18.06.2012

Rozdział drugi.

Rozsiadła się na pobliskiej parkowej ławce, stawiając obok siebie małą torbę z zakupami. Potargała papierek swojego ulubionego truskawkowego rożka i wrzuciła go do stojącego obok zielonego śmietnika. Wyciągnęła twarz w stronę słońca, przymykając oczy i obgryzając wafelek.
Od samego początku uwielbiała tu przesiadywać. Od samego początku wiedziała, że to będzie to miejsce. Doskonałe do odpoczynku, do rozmyślania. Czuła to od pierwszego spaceru tutaj, mimo że tamten nie był już taki sympatyczny.

-Już chyba wiem, gdzie będę przesiadywać. Idealne miejsce. – rozejrzały się wokoło, stojąc na środku jednej z alejek pobliskiego, rzeszowskiego parku.
-Już wiem, co będę mówiła gdy ktoś będzie chciał Cię znaleźć – roześmiała się Olga, biorąc przyjaciółkę pod rękę.
-Niby kto mnie będzie szukał? – prychnęła – Jesteśmy w nowym miejscu i…
-Właśnie. Wszystko może się zdarzyć, rudzielcu.
-Och, przestań już z takimi tekstami. Chodź na te zakupy, no. W tym parku jeszcze zdążymy pofilozofować. – westchnęła i ruszyła tyłem. – Olgaaaaa…
-No, idę już idę. Uważaj! – zawołała nagle.
-Przepraszam najmocniej – zaczęła, odwracając się do osoby, na którą wpadła. Była to zwykła, może odrobinę starsza od nich dziewczyna, dlatego bez większego skrępowania uśmiechnęła się przepraszająco – Nie…
-Tu dużo osób ostatnio nie chce. – warknęła niemiło – Czas się nauczyć chodzić, wieśniaki. Boże, znów mi pobrudzili buty… - przewróciła oczami i poprawiając torebkę na ramieniu, ruszyła do przodu nadzwyczajnie głośno tupiąc obcasami.
-Wiesz co? – po chwili milczenia zabrała głos szatynka – Ci ludzie tu, to jednak dziwni są.
-Albo my takie jesteśmy. W końcu wieśniary. – zacisnęła wargi ze złości - Chodź już stąd, błagam.

Uśmiechnęła się do siebie pod nosem i otworzyła oczy. W tym samym momencie poczuła mocny podmuch wiatru. Rozejrzała się i spostrzegła, że jakiś wysoki mężczyzna właśnie koło niej przebiegł. Pokręciła głową i odprowadziła go wzrokiem, kiedy skręcał zza jednym z większych drzew iglastych. Kiedy już zniknął jej z oczu, zerknęła na zegarek. Tak, to był czas powrotu do domu. Zdecydowanie już koniec tego leniuchowania na ulubionej, parkowej, drewnianej ławce.
Wstała i dźwignąwszy siatkę z zakupami, odwróciła się jeszcze na krótką chwilę, ale zaraz ruszyła przed siebie. Przeszła obok wielkiej wierzby płaczącej i skręciła w lewo. I w tym samym momencie przed sobą zobaczyła mijającego ją wcześniej biegacza. Uśmiechniętego, ale zmęczonego. Jednak to nie to było w tym wszystkim najważniejsze. Najważniejsze, a zarazem najdziwniejsze było to, że skądś go kojarzyła. Już go wcześniej widziała, ale za nic nie potrafiła sobie przypomnieć, gdzie to było. Na pewno nie tu, w parku. Tutaj rzadko kto biegał. Więc gdzie?
Zwiesiła głowę, zamyślając się. Fakt faktem nie za długo tu mieszkała, ale mniej więcej kojarzyła stąd ludzi. Czy to z osiedla, czy z pobliskich sklepów kiedy to robili poranne zakupy. Ale tego mężczyzny pośród tych ludzi nie było, tego była pewna. Więc skąd go zna? Z praktyk? Nie, na pewno nie. Tamtych zdążyła już poznać, poza tym na pewno przysiedliby się, by porozmawiać, a najchętniej to i odprowadzili ją do domu. Więc może ktoś zanim się tu przeprowadziła? Może to ktoś z jej wcześniejszego – wiejskiego życia…
W tym momencie ją olśniło. I już wiedziała skąd go kojarzy. I że to na pewno był On.

-Długo już tu siedzisz? – usłyszała nagle głos, dochodzący z prawej strony. Odwróciła się do dziewczyny, która opierała się o framugę wejścia do kuchni. Inga wzruszyła ramionami – A jak się spało? Miałaś jakiś sen w nowym mieszkaniu? Bo to podobno jest jakiś znak… - rozgadała się, siadając naprzeciwko przyjaciółki i wyglądając za okno.
-No coś mi się tam śniło… - wzruszyła ramionami, popijając kawę. – Woda jest zagotowana, jak coś chcesz to…
-Zaraz. Co Ci się przyśniło? – zapytała, przysiadając się do Ingi.
-No nie pamiętam za bardzo – mruknęła – Ale był jakiś chłopak, mężczyzna. Był wysoki, był blondynem…
-Tymon? – westchnęła ciężko Olga, podpierając głowę rękami.
-Nie, nie nie. Nie wiem, nie znam go. Był bardzo nieśmiały, tyle wiem. No i miał takie słodkie dołeczki jak się uśmiechał.
-I tyle? Chcesz mi powiedzieć, że pamiętasz tylko to? – zabrzmiała groźnie – Przecież w ten sposób nie odnajdziemy tego faceta! – wykrzyknęła i wybuchnęła gromkim śmiechem. – No, ale trudno.
-A ty jak tam? – nagle dziewczyna zamilkła i tylko zwiesiła głowę – No, mów!
-No… - westchnęła głęboko i zaczęła opowiadać - że na naszej miejscówce spotkałam Rafała, który się do mnie przysiadł. Przez parę minut tylko się do mnie uśmiechał i patrzył na mnie. Ja nic nie mogłam z siebie wydusić. Aż w końcu przytulił mnie do siebie – szepnęła, przygryzając wargę, czując zaciskające się dłonie na jej palcach – No i powiedział, że nie musi mnie już ciągle pilnować, bo mam swojego ziemskiego Anioła Stróża. Dodał też, żebym się Tobą nie martwiła, bo Ty już przeszłaś swoją wędrówkę w tym roku – otarła spływającą łzę po lewym policzku. – A potem powiedział mi niby w tajemnicy, że i Tobie go znajdzie, tego Anioła Stróża, tylko pogada z jakimiś szychami – uśmiechnęła się szeroko – I na koniec oznajmił, że dalej bardzo mocno nas kocha.
-Nie – pokręciła głową Inga, również ze łzami w oczach.
-Tak. I ja wiem, że dotrzyma słowa. Tak jak zawsze. – ruda pokiwała głową i nagle ruszyła do przedpokoju, by zabrać stamtąd zdjęcie w ramce stojące na komodzie. I postawiła go na lodówce.
-Chyba tu powinno teraz stać, co nie? – usłyszała tylko ciche mruknięcie i głośne wydmuchiwanie nosa w chusteczkę
-Inek, a myślisz, że ten facet ze snu, to… Jakby jakiś znak dla Ciebie?
-Wiesz, że o tym samym teraz myślałam? Ale nie wiem. Czas pokaże, co?
-Pewnie tak. – zgodziła się tamta.

-Nie uwierzysz! – ruda zawołała już od progu – Olga, nie uwierzysz!
-Co się stało? – krzyknęła, zaraz pojawiając się w przedpokoju – Wszystko w porządku? No mów!
-Poczekaj, chwila – głośno sapała, kiedy ściągała baleriny i szła w kierunku kuchni.
-No mówże! Gonił cię, kto czy jak? – niecierpliwie miętosiła kuchenną ścierkę, ale zaraz usiadła z przyjaciółką przy stole.
-Widziałam go – mruknęła uśmiechając się szeroko. – To naprawdę był on.
-Jaki on? Kogo Ty widziałaś?
-Pamiętasz ten mój sen dwa lata temu? – tamta tylko roześmiała się głośno – Pamiętasz czy nie?
-Zwariowałaś. Sen sprzed dwóch lat…- kręciła głową z niedowierzaniem.
-Pierwszy sen w nowym miejscu.  – przerwała jej gwałtownie - Ten blondyn, wysoki, nieśmiały, z dołeczkami w policzkach. Olga, to on!
-Inguś, proszę Cię. Rozumiem, że chciałabyś spotkać tego pana ze snu, ale…
-Ja go już spotkałam. Mówię Ci, serio. I nie dopasowałam sobie go do nikogo. To był on. – przyjaciółka spojrzała na nią badawczo.
-Mówisz? A poszłaś za nim? – pokręciła głową. – Jak to? Dlaczego nie?
-Bo sobie biegał, więc co razem z nim miałam biegać? I jeszcze z tą siatką z zakupami? – prychnęła, wskazując na reklamówkę z pobliskiego sklepu. Olga tylko westchnęła – No właśnie.
-Kurde… A może wróć się i…
-Zwariowałaś chyba – mruknęła zła – Nie będę się nigdzie wracać i nic robić. Nie będę – dodała dobitniej pod wpływem wzroku przyjaciółki.
-Ale Inga może to jest jakieś przeznaczenie, czy coś…
-Jeżeli to jest przeznaczenie, to… - zamilkła na chwilę – Jeżeli tak faktycznie jest, to to okaże się już niedługo.
-No dobra, ale…
-Nie żadne dobra. Okaże się już niedługo. Poczekaj, ktoś mi dzwoni. Pewnie coś z klubu… A nie, to moja siostra. – mruknęła zdziwiona i odebrała telefon – No cześć siostrzyczko, co się stało? Co? Nie żartuj! Tak? Nie?! Dobra, przepraszam, spokojnie nie martwcie się. Tak, przyjadę. Będę… Jak najszybciej. Tak, na bank. Dobrze, że zadzwoniłaś. Czekajcie na mnie.
-Co? – zapytała zaniepokojona szatynka.
-Muszę jechać do domu. – wyszeptała tylko, kończąc rozmowę. – Przepraszam, wyjaśnię Ci później – rzuciła tylko i już biegła do swojego pokoju.
-Zadzwonię po Maćka! – wydarła się tylko Olga, kiedy tamta znikała za drzwiami swojego pokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz