22.06.2012

Rozdział trzeci.

-Cześć tato, jak się czujesz? – wyszeptała z troską, gładząc go po włosach, zaraz po przyklęknięciu przy łóżku.  Tamten jedynie nikle się uśmiechnął i uścisnął delikatnie jej dłoń.
-Co Ty tu robisz? – wychrypiał – Przecież…
-Przyjechałam. Natalia dzwoniła. – rzuciła szybko, odwracając się w stronę swojej siostry.
-No właśnie, nie wiem, po co. Przecież mówiłam jej, żeby tego nie robiła – warknęła matka – To tylko zasłabnięcie…
-Mamo, doskonale wiesz, że przy stanie taty…
-Nati ma rację. Zaraz przyjedzie lekarz i wszystko nam powie. – swoje trzy grosze dodała Inga, rozsiadając się przy ojcu – Że też chcieliście to przede mną ukryć. Na szczęście mam kochaną, młodszą siostrę, która dobrze, że czasem nie słucha mamy. Ale tylko czasem – podkreśliła, puszczając młodej oczko.
-No, nareszcie ktoś to powiedział głośno – roześmiał się kolejny damski głos.
-Natalia… po Magdalenę też zadzwoniłaś? – zagrzmiała matka – Żeby tak wszystkich zwoływać niepotrzebnie.
-Potrzebnie. Mamy prawo wiedzieć, co dzieje się z naszym ojcem. Tato, jak się czujesz? – teraz to ona padła przy nim na kolana. – Tak w ogóle to cześć wszystkim.
-Cześć – rozległ się chórek i teraz każdy witał się z najstarszą dziewczyną. Nagle rozdzwonił się telefon jednej z Nowaczyk.
-Przepraszam na moment – Inga uśmiechnęła się przepraszająco i wyszła na zewnątrz. Zerknęła na wyświetlacz i westchnęła. Że też w takim momencie muszą do niej dzwonić. – Halo? Tak, dzień dobry. Słucham. Tak, myślę że tak. Nie, nie mogę jak najszybciej niestety. Bo jestem w domu, tata gorzej się poczuł i… No tak, trochę daleko od Rzeszowa. Ale tak postaram się. No myślę, że na 18 może? Tak? To świetnie. Dziękuję bardzo. Do zobaczenia – pożegnała się, kiedy połączenie się zakończyło. Zdenerwowana, uderzyła ręką w barierkę i z powrotem weszła do domu.
-Co się stało? Masz jakieś kłopoty, że tutaj jesteś?
-Nie, nie. Tylko z pracy dzwonili. Muszę wrócić na 18, bo jest jakaś pilna sprawa. – jęknęła – Jakby nie mogli tego na jutro przełożyć.
-No widocznie nie mogą, znasz powód?
-Tak jakby oficjalne przedstawienie drużyny – mruknęła – No trudno, będę musiała tam dojechać na 18. Nie gniewacie się?
-No pewnie, że nie. I tak fajnie, że jesteś – odpowiedział pan Nowaczyk, a tamta znów do niego doszła i mocno uściskała jego dłoń.

-Witam państwa! – rozległ się nagle obcy, męski głos w ganku. W ich drzwiach pojawił się mężczyzna, a za nim szła najmłodsza z córek – Oho, cała rodzina przy panu. Bardzo dobrze. Proszę mi wyjaśnić co i jak. Po kolei – poprosił żonę i matkę, a ta skróciła mu wszystko, a dziewczyny tylko kręciły z niedowierzaniem głowami – Dobrze. W takim razie proszę teraz o opuszczenie pokoju przez wszystkich, muszę zrobić wiele badań i…
-A nie możemy przy tym być? – zapytała, któraś z kobiet, a tamten tylko kategorycznie zaprzeczył. Dlatego też opuściły wielki salon i zgromadziły się pod drzwiami.
-Dlaczego to musi tak długo trwać? – zapytała w przestrzeń jedna.
-Coś jest nie tak – jęczała następna.
-Dziewczyny, spokój – mruknęła Małgorzata, a w tym momencie drzwi z salonu otworzyły się – Już możemy?
-Tak, zapraszam – odpowiedział tylko bez cienia jakiegokolwiek uśmiechu. – Proszę, niech panie usiądą.
Wszystkie niepewnie wykonały to, o co prosił je starszy pan i zerknęły po sobie. Mężczyzna ani się nie uśmiechał, ani nic tylko spacerował od okna do chorego i nic nie mówił. Nastała kompletna cisza, przerywana tylko jego westchnieniami i oczywiście chodzeniem.
-Dobrze, żeby nie przedłużać. No nie jest dobrze, ale nie ma znów wielkiej tragedii. Po prostu pan Nowaczyk przeżył pierwszy zawał. Wiadomo, że to nie jest bezpieczne przy cukrzycy i… - i nagle jakby doszły do niej te słowa. Cukrzyca i zawał serca. Cukrzyca i zawał serca. – Następny raz… Może być tym ostatnim razem. I naprawdę, ja nie żartuję.

-Boże, nie wierzę w to co usłyszałam, po prostu nie wierzę. - wyszeptała, a ten tylko ją przytulił – Przepraszam, że się tak rozkleiłam… - odezwała się za chwilę, kiedy już siedziała w samochodzie, zapięta pasami i wracała do Rzeszowa.
-Przestań, przecież zawsze Ci pomogę. Jesteś przyjaciółką mojej dziewczyny, poza tym znamy się tyle czasu – uśmiechnął się do niej i uściskał jej dłoń. A tamta tylko spróbowała zmienić swą smutną minę, ale na niewiele się to zdało. Oparła tylko głowę o szybę pojazdu i przymknęła oczy.

Nie wiele myśląc wybrała numer przyjaciółki.
-Jesteś już w domu? – zapytała po usłyszeniu krótkiego „no halo?” – Czy…
-Zaraz wyjeżdżamy z hotelu, a czemu?
-Gdzie jesteście? Na parkingu? – wystarczyło jej krótkie „uhum”, a tamta kontynuowała – Poczekajcie na mnie. Będę za… 15 minut – wyjąkała i szybko się rozłączyła, wyszukując i ubierając pogniecione niemiłosiernie rzeczy. Już ubrana, ruszyła do drzwi, wpatrując się w niemiłosiernie skopaną pościel leżącą dosłownie wszędzie wokół łóżka. Pokręciła głową i przygryzła wargę, nie chcąc wybuchnąć płaczem. Mocno trzasnęła drzwiami i zamknąwszy ten cholerny pokój, poprawiała torebkę na ramieniu zakrytym zimową kurtką i bez butów zbiegła po kilku schodkach. Dopiero przy recepcji, oddając klucz z ich wspólnego pokoju ubrała dziesięciocentymetrowe szpile, w których dziś po prostu nie umiała chodzić. Jednak, że nie miała daleko do samochodu towarzysza przyjaciółki to udało jej się przejść tą drogę bez jakiegokolwiek wypadku.
-Gdzie Tymon? – zapytała Olga, stojąca przy masce, a tamta bez słowa wpadła w jej ramiona i rozryczała się. – Inek, wsiadamy. Maciek, jedź. I nie pytaj o nic – zarządziła, siadając z przyjaciółką na tylnym siedzeniu. I tuląc ją do siebie mocno.

Wiedziała, że to samo czeka ją w domu. Mocny uścisk przyjaciółki, który zawsze pomagał. Zawsze, niezależnie od powodu jej smutku. Powodem mogły być kłopoty z facetem, z rodziną, bądź też u rodziny, a także studia, czy praca. Ona zawsze pomagała. Była jej najlepszą przyjaciółką i chyba by nie przeżyła, gdyby jej się coś stało. Na szczęście nie musiała przeżywać kolejnej straty bliskiej osoby i miała nadzieję, że szybko do tego nie dojdzie.

-Dziś zebraliśmy się po to, by pożegnać jednego z naszych braci. Był młody, miał jeszcze całe życie przed sobą…
Słuchała tych słów i nie wierzyła, że to dzieje się naprawdę. Że naprawdę trwa ten pogrzeb, na którym właśnie siedzi. Na którym w zasadzie wszyscy siedzą z chusteczkami w dłoni – cała jego rodzina, przyjaciele i ludzie, którzy znali go wręcz od zawsze.
Czuła się jak we śnie i chciała jak najszybciej obudzić się z tego koszmaru i wrócić do rzeczywistości. Do swoich codziennych zajęć, do całej ich paczki, do trzymających się prawie od zawsze czwórki ludzi. Jednak, kiedy spojrzała na zapłakaną Olgę, wiedziała, że to właśnie jest rzeczywistość. I że już nigdy, przenigdy nie będzie tak jak było.
Zagryzła wargę i po lewym policzku popłynęła kolejna łza tego dnia. Młodsza siostra chwyciła ją za rękę i uśmiechnęła się szeroko. Jeszcze niczego nie rozumiała i strasznie dziwiła się, że w jednym miejscu tyle ludzi płacze. W tym jej rodzina.
Ale inaczej się nie dało. Zwłaszcza jak ksiądz w kazaniu puścił dźwięk jadącego motocykla, który w końcu się rozbił. Wtedy można było usłyszeć lamentowanie matki, które niejako stało się podkładem do ostatnich słów kapłana. Ostatnich słów, które brzmiały: „Nie umiera ten kto, pozostaje w sercu i pamięci bliskich.

-Dziękuję – odezwała się po długiej ciszy i zerknęła na Maćka – Za to, że jesteś, że właśnie mi pomagasz. I dlatego, że jesteś z Olgą, która potrzebuje takiego Anioła jak Ty. Zwłaszcza po… - przerwał jej gwałtownie
-Cichutko, wiem. Wszystko wiem. Zresztą Ty też będziesz miała swojego, zobaczysz. Znajdziesz nowego – dodał szybko, przypominając sobie niektóre sytuacje i uśmiechając się do niej niepewnie.
A ona ucałowała go szybko w policzek. Tylko tak mogła mu podziękować za obecność. A on to oczywiście doskonale zrozumiał, bo złapał ją za dłoń i mocno ścisnął.

Stała na hali obok drugiego fizjoterapeuty i menadżera klubowego zaraz naprzeciwko ustawiających się siatkarzy. Teraz mieli się wszyscy oficjalnie poznać, mimo że większość już tu kojarzyła. Ale jak trzeba, to trzeba – pomyślała, uśmiechając się do znajomych twarzy. Ignaczak jak zwykle się wydurniał, reszta nabijała się z niego, przerywając rozmowy z nowymi klubowymi kolegami.
-Proszę o ciszę! – zawołał trener – Wiem, że trening się już skończył, ale dziś chcielibyśmy dokonać oficjalnego przedstawienia drużyny. Kogo wyczytam, wychodzi do przodu. – wszyscy roześmiali się - Wiem, śmiesznie no ale nasza pani fizjoterapeutka musi ocenić ciałka do macania.
-Panie trenerze… I bez tego widzę, że ciałka są całkiem niezłe – rzekła, a wszyscy wybuchli nowym rechotem.
-Dobrze, dobrze. – pokręcił głową z uśmiechem – Prezentacji nie zaszkodzi. No faceci. Numer 1 – wywołał, a z grupki wyszedł Maciej Dobrowolski. I tak po kolei witali się wszyscy siatkarze, dopóki nie doszło do numeru cztery. - Tak, to jest nasz nowy nabytek. Przychodzi do nas z AZS Częstochowy, ma już za sobą występy w kadrze. Pewnie zawodnicy wiedzą, o kogo chodzi – Piotr Nowakowski.
Przed tłum wyszedł wysoki, wysportowany blondyn i uśmiechnął się do sztabu szkoleniowego. A ona tylko odniosła wrażenie jakby jej serce stanęło. A potem nagle znów zaczęło gwałtownie bić. Westchnęła, kiedy zrobiło jej się zimno, a za chwile gorąco. I nagle poczuła, że jej nogi robią się jak z waty i już więcej nie da rady stać. W miarę szybko, cofnęła się aż do krzesełek i rozwalając po drodze jakieś klubowe papiery, klapnęła na jedno z siedzisk, przepraszając wszystkich. Zaraz tuż obok niej pojawił się drugi fizjoterapeuta, który podał jej kubek z zimną wodą, który wypiła jednym haustem.
-Lepiej ci? – pokiwała głową, próbując wstać, ale dalej była zbyt słaba – Nie dasz rady wstać? – pokręciła głową
-Niech siedzi. Odsuńmy się trochę, by widziała chłopaków i kontynuujmy – oznajmił menadżer, a jej kolega po fachu wrócił do szeregu stojącego sztabu.
Ona w tym samym momencie spotkała się ze wzrokiem nowego zawodnika, który wycofywał się do tyłu. Powiedział coś do najbliżej stojącego Kosoka, a ten tylko coś mu odszepnął i rzucił jej pytające spojrzenie. Westchnęła i wzruszyła ramionami. Tylko to mogła zrobić, mimo że było jej tak strasznie głupio, bo wyszła, co najmniej na jakąś dziwaczkę.
Ale to nie była jej wina. Przecież tego nie chciała. Tylko, nie wiedziała, że go tu spotka. Dlatego więc, gdy go zobaczyła oszalała. To naprawdę było dziwne – zobaczyć faceta, który kiedyś ci się śnił. To było przedziwne, gdy miało się z nim pracować przez najbliższy sezon, no, czyli przez ponad pół roku. Przez ponad pół roku miała na niego uważać – by nie dostał żadnej kontuzji, by był zdrowy. By było wszystko w porządku.
Tak, to było naprawdę dziwaczne, kiedy do tego jeszcze dołożyło się jeszcze ten sen Olgi. Kiedy to on miał być jej Aniołem Stróżem, a tymczasem było całkiem inaczej. No, ale… Przecież sny się nie spełniają, prawda? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz