27.07.2012

Rozdział ósmy.

Nawet nie wiadomo kiedy a już nastał listopad. Czas leciał jak oszalały, na dając ani chwili wytchnienia. Od poprzedniego incydentu, a mianowicie złego samopoczucia taty, nie pojawiała się w domu, bo studia i praca nieźle dawały jej w kość. Zwłaszcza, że siatkarze od połowy października wyjeżdżali na mecze Pucharu CEV, a ona w tym czasie nadrabiała naukę, śledząc w telewizji ich poczynania.
Ale teraz nie musiała tego robić, a nawet gdyby musiała – nie chciała. Teraz całkowicie zajmowała się rodziną, u której siedziała od 31października, kiedy to rzeszowscy siatkarze pokonani zostali przez akademików z Częstochowy. Zaraz po meczu, prosząc o wolne na kilka dni, zebrała przyszykowane przez siebie rzeczy ze swojego gabinetu i udała się do samochodu gdzie czekała na nią Olga z Maćkiem.
-No i do kiedy jesteś? – zagaił tata, kiedy siedziała i wcinała rodzinną kolację.
-Do trzeciego, bo czwartego o 19 gramy w Warszawie, no i jeszcze musimy się przemieścić – odpowiedziała po przełknięciu kęsa kanapki.
-Córcia, dajesz Ty sobie tam radę? – pokiwała głową, kiedy odstawiła kubek z gorącą, malinową herbatą. – Na pewno? Tyle obowiązków…  i prowadzenie domu i studia i praca. Może jakiś chłopak?
-Nie ma chłopaka – pokręciła głową.
-Nie ma, nie ma. A rozmawiałaś przecież z jakimś Piotrkiem po przyjeździe.
-To tylko kumpel – podkreśliła dobitnie ostatnie słowo – Naprawdę. Znaleźliśmy się w podobnym czasie w podobnych okolicznościach no i… - wzruszyła ramionami. – Wspieramy się, po prostu.
-A czy ten Piotrek to siatkarz?
-Mamo… - jęknęła – No i co z tego?
-Więc to z nim niejako pracujesz? No, no coraz lepsza historia się robi. – roześmiała się jej młodsza siostra.
-Ludzie, to jest moja praca. Mam nie tylko pomagać im fizycznie, ale psychicznie też. Nie rozumiem, o co wam chodzi. Siatkarz też człowiek, prawda? – warknęła i zabrała ze sobą parę kanapek, wychodząc przy okazji z kuchni.
-Gdzie Ty się wybierasz o tej porze?! – zabrzmiał głos ojca.
-Idę na spacer. Zabieram klucze! – odkrzyknęła, zakładając na nogi botki oraz zarzucając na ramiona jakiś grubszy sweter, wyszła z domu. Zbiegła po kilku schodkach wgryzając się w pierwszą kanapkę i jak zwykle skierowała swe kroki do sadu. A potem, przechodząc obok swojskich owocowych drzew ruszyła prosto w stronę doskonale znanego jej pola, gdzie na jednej z większych skałek jeszcze za dzieciaka mieli swoją wieczorną miejscówkę. Ona, Olga, Tymoteusz i Rafał.
Ale teraz już ich nie było. Już dawno nie było tej czwórki przyjaciół. Jeden zginął w wypadku, drugi popełnił jeden z gorszych życiowych błędów i od tego czasu się nie odzywał. A więc zostały one dwie. Najlepsze przyjaciółki od małego – Inga Nowaczyk i Olga Wójcik.

„Dziękuję, że jesteś” napisała krótkiego sms, którego zaraz wysłała mimo późnej pory. Wiedziała, że ona się nie pogniewa, że to zrozumie. Pociągnęła nosem i wyrwała kolejny już źdźbeł trawy, który zaraz zaczęła gryźć i z powrotem wypluwać przed siebie. A potem położyła się na piasku pod skałą i przymknęła oczy.
-Tak myślałam, że Cię tu znajdę. – usłyszała głos przyjaciółki, która zaraz położyła się obok. – Wspomnienia?
-Jeszcze nigdy nie były takie… dobijające i takie…
-Bo rok temu byliśmy jeszcze w trójkę, mniej bolało – mruknęła tamta, przerywając jej szukanie słów. – Zresztą to miejsce jest bardzo sentymentalne i serio… Dobijające, dlatego nie pojawiałam się tutaj sama. Wszędzie, tylko nie tu – Inga pokiwała tylko głową. Doskonale rozumiała, dlaczego.
-A co jeżeli Tymoteusz wróci? – zapytała po krótkiej chwili
-No to co? – warknęła Olga, łapiąc ją za rękę – Przecież mamy swoje własne życia. Mamy studia, prace, chłopaków… Teraz nie zrujnuje nam naszego życia, tak? Niech sobie wraca, kiedy chce… - po policzku Ingi spłynęła jedna mała łza – Inguś, nie płacz. On już nigdy nie rozwali naszych żyć, obiecuję Ci to.
Tamta tylko wtuliła się w przyjaciółkę. Wierzyła w jej słowa, a przynajmniej chciała. Czuła, jak Olga przygarnia ją do siebie jeszcze bliżej i jak uśmiecha się pod nosem.
-Brakowało mi tego, wiesz? Nas dwóch, tak po prostu. Bez jakichkolwiek obowiązków względem nauki, pracy. Bez Maćka, bez Ksawerego, nawet bez Klaudii i tej całej siatkarskiej otoczki.
Pokiwała głową. Zgadzała się z nią w stu procentach. Przez te zajęcia w całym tym dorosłym życiu, nie miały dla siebie tyle czasu. Wiecznie się śpieszyły, wiecznie wszystko było ważniejsze, ale takie chwile jak te wszystko wynagradzały.
-Idziemy już? – zapytała Wójcik, czując że Nowaczyk powoli usypia – Chodź, położysz się w łóżku. – tamta tylko coś zamruczała w odpowiedzi – Chodź Inguś, chodź.
Obydwie powoli wstały, a Olga wyciągnęła rękę w stronę rozespanej przyjaciółki. Tamta ją chwyciła i rozglądając się wokoło, powoli ruszyły. Nagle usłyszała jak ktoś głośno klnie i to blisko nich.
-Mówiłaś coś? – Olga pokręciła głową – To stój – syknęła nagle, wyrywając się przyjaciółce . – Ktoś nas śledzi.
-Inga… Masz zwidy.
-Naprawdę, ten ktoś jest za tamtym drzewem. – odezwała się, pokazując na wielki dąb.
-Inguś… Chodź, pójdziesz już spać. To był ciężki dzień. – ponownie wyciągnęła w jej stronę rękę, ale Nowaczyk ją strąciła.
-Odwal się, kimkolwiek jesteś! – zawyła tamta i nie patrząc na przyjaciółkę, zaczęła biec przed siebie.
-Inga! Inga, no! – jeszcze długo za sobą słyszała krzyki Wójcik, ale ani razu się nie odwróciła.

Obie z Olgą stały przy tym granitowym pomniku. Wcześniej przy grobie stało więcej osób, w tym rodzina przyjaciela ale teraz zostały tu tylko one. Westchnęła, pochylając się do przodu i palcami przejeżdżając po wyrzeźbionym motocyklu, który był niejako tablicą, na której złotymi literami można było zauważyć napis: 
Rafał Prokop
Tak krótko żyłeś, lecz bardzo żyć chciałeś.
Niby odszedłeś a w sercach pozostałeś.

-Gdyby nie to wszystko byłoby inaczej, prawda? – pociągnęła nosem Olga.
-Na pewno. – mruknęła tamta, oddalając się od pomnika i z powrotem stając przy przyjaciółce, które zaraz chwyciła ją za rękę. Uśmiechnęła się do niej i otarła łzy z jej policzków, a potem kolejny raz dzisiaj rozejrzała się dookoła.
-Masz jakieś problemy, prawda? – zapytała Olga, kiedy zauważyła, że Inga znów kręci dookoła głową.
-Nie, dlaczego?
-Od wczoraj, a raczej już dzisiaj dziwnie się zachowujesz. Powiedz mi, przecież wiesz, że…
-Nic się nie dzieje, naprawdę. – pokręciła głową.
-Inguś, przecież wiem, że coś jest nie tak…
-Nic, rozumiesz? Wszystko gra! – uniosła się krzykiem, zapominając na chwilę, że stoi na cmentarzu. – Wszystko jest w porządku – warknęła – Okej? Nie drąż więcej tego tematu.
Tamta tylko spojrzała na nią smutno, ale kiwnęła głową. A Nowaczyk odwróciła się w drugą stronę, zagryzając wargi. Przecież nie mogła jej powiedzieć, że Ksawery jest dilerem, że Piotrek o tym wie i co najgorsze, że Ksawery również wciągnął to właśnie Olkę od Nowakowskiego. No a skutkiem tego był pobity jej chłopak, od którego nie miała od dawna wieści. Ale wiedziała, że on przygotowuje się na wielkie bum.
I że od tego momentu ich życia – jej i Piotrka, ale także innych, ulegną całkowitej zmianie.
-Przepraszam, po prostu… Kiedyś Ci to wyjaśnię, dobrze? Obiecuję. – wyszeptała do ucha szatynce, kiedy przytuliła się do jej ramienia. – Obiecuję – powtórzyła ciszej, tak jakby tą przysięgę składała sobie samej.

Byłoby inaczej gdybyś tu był. Możliwe, że byłabym z Tymoteuszem, a Ty z Olgą. Pewnie dalej tworzylibyśmy zgraną paczkę przyjaciół, która wspierałaby się w najgorszych chwilach swojego życia. Może nawet gdybyśmy się rozdzielili, to nie byłoby tak beznadziejnie. Przynajmniej wiadomo by było, że czekamy na następne chwile razem. A tak… Wszystko było inaczej. Nasza czwórka się rozpadła, na dobre. Bardzo za tym wszystkim tęsknię.. Za tym życiem za małolata, gdy było się zwykłym dzieciakiem, gdzie wszystko było takie proste, nie to, co teraz. Dorosły świat, większe poważniejsze problemy, o których przecież wiesz. A z którymi ja chyba powoli przestaję sobie dawać radę. Nie wiem, to wszystko powoli zaczyna mnie przerastać. A ja… Chciałabym tylko, by znów wszystko było dobrze, wiesz? Niczego innego nie pragnę. Tylko, żebym znów była tak naprawdę szczęśliwa. Więc postaraj się mi w tym pomóc, dobrze? Skoro nie może Cię być tutaj, pomagaj wszystkim stamtąd. A my… na pewno ze wszystkim damy sobie radę. Tylko zawsze bądź przy nas, niczym Anioł Stróż. I już nigdy nas nie opuszczaj…
Otarła kolejną samotną łzę spływającą po jej policzku. I znów rozejrzała się dookoła. Czuła na sobie jakiś wzrok, ale możliwe że to właśnie Rafał przypatrywał jej się z góry. I tak na pewno było… Bardzo chciała w to wierzyć.

2 komentarze:

  1. Te mamy to swatały by swoje córki z każdym chłopakiem, przy boku którego widziałyby córeczkę. ;) Oj, ja tu widzę, ze muszę nadrobić te rozdziały, bo nie ogarniam jeszcze wątków, mam nadzieję, że mi wybaczysz że nie napisze tutaj nic odkrywczego..? ;) obiecuję, iż już zabieram się za czytanie od początku. :D a ten Rafał na pewno obserwuje swych przyjaciół i może czasami nawet nimi pokierowuje. Jestem tego pewna. ;) także ten tego, biorę się za nadrabianie, pozdrawiam;**
    [Love-scars]

    OdpowiedzUsuń
  2. noo też trochę nie ogarniaam,jednak zaraz nadrobię i będę ogarniać. ; ) w sumie to mi się podoba całkiem to takie fajnee. ; D będę wpadaaać . ; P dziękuuję za przesłodki komentarz na moim bloguuu. ; *

    [uugh.blog.onet.pl]

    OdpowiedzUsuń