tym samym momencie poczuła mocny podmuch wiatru. Rozejrzała się i spostrzegła, że jakiś wysoki mężczyzna właśnie koło niej przebiegł. Pokręciła głową i odprowadziła go wzrokiem, kiedy skręcał zza jednym z większych drzew iglastych. Kiedy już zniknął jej z oczu, zerknęła na zegarek. Tak, to był czas powrotu do domu. Zdecydowanie już koniec tego leniuchowania na ulubionej, parkowej, drewnianej ławce.
Wstała i dźwignąwszy siatkę z zakupami, odwróciła się jeszcze na krótką chwilę, ale zaraz ruszyła przed siebie. Przeszła obok wielkiej wierzby płaczącej i skręciła w lewo. I w tym samym momencie przed sobą zobaczyła mijającego ją wcześniej biegacza. Uśmiechniętego, ale zmęczonego. Jednak to nie to było w tym wszystkim najważniejsze. Najważniejsze, a zarazem najdziwniejsze było to, że skądś go kojarzyła. Już go wcześniej widziała, ale za nic nie potrafiła sobie przypomnieć, gdzie to było. Na pewno nie tu, w parku. Tutaj rzadko kto biegał. Więc gdzie?
Zwiesiła głowę, zamyślając się. Fakt faktem nie za długo tu mieszkała, ale mniej więcej kojarzyła stąd ludzi. Czy to z osiedla, czy z pobliskich sklepów kiedy to robili poranne zakupy. Ale tego mężczyzny pośród tych ludzi nie było, tego była pewna. Więc skąd go zna? Z praktyk? Nie, na pewno nie. Tamtych zdążyła już poznać, poza tym na pewno przysiedliby się, by porozmawiać, a najchętniej to i odprowadzili ją do domu. Więc może ktoś zanim się tu przeprowadziła? Może to ktoś z jej wcześniejszego – wiejskiego życia…
W tym momencie ją olśniło. I już wiedziała skąd go kojarzy. I że to na pewno był On.

-Długo już tu siedzisz? – usłyszała nagle głos, dochodzący z prawej strony. Odwróciła się do dziewczyny, która opierała się o framugę wejścia do kuchni. Inga wzruszyła ramionami – A jak się spało? Miałaś jakiś sen w nowym mieszkaniu? Bo to podobno jest jakiś znak… - rozgadała się, siadając naprzeciwko przyjaciółki i wyglądając za okno.
-No coś mi się tam śniło… - wzruszyła ramionami, popijając kawę. – Woda jest zagotowana, jak coś chcesz to…
-Zaraz. Co Ci się przyśniło? – zapytała, przysiadając się do Ingi.
-No nie pamiętam za bardzo – mruknęła – Ale był jakiś chłopak, mężczyzna. Był wysoki, był blondynem…
-Tymon? – westchnęła ciężko Olga, podpierając głowę rękami.
-Nie, nie nie. Nie wiem, nie znam go. Był bardzo nieśmiały, tyle wiem. No i miał takie słodkie dołeczki jak się uśmiechał.
-I tyle? Chcesz mi powiedzieć, że pamiętasz tylko to? – zabrzmiała groźnie – Przecież w ten sposób nie odnajdziemy tego faceta! – wykrzyknęła i wybuchnęła gromkim śmiechem. – No, ale trudno.
-A ty jak tam? – nagle dziewczyna zamilkła i tylko zwiesiła głowę – No, mów!
-No… - westchnęła głęboko i zaczęła opowiadać - że na naszej miejscówce spotkałam Rafała, który się do mnie przysiadł. Przez parę minut tylko się do mnie uśmiechał i patrzył na mnie. Ja nic nie mogłam z siebie wydusić. Aż w końcu przytulił mnie do siebie – szepnęła, przygryzając wargę, czując zaciskające się dłonie na jej palcach – No i powiedział, że nie musi mnie już ciągle pilnować, bo mam swojego ziemskiego Anioła Stróża. Dodał też, żebym się Tobą nie martwiła, bo Ty już przeszłaś swoją wędrówkę w tym roku – otarła spływającą łzę po lewym policzku. – A potem powiedział mi niby w tajemnicy, że i Tobie go znajdzie, tego Anioła Stróża, tylko pogada z jakimiś szychami – uśmiechnęła się szeroko – I na koniec oznajmił, że dalej bardzo mocno nas kocha.
-Nie – pokręciła głową Inga, również ze łzami w oczach.
-Tak. I ja wiem, że dotrzyma słowa. Tak jak zawsze. – ruda pokiwała głową i nagle ruszyła do przedpokoju, by zabrać stamtąd zdjęcie w ramce stojące na komodzie. I postawiła go na lodówce.
-Chyba tu powinno teraz stać, co nie? – usłyszała tylko ciche mruknięcie i głośne wydmuchiwanie nosa w chusteczkę
-Inek, a myślisz, że ten facet ze snu, to… Jakby jakiś znak dla Ciebie?
-Wiesz, że o tym samym teraz myślałam? Ale nie wiem. Czas pokaże, co?
-Pewnie tak. – zgodziła się tamta.

-Nie uwierzysz! – ruda zawołała już od progu – Olga, nie uwierzysz!
-Co się stało? – krzyknęła, zaraz pojawiając się w przedpokoju – Wszystko w porządku? No mów!
-Poczekaj, chwila – głośno sapała, kiedy ściągała baleriny i szła w kierunku kuchni.
-No mówże! Gonił cię, kto czy jak? – niecierpliwie miętosiła kuchenną ścierkę, ale zaraz usiadła z przyjaciółką przy stole.
-Widziałam go – mruknęła uśmiechając się szeroko. – To naprawdę był on.
-Jaki on? Kogo Ty widziałaś?
-Pamiętasz ten mój sen dwa lata temu? – tamta tylko roześmiała się głośno – Pamiętasz czy nie?
-Zwariowałaś. Sen sprzed dwóch lat…- kręciła głową z niedowierzaniem.
-Pierwszy sen w nowym miejscu.  – przerwała jej gwałtownie - Ten blondyn, wysoki, nieśmiały, z dołeczkami w policzkach. Olga, to on!
-Inguś, proszę Cię. Rozumiem, że chciałabyś spotkać tego pana ze snu, ale…
-Ja go już spotkałam. Mówię Ci, serio. I nie dopasowałam sobie go do nikogo. To był on. – przyjaciółka spojrzała na nią badawczo.
-Mówisz? A poszłaś za nim? – pokręciła głową. – Jak to? Dlaczego nie?
-Bo sobie biegał, więc co razem z nim miałam biegać? I jeszcze z tą siatką z zakupami? – prychnęła, wskazując na reklamówkę z pobliskiego sklepu. Olga tylko westchnęła – No właśnie.
-Kurde… A może wróć się i…
-Zwariowałaś chyba – mruknęła zła – Nie będę się nigdzie wracać i nic robić. Nie będę – dodała dobitniej pod wpływem wzroku przyjaciółki.
-Ale Inga może to jest jakieś przeznaczenie, czy coś…
-Jeżeli to jest przeznaczenie, to… - zamilkła na chwilę – Jeżeli tak faktycznie jest, to to okaże się już niedługo.
-No dobra, ale…
-Nie żadne dobra. Okaże się już niedługo. Poczekaj, ktoś mi dzwoni. Pewnie coś z klubu… A nie, to moja siostra. – mruknęła zdziwiona i odebrała telefon – No cześć siostrzyczko, co się stało? Co? Nie żartuj! Tak? Nie?! Dobra, przepraszam, spokojnie nie martwcie się. Tak, przyjadę. Będę… Jak najszybciej. Tak, na bank. Dobrze, że zadzwoniłaś. Czekajcie na mnie.
-Co? – zapytała zaniepokojona szatynka.
-Muszę jechać do domu. – wyszeptała tylko, kończąc rozmowę. – Przepraszam, wyjaśnię Ci później – rzuciła tylko i już biegła do swojego pokoju.
-Zadzwonię po Maćka! – wydarła się tylko Olga, kiedy tamta znikała za drzwiami swojego pokoju.

8.06.2012

Rozdział pierwszy.

Od zawsze. Od zawsze mieszkała właśnie tutaj. W miejscu, które nazywała swoim azylem. Z dala od zgiełku wielkiego miasta, śpieszących się gdzieś ludzi. I było jej z tym dobrze. Było jej z tym dobrze, że miała swój własny świat. Jednak nadszedł czas zmiany otoczenia i opuszczenia rodzinnych czterech kątów. Czas zmierzyć się z rzeczywistością, z dorosłym nieraz i brutalnym światem.
-O czym myślisz? – usłyszała nagle głos przyjaciółki. Ocknęła się i spojrzawszy na nią, westchnęła. Tamta uśmiechnęła się nikle. Nie musiała nic mówić, oby dwie wiedziały, co dzieje się w głowie tej drugiej.


-Nie wyobrażam sobie tego, że za kilka godzin już mnie tu nie będzie – odezwał się, kiedy razem w trójkę leżeli na trawie dobrze znanego im pola, zaraz pod ich skałą, która służyła im na wieczorną miejscówkę.

-I kolejna osoba stąd odchodzi – mruknęła Olga, a pozostała dwójka tylko westchnęła.
-Hej, nie mów tak – zaprzeczył chłopak – Dobrze wiesz, że Rafał tego nie chciał.
-Wiem, ale pieniądze były ważniejsze niż życie.
-Przestań! – warknęła ostro dziewczyna po drugiej stronie chłopaka – Jak możesz tak w ogóle mówić?!
-Inga, a co nie jest tak? Powiedz, nie? – nastała cisza, a w tle tylko było słychać konika polnego – No, dlaczego teraz nikt nic nie mówi? Bo mam rację, mam cholerną rację! – krzyknęła, podnosząc się z ziemi i stając przed nimi – Prawda?
-Nie masz. To był tylko i wyłącznie wypadek. On nie chciał Cię zostawić. – westchnął znów chłopak – Poza tym robił to dla Ciebie i doskonale o tym wiesz.
-Tymon, nie obwiniaj mnie za to.
-Nie obwiniam. Stwierdzam fakty. Chciał lepszego bytu, zresztą każdy stąd chce. Z tego powodu ja też wyjeżdżam, macie tego świadomość? – dziewczyny mruknęły tylko w odpowiedzi – No właśnie. Zresztą… Wy też stąd wyjedziecie, zobaczycie. Przypomnicie sobie kiedyś moje słowa. Wtedy nie będzie sentymentów, tylko chęć osiągnięcia czegoś. Tak jak chciał Rafał, tak jak chcę ja. A potem przyjdzie czas i na was.

-Miał rację. Miał cholerną rację. To i tak było nieuniknione. Doskonale wiedziałyśmy to od samego początku, tylko nie dopuszczałyśmy do siebie myśli, że i my możemy się stąd wynieść.
-Dokładnie – przytaknęła szatynka – Ale, jak on to powiedział? „Wtedy nie będzie sentymentów, tylko chęć osiągnięcia czegoś”? – teraz to ruda, pokiwała głową – No to taki czas nadszedł. - zamilkła na chwilę, po czym wstała i wyciągnęła rękę w stronę dziewczyny – Zbieramy się? Czas przeżyć ostatnią noc tutaj.
-Tak, tak – uśmiechnęła się nikle, wstała ociągając się. – Olga, przyjdziemy tu z samego rana? – zapytała dziewczyny, a tamta tylko westchnęła. – Proszę.
-Dobrze, przyjdziemy. Chodź już.
I ruszyły przed siebie odwrócone plecami do zachodzącego słońca. Oby dwie, w tym samym momencie odwróciły się jeszcze by promienie mogły ostatni raz zagrać na ich twarzach. Ostatni raz tutaj. Ostatni raz w domu.

Już dawno było po 23. A ona dalej nie potrafiła zasnąć mimo, że jej piekące oczy same łzawiły co było spowodowane nieziemskim zmęczeniem. Ale tylko, gdy je zamykała widziała Tymoteusza. Tymona, który również przeżywał ich rozstanie. Tymka, którego jutro już tu nie będzie.
Nie wiele myśląc, wyciągnęła telefon spod swojej poduszki i szybko wystukała na wysuniętej wcześniej klawiaturze: „Śpisz? Bo ja nie mogę zasnąć.” Nie musiała długo czekać, a po otrzymanym raporcie dostała i wiadomość: „No ja właśnie też nie mogę spać. Rodzice też dopiero zasnęli. Nie wiem… Może wpadniesz?” Uśmiechnęła się do ekranu telefonu, znów stukając w jego klawiaturę: „A nikogo nie obudzę?” „Nie” – padła krótka odpowiedź.
Wstała z łóżka, wcześniej oświetlając pokój małą lampką nocną i szybko ubrała jakieś pierwsze lepsze jeansy oraz bluzę. Zabrała telefon i zgasiła lampkę, cicho udając się do przedpokoju gdzie ubrała baleriny, zabierając klucze z wieszaka przy drzwiach i wyszła z domu. Zamknęła go i przystanęła w miejscu. Było cicho. Było idealnie. Taką porę najbardziej lubiła. Noc…

-Fajnie że jesteś. Wchodź – powitał ją po raz kolejny parę chwil później, tym razem szeptem i bardziej uchylił drzwi wejściowe. Szybko weszła do środka, by nie dopuścić by przyjaciel się rozchorował, stojąc w samych bokserkach i jakiejś koszulce. Zostawiła baleriny w przedpokoju i boso przeszła do jego królestwa, lekko oświetlonego. – Domyśliłem się, że będziesz chciała – ręką wskazał na ich ulubioną herbatę z prądem. Uśmiechnęła się, wzięła kubek w dłonie i usiadła na jego łóżku. Przysiadł obok.
-Wiesz, że musisz wstać o piątej? – pokiwał głową, a tamta wpatrzyła się w jego bagaże stojące przy drzwiach – Zostało sześć godzin…
I nastała cisza. Tamten wziął pilot ze swojej nocnej szafki i włączył wieżę, która stała na półce nad komputerem. Z głośników popłynęła powolna melodia i pierwsze słowa, ale refrenu: „Zatrzymaj mnie, nie daj mi odejść…”.
-Ale spasowało, co? – teraz to ona pokiwała głową, odwracając głowę w stronę ściany, gdzie zawieszone były ich zdjęcia w małych ramkach. – Tylko znów mi się nie rozklejaj.
Stawiając herbatę przy łóżku, odwróciła się w jego stronę i po prostu wcisnęła mu się pod ramię, przytulając mocno.

-Będzie mi Cię cholernie brakować, Tymek.
-Ale zawsze jestem tu, Maleństwo – wyszeptał i położył jej dłoń na lewej piersi. – A poza tym, zostało nam jeszcze trochę czasu. – I powoli pociągnął ją do pozycji leżącej. Zarzuciła jedną nogę na jego uda, a on przyciągnął ją tak, że wąchała jego szyję. I leżeli tak, w całkowitej ciszy.

-Spałaś ty w ogóle? – usłyszała zatroskany głos przyjaciółki, kiedy przysiadła się obok niej kilka godzin później w tym samym miejscu, co zwykle.
-No właśnie nie umiałam. Siedzę tu już chyba od 3. A ty jak?
-Ja nie miałam z tym problemów. Co innego rodzice. Chodzili całą noc po mieszkaniu. Chyba boją się o swoją córeczkę.
-No chyba – roześmiała się Inga – Moi już to przechodzili, przy starszej siostrze, więc miałam spokój.
-Myślisz, że będzie dobrze? – wyszeptała szatynka, a ruda tylko otoczyła ją ramieniem – Tam, w Rzeszowie?
-Będzie, na pewno będzie. Na ten rok, to chyba lekka przesada z atrakcjami, co? – zapytała i obie zaniosły się niepohamowanym śmiechem. Nie ważne było to, że normalni ludzie jeszcze spali, bo do pracy na 8 czy i później było jeszcze sporo czasu. – Chodź, czas obudzić naszych i w drogę. Ku lepszemu życiu?
-Ku lepszemu życiu – powtórzyła tamta i biegiem przemierzyły drogę do swoich rodzinnych domów.

-Macie wszystko? Na pewno?- raz po raz słyszały kolejne pytania, kiedy szykowały się do wyjazdu.
-Ludzie, my tylko jedziemy do większego miasta, a nie na koniec świata – roześmiały się obie, ale widząc miny rodziców przytuliły się do nich. – Tak, mamy na pewno. A nawet jeśli, to chyba możemy tu wpaść, co?
-Koniecznie! – oby dwie rodziny chórkiem odpowiedziały.
-To co? Zbieramy się? – zapytał ich kierowca Maciek, a dziewczyny tylko pokiwały głowami i jeszcze raz pożegnały się ze swoimi bliskimi.
-Trzymajcie się! – zalamentowały matki, a tamte tylko machały kierując się w stronę samochodu, do którego zaraz wsiadły. – Zadzwońcie, jak dojedziecie!
Przyjaciółki tylko wymieniły się spojrzeniami i dalej machały na pożegnanie kiwając głowami na każde słowo, które usłyszały.
-No to w drogę, rzeszowianki – roześmiał się Maciej, a one tylko szturchnęły go w ramię, udając, że są wściekłe na jego słowa. 

1.06.2012

Prolog.

Rozczarowanie. Zawiedzenie się na kimś.
To jedno z gorszych uczuć czy doświadczeń młodego człowieka, który tak bardzo pokładał w czymś nadzieję. Nadzieję, że będzie dobrze, że coś się uda, że spełnią się najskrytsze marzenia.
To jedno z gorszych uczuć, kiedy liczy się na drugiego człowieka, a tamten w tej jednej z najważniejszych chwil, zawodzi Cię.
To doświadczenie i uczucie w tamtej chwili może zmienić Cię na zawsze. Nawet, gdy tego nie chcesz, nawet gdy chcesz to zatrzymać, bądź chcą tego Twoi najbliżsi.
Ale tak naprawdę ta zmiana w którymś, kolejnym zresztą okresie Twojego życia jest nieunikniona. Po prostu.