Trwała właśnie prezentacja klubowa na sezon 2011/2012. Ludzie oficjalnie poznawali nowych i witali starych rzeszowian, również skandując ich nazwiska. Tak, to było niesamowite uczucie. Dlatego wcale nie dziwiła się, jak nowi wychodząc uśmiechali się szeroko. Zerknęła na stojącego Nowakowskiego, rozglądającego się wokół z uwagą. Śmiał się, razem z kolegami machając do tłumu ludzi.
-A teraz, powitajmy raz
jeszcze cały rzeszowski sztab! – rozległ się głos spikera, a oni zostali
rozświetleni światłem z reflektorów. Wszyscy im klaskali, a najgłośniej to
chyba siatkarze. – A teraz, naszych siatkarzy! – i znów klaskanie. Inga
pokręciła głową. To było bardzo miłe, no ale… Szczerze mówiąc, miała tego
dosyć. A jeszcze przed nią zespołowa impreza. Oczywiście, z osobami
towarzyszącymi.
-Można prosić panią do tańca?
– zapytał jej kolega po fachu, a ona z uśmiechem zgodziła się. Zaraz też oboje
szaleli na parkiecie. – I jak się podoba? – zapytał, kiedy zbliżył się do niej
– Pierwszy raz impreza z siatkarzami? – pokiwała głową – A dlaczego jesteś
sama? Wszyscy z partnerami, a ty przecież masz faceta?
-On nie nadaje się na takie
imprezy – wzruszyła ramionami – Zresztą
wolałam przyjść sama, by nie narobił żadnych kłopotów.
-Taki rozrabiaka?
-Powiedzmy, że jest zazdrosny,
czasem aż za bardzo.
-A ty jeszcze z siatkarzami…
-No tak, nie jest z tego
zadowolony. Ale ja przecież muszę za coś żyć, zresztą jestem dopiero na drugim
roku, a już mam pracę w zawodzie, więc to jest… No coś niesamowitego –
zakończyła, uśmiechając się szeroko, a on w tym samym momencie sprawił, że
wykonała obrót.
-Odbijany! – krzyknął ktoś i
przed sobą zobaczyła Ignaczaka – Cześć maleństwo. Jak się bawisz?
-Dobrze, dziękuję.
-Nie przeszkadzają Ci patrzące
na Ciebie z byka kobiety siatkarzy? – roześmiała się głośno.
-Twoja jakoś tak nie patrzy.
-Moja rozumie, że jest
niezagrożona. Poza tym wybacz, ale jestem dla Ciebie za stary.
-Lubię starych – poruszyła
znacząco brwiami, a tamten tylko wybuchnął gromkim śmiechem, dalej szalejąc z
nią na parkiecie.
-O, jesteś już. – uśmiechnął
się do niej kierownik, kiedy zapukała i weszła do jego gabinetu – Świetnie,
chłopaki zaraz zaczynają więc chodź ze mną. Tomek! – zawołał mężczyznę, który
czegoś usilnie poszukiwał – Pani Inga już jest.
-Tak, tak. Idziemy – rzucił
wszystko na swoje biurko i wyszli z gabinetu. Powoli ruszyli w stronę, skąd
słychać było gwizdek, odbijanie piłek i przeróżne krzyki. Usiedli po cichu na
trybunach. Pozwolili, by trening zakończył się bez jakichkolwiek zakłóceń.
Zezwolili, by dziewczyna poobserwowała zawodników w spokoju.
-Dziękuję, na dzisiaj tyle! –
zawołał Andrzej Kowal, a w tym samym czasie panowie siedzący z nią na trybunach
krzyknęli – Proszę jeszcze chwilę zostać!
Wszyscy przystanęli w miejscu, kiedy ona schodziła z trybuny wraz z szychami i stanęła tuż przed nimi.
Wszyscy przystanęli w miejscu, kiedy ona schodziła z trybuny wraz z szychami i stanęła tuż przed nimi.
-Dziękujemy. Nie chcieliśmy
wam wcześniej przeszkadzać, ale już skończyliście trening więc pozwoliliśmy
sobie zająć chwilkę. Mamy przyjemność przedstawić wam praktykantkę
fizjoterapii, która się wami zajmie przez najbliższy czas. Pani Inga Nowaczyk.
-Kolejna napalona fanka, która
chce pomacać sobie siatkarzy? – zapytał ktoś, a reszta tylko wybuchła głośnym
śmiechem. – Zapraszamy. Ale na razie tylko jednej udało się znaleźć tu faceta.
Reszta jest zajęta.
-Nie jestem żadną napaloną
fanką – warknęła zezłoszczona – Faceta również nie poszukuję. Po prostu będę
robić to, co mam do zrobienia.
-Tamta też tak mówiła –
odezwał się ktoś, ale zaraz dostał od Kosoka w głowę. – Au, Kosa. Dobra, nic nie
mówiłem przecież.
-Umieram – jęknęła, opadając na
siedzenie obok Klaudii, kilkanaście minut temu – Nigdy nie sądziłam, że
siatkarze tak potrafią wywijać.
-No, popatrz niespodzianka –
warknął Nowakowski, który siedział nad kolejnym już dzisiaj piwem, a obok niego
tkwił Kosok.
-A temu co się stało? –
szepnęła koleżance na ucho, nie zrażając się jego reakcją – Gdzie Ola?
-Pokłócili się i to dosyć
ostro. Wiesz, nie bawili się razem no prócz tego tańca dla par, ale potem ta
tylko siedziała z telefonem. Więc się Cichy wkurzył no i kłótnia murowana.
Wrócił, to się okazało, że już siedział w barze. No i teraz kolejne piwo…
Ciągle coś jęczy Grzesiowi – wzruszyła ramionami.
-No i macie po zabawie –
mruknęła – Grzesiek – zwróciła się do chłopaka koleżanki ze studiów – Zostaw
Piotrka, idźcie się bawić. Ja się teraz nim zajmę – tamten tylko uśmiechnął się
z wdzięcznością i wyciągając dłoń ku Klaudii, porwał ją na parkiet. Odprowadziła
ich wzrokiem, przysiadając się obok pijanego siatkarza.
-Zostawiła mnie, rozumiesz? –
wyjęczał – Ja dla niej bym wszystko zrobił. Specjalnie dla niej Rzeszów. Dla
niej wszystko… - jojczył dalej, a ona tylko go słuchała. W końcu jakimś
sposobem wyciągnął z kieszeni telefon i za którymś razem odblokował klawiaturę.
A po kilku chwilach otworzył jedno zdjęcie i podał jej telefon – Nawet to dla
niej. Nawet to. – przechylił szklankę z resztką
piwa i oparł głowę na jej ramieniu. A ona w tym zdjęciu zobaczyła przepiękny
pierścionek, który najprawdopodobniej miał być pierścionkiem zaręczynowym
dziewczyny Piotra Nowakowskiego. Westchnęła i pogładziła go po jego czuprynie,
a ten jedynie jeszcze ufniej się w nią wtulił, obejmując za ramiona. – A ona zamieniła
mnie na jakiegoś fagasa. A przecież miała wszystko…
Zakręciła kran z zimną wodą i
wytarła mokre ręce w papierowe ręczniki, które zaraz wyrzuciła do śmietnika,
stojącego przy elektrycznej suszarce. Wróciła się do lustra i spojrzała na
swoją twarz. Była ona zaczerwieniona od szaleńczych tańców na parkiecie, a
także od niemałej ilości wypitego alkoholu za nowego środkowego, Nowakowskiego.
On już nie był w stanie, dlatego zabierała mu ten alkohol i wlewała w siebie.
Nieważne, że za parę godzin miała obudzić się wyspana, przytomna i w pełni sił.
On miał popołudniowy trening, na którym nie mógł sobie pozwolić na nie
dyspozycyjność. A że miała w miarę mocną głowę, wybrała mniejsze zło.
Zgasiła światło w łazience i z
powrotem wróciła na jasną i głośną salę. Zaraz też skierowała się do ich
stolika – jej, Klaudii i Grzegorza, Piotra a także wcześniej Olki. Zbliżyła się
do swojego miejsca, jednak zauważyła, że jest ono zajęte przez śpiącego już
Nowakowskiego. Nie wiele myśląc, zabrała wszystkie swoje, a także jego rzeczy i
chowając je do swojej torebki, znów pobiegła w stronę toalety. Tam zadzwoniła
po taksówkę, która miała być za piętnaście minut. Zarzuciła torbę na ramię i po
raz kolejny wróciła na salę by spokojnie obudzić siatkarza.
-Piotrek, obudź się.
Pojedziemy do domu, tam pójdziesz spać. No wstawaj – rzuciła, a tamten tylko
otworzył swoje niebiesko – zielone oczy i patrzył na nią – Chodź, idziemy. –
powoli wstał, ale musiał przytrzymać się stolika, by nie upaść. Położyła jego
rękę na swoim ramieniu, a sama mocno objęła go w pasie. I pomału ruszyli w
stronę wyjścia.
-Może pani pomóc? – usłyszała
pytanie i spostrzegła, że to zapytał o to jeden ochroniarz przy frontowych
drzwiach.
-Jeżeli by panowie mogli. Do
taksówki go – wydała rozkaz, uwalniając się od tych dziewięćdziesięciu kilo, a tamci
przetransportowali go aż do samochodu i nawet usadzili.
Wprowadziła go do swojego zielonego pokoju, delikatnie położyła na łóżku i przykryła kołdrą. Przysiadła obok i zaczęła gładzić go tym jego nieładzie na włosach. Mruknął coś, ale dalej wpatrywał się w jej twarz, a potem nagle zamknął oczy, odwracając się na drugi bok. Nic nie powiedział, po prostu poszedł spać.
Nie wiele myśląc wstała i otwierając szufladę w swojej meblościance zabrała stamtąd piżamę – krótkie spodenki i bluzkę na grubych ramionach. Nie patrząc na śpiącego już chłopaka, wyszła z pokoju, kierując jeszcze swe kroki do kuchni, gdzie siedzieli zaspani Olga i Maciek.
-Przepraszam was za tą pobudkę,
ale sami widzieliście… - mruknęła cicho.
-Tak, widzieliśmy. W co ty się
znowu wpakowałaś? – wyjęczała Olga, robiąc miejsce przyjaciółce.
-W nic, co musiałoby was
martwić. Wszystko w porządku – warknęła – A nie wiesz gdzie może jest śpiwór?
-Jest u mnie. Po co Ci? Przecież
możesz iść spać na kanapę, albo…
-Muszę być przy nim, może
wymiotować. Nie wiadomo ile wypił przy barze. – przerwała jej gwałtownie - Dobra,
idę po ten śpiwór.
-Nie idziesz dziś do pracy?
-Nie dam rady. – przetarła
zmęczone oczy i powoli zaczęła wychodzić z kuchni – Dobranoc, a raczej dzień
dobry.
-Dobranoc. Ale pamiętaj, że
jeszcze dziś wszystko mi opowiesz. – a ta tylko kiwnęła głową i ruszyła w
stronę pokoju przyjaciółki, po jej śpiwór. Jednak chwilę później wróciła do przyjaciół
i nie patrząc na nich, powiedziała tylko:
-Mogę Ci jedynie powiedzieć, a
raczej przypomnieć, że to jest właśnie On – zaakcentowała ostatnie słowo i już
na dobre opuściła kuchnię, robiąc jeszcze obchód po mieszkaniu.