13 styczeń 2012. Piątek.
To właśnie ta data widniała na kalendarzu znajdującym się na
tej samej ścianie, przy której stał ich stół. Nawet i bez patrzenia na tą
datowaną kartkę, można było domyślić się, co to za dzień. Już od samego rana
wszystko było przeciw niej. A to, że akurat dla niej nie starczyło kawy i
musiała zadowolić się herbatą. A to, że dziś była jej kolej robienia zakupów, a
nie umiała znaleźć żadnych pieniędzy, a potem także kluczy. A później jak już
spojrzała na kalendarz, to doszło do niej, że dziś jest piątek i to trzynastego.
I to dopiero przekonało ją w tym, że ten dzień będzie beznadziejny.
Westchnęła, gdy rozglądała się po warzywniaku w poszukiwaniu
truskawek. Od kilku dni chodziła i szukała, a wciąż nie potrafiła ich tak łatwo
znaleźć. Wiadomo, była zima, ale żeby nawet truskawek ze szklarni nigdzie nie
było?
-Witam Ingo – usłyszała doskonale znajomy głos, a jej serce
zaczęło bić jak oszalałe. Na samym początku myślała, że tylko jej się to
przesłyszało, więc rozejrzała się niepewnie, ale za nią nikt nie stał. Z cichym
westchnięciem z powrotem odwróciła się i wtedy go zobaczyła, jak stał niedaleko
niej – Co, myślałaś, że Ci się przesłyszało? – zapytał, po czym zaczął
podchodzić do niej bliżej. Przełknęła ślinę, nie spuszczając z niego wzroku.
Wiedziała, że kiedyś musiał nastąpić ten moment, ale że akurat dzisiaj? Akurat
dzisiaj, tego cholernego trzynastego stycznia, który wypadał w piątek?
-Nie... – niepewnie mruknęła. – Wcale tak nie myślałam.
-To dobrze. Bo myślałem, że masz nadzieję, że jak ubierzesz
czapeczkę, to Cię nie poznam – stwierdził, wpatrując się w prezent od
Nowakowskiego – Ale nie ma tak łatwo. Ja Cię wszędzie rozpoznam. Nawet jak się
tak dawno nie widzieliśmy. Chyba za długa była ta przerwa, nie sądzisz? –
zapytał, poprawiając ciemne okulary – Stęskniłaś się za mną? - nic nie
odpowiedziała, tylko niepewnie rozglądała się po bokach. – No, dlaczego nic nie
odpowiadasz? – warknął, a tamta po prostu stanęła jak słup soli. Znów zaczynała
się go bać. Dlatego, gdy tylko wyciągnął w jej stronę rękę, ta rzuciła się do
tyłu, ale za nią nie było żadnej wolnej przestrzeni i po prostu wpadła w
warzywa, które rozsypały się u jej stóp.
-No proszę państwa! Proszę uważać! – usłyszała nagle krzyk
starszej pani, która doleciała do skrzynek i zaczęła je poprawiać – Zupełny
brak kultury i to nawet w zwykłym warzywniaku! Przecież nikt potem nie kupi
takich jarzyn!
-Przepraszamy, to się już więcej nie powtórzy, bo my już
sobie idziemy, prawda kochanie?– zapytał ją z miłym uśmiechem, a potem po
prostu pociągnął za sobą, wychodząc ze sklepu – Teraz to na pewno mi nie
uciekniesz – usłyszała szept przy swoim uchu i chwilowo ją puścił, ale nawet
nie miała szans na ucieczkę, gdyż jego miejsce zajęli jakieś dryblasy, którzy
mocno chwycili ją za ręce z obu stron.
Poczuła tylko ból, a jej oczy momentalnie zaszły łzami. Nie
miała żadnych szans na ucieczkę. Zwłaszcza, że po drugiej stronie ulicy stała
kolejna dwójka „jego paczki”, która zaraz dołączyła do tego pochodu. Czuła się,
jakby zrobiła coś złego, jakby prowadzili ją na skazanie za swoje winy. I na
pewno właśnie tak było. Tylko, że ona niczego nie zrobiła. Przecież na niego
nie zakapowała, Piotrka też prosiła by tego nie robił. Czyżby jej nie
posłuchał? Przecież wiedział, jakie to ważne. Wiedział, że nie mogą tego
zrobić.
Nawet nie wiedziała jak i kiedy, a znajdowała się w jakiejś
starej bramie prowadzącej do opustoszałej kamienicy. Nie wiedziała gdzie
dokładniej się znajduje, w którą stronę do domu i dlaczego są właśnie tutaj?
-I co? A trzeba było trzymać język za ząbkami, to nic
takiego nie miałoby miejsca, a tak... – pogłaskał ją po włosach, a ta tylko
zaczęła się miotać w uścisku tych dwóch, aż trafiła głową w wysłużone cegły. –
Oj, widzę, że nietykalna. Co, czyżbyś należała do kogoś innego?
-Nie należę do nikogo – warknęła przez zęby.
-Na pewno? A do tego siatkarzyny też nie? – podniosła na
niego załzawione oczy – Przecież prawie każdą chwilę oprócz godzin
przesiadywanych na uczelni, spędzasz z nim. A co, może to nie prawda? Nic nie
mówisz... No trudno. Powiedz mi tylko, czy on wie o wszystkim? – pokręciła
przecząco głową – Nie? No jak to? Przecież w związku powinno się mówić o
wszystkim, prawda? A jak o wszystkim nie wie, to jakim cudem Ci tak ufa? Och,
gdyby tylko wiedział, jaką jego dziewczyna ma przeszłość... – zacmokał,
wywracając oczami. – No, chyba że o wszystkim wie...
-Nie wie. – wyszeptała.
-Tak, na pewno? To, dlaczego od pewnego czasu ktoś ciągle za
mną chodzi, hm? Wynajęliście kogoś?
-Nie wiem, o czym mówisz. – twierdziła poważnie, ale
widziała po jego minie, że jej nie wierzył.
-Nie wiesz? Nie wiesz?! Jak śmiesz kłamać mi prosto w twarz,
suko! – wybuchł, a zaraz poczuła jak jego pięść ląduje na jej policzku.
Rozpłakała się jeszcze bardziej – Pamiętasz, co obiecałaś mi przed tyloma
ludźmi na samym początku naszej znajomości? Że nikomu tego nie rozgadasz. Że
będę bezpieczny, że nikt nie będzie za mną łaził. Przecież wiesz, po co to
robię. I doskonale wiesz też jak to się skończyło w przypadku Nowaka, wiesz czy
nie wiesz? – kiwnęła głową – No, to dlaczego to robisz?
-Ale ja naprawdę nic...
-Kurwa, nie kłam! Powiedz prawdę, dlaczego to robisz? –
zaczął nią trząść, a ta tylko wyła z bólu, ze strachu i z bezsilności – No
dlaczego?
-Zostaw ją skurwielu! – usłyszała nagle jakiś męski krzyk,
który powinna dobrze znać, ale za nic nie potrafiła sobie przypomnieć kto to.
Nagle została uwolniona i jakby nie wierząc w to wszystko, nieprzytomnie
rozejrzała się dookoła, jak kilku facetów atakowało tych dryblasów. W tym jakiś
jeden obijał Seweryna.
-Zostaw go! – zawołała, a jedna z twarzy zwróciła się w ją
stronę. Pod ciemnym kapturem zobaczyła twarz... ich nowego sąsiada, Tomasza. –
Ale... Jak...
-Uciekaj! – usłyszała tylko jego krzyk, ale dalej stała i
wpatrywała się w tą sytuację. Skąd on tak nagle się tu wziął i tak właściwie,
dlaczego ją ratuje? – Inga, uciekaj! – usłyszała po raz kolejny i nagle widząc,
że ktoś kieruje się w jej stronę, odwróciła się i rzuciła się biegiem przed
siebie.
-Wiesz, że gdyby nie to, dałbym Ci spokój na zawsze? Ja też
chcę twojego szczęścia, ale skoro Ty stajesz naprzeciw mojego, to to wszystko
tak łatwo nie może się skończyć... – usłyszała jeszcze za sobą wrzask Seweryna,
który spowodował, że przystanęła na chwilę i całkowicie zapominając o osobie,
która biegła w jej stronę, zaczęła wzrokiem szukać dilera. Nagle usłyszała
wystrzał z broni, a jeden z biegnących dryblasów padł kilka metrów od niej i
zaczął skowyczeć z bólu, chwytając się udo.
-Uciekaj do cholery! -
usłyszała kolejny głos, który kazał jej wynosić z tego miejsca. Ten głos
również wydawał jej się znajomy, ale, mimo że chciała się dowiedzieć, kto to
był, to posłusznie spełniła rozkaz i już za chwilę wybiegła z bramy. Nie
odwracała się już za siebie. Nie była w stanie. I tak wiedziała, że ta scena na
zawsze utkwi w jej pamięci i nieraz będzie śniła jej się po nocach.
Biegła resztkami sił. Już prawie była na wykończeniu. Potykała się na prostej drodze, ale nie zatrzymywała się. Chciała znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Ludzie, których mijała, a nie raz także popychała i szturchała, posyłali w jej stronę różne cierpkie słowa, których kompletnie nie słyszała. W uszach wciąż dudnił jej krzyk sąsiada Tomasza, ale także wystrzał z pistoletu i widok tego jednego, który padł parę metrów od niej.
Ale i tak chyba najbardziej wyryło jej się w pamięci ostrzeżenie
Seweryna: „Wiesz, że gdyby nie to, dałbym Ci spokój na zawsze? Ja też chcę
twojego szczęścia, ale skoro Ty stajesz naprzeciw mojego, to... to wszystko tak
łatwo nie może się skończyć...”
Na myśl o tym tusz do rzęs jeszcze bardziej rozmazał jej się
pod oczami i na policzkach, gdzie płynęły kolejne już dzisiaj strużki łez. Nie
myślała jednak o tym jak wygląda i czy mógłby to zauważyć jakiś sąsiad z
okolicy. Teraz chciała tylko jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju,
odcięta od całego zewnętrznego świata. W końcu chciała poczuć się bezpiecznie.
I faktycznie, szybko to nastąpiło. Nawet nie wiedziała,
kiedy, a już wbijała kod na domofon i wbiegała po schodach na czwarte piętro.
Nacisnęła na klamkę i rozebrawszy się w przedpokoju, od razu poszła do siebie.
-Inga, gdzie Ty leziesz! A gdzie masz zakupy? – zaraz
usłyszała krzyk przyjaciółki, która natychmiast wparowała do jej pokoju.
Wściekła już zamierzała zrobić jej niezłą burę, ale widząc,
że tamta nic nie robi sobie z jej krzyków, a tylko siada na łóżku i opiera
głowę o ścianę, usiadła obok niej. Przyjrzała jej się jeszcze dokładniej, a to,
co zauważyła centralnie zbiło ją z rytmu.
Inga, cała rozmazana przez płacz, z czerwonym policzkiem,
który zaczynał nieźle puchnąć nie odpowiadała na żadne pytania, nie odzywała
się kompletnie. Tylko bezmyślnie wpatrywała się przed siebie.
-O mój Boże, Inguś... Co się stało? – wydukała, przybliżając
się do dziewczyny i przytulając ją mocno do siebie. Jednak ten uścisk był jakby
przytulała jakąś lalkę o ludzkim wzroście. Była bezwładna, jakby życie z niej
kompletnie uleciało.
Ostatni raz widziała ją taką... dzień po studniówce. Teraz
było z nią jednak zdecydowanie gorzej. Wtedy, gdy przestała płakać,
opowiedziała jej wszystko, co i jak. A wcześniej po prostu wtuliła się w jej
ramiona jak bezbronne zwierzę. Ale wiedziała, że teraz.... nic od niej nie
usłyszy. Żadnego wytłumaczenia, nic. A przecież były najlepszymi przyjaciółkami
od małego.
Odsunęła się od Ingi, zerknęła na nią ze smutkiem, po czym
wstała z łóżka i opuściła jej pokój. Widocznie był tylko jeden sposób, by
dziewczyna wróciła do świata żywych. A ona koniecznie musiała ten sposób
wykorzystać. Może akurat to pomoże, nawet musi... Nie chciała myśleć, co
będzie, gdy i ta metoda zawiedzie...
Od kilku godzin nie zmieniła pozycji, ani trochę nie ruszyła się z miejsca. Tak jak wcześniej zasiadła na łóżku i oparła się o ścianę, tak samo siedziała i teraz. Otwarte oczy, z których bezustannie płynęły łzy, wpatrywały się gdzieś w przestrzeń.
Nic do niej nie docierało, mimo upływu ciut czasu, dalej nie
odpowiadała nawet na pytania przyjaciółki, która z każdą chwilą załamywała się
coraz bardziej. Nie wiedziała, co się stało, bo przecież tamta o niczym jej nie
mówiła. Zauważyła to wtedy przed meczem w Warszawie, ale i wtedy niczego się
nie dowiedziała.
-Inguś, słońce ty moje, co się stało? – ciągle pytała, tuląc
ją do siebie, ale wciąż nie dostała żadnej odpowiedzi. Nowaczyk nie reagowała
na żaden znak, siedziała jak skamieniała nadal wpatrując się w przeciwległą
ścianę, przy której stały meble.
Zrezygnowana poszła otworzyć frontowe drzwi, bo usłyszała
głośne, wręcz natrętne pukanie do drzwi. Wiedziała, kto to mógł być, ale nie
spodziewała się go tak szybko. Przecież trening skończył się kilkanaście minut
temu, a on już pukał w ich drzwi?! Przekręciła zamek i pociągnęła za klamkę, a
na przed sobą zauważyła nieziemsko wyczerpanego Nowakowskiego.
-Jest u siebie? – wydyszał tylko, na co kiwnęła głową, a on
zaczął rozbierać się już przed przekroczeniem progu, po czym zostawiając tylko
buty na wycieraczce, wparował do jej zielonego pokoju. A to, co tam zobaczył,
chyba naprawdę przeszły jeszcze najśmielsze oczekiwania. Gdy Olga wysłała mu
SMS, owszem napisała, że Inga jest w złym stanie, ale nie myślał, że aż w
takim. – Inguś... – zaraz też przytulał do siebie rudą, która zachowywała się
tak jak samo i te parędziesiąt minut wcześniej. Niczym marionetka.
-Sam widzisz... – zaczęła Olga, ale ten nie dał jej
dokończyć, bo po prostu wpadł w niepohamowaną wściekłość.
-Zabiję gnoja, jak nic! Zabiję! – zaczął wrzeszczeć i
gwałtownie podniósł się z jej łóżka – Kurwa, jeszcze mnie popamięta!
-Piotrek, ale o czym Ty...
-Nie czas na to, naprawdę. Olga, wyjaśnię Ci to, ale jak
tylko dostanę go w swoje ręce. – miotał się po pokoju, aż w końcu z niego
wybiegł. Jednak na powrót do niego wrócił, podszedł do Ingi i ucałował ją w
czoło – Obiecuję Ci, że już więcej nie pojawi się w Twoim życiu. – i już z
powrotem kierował się w stronę drzwi, kiedy oboje usłyszeli cichy szept:
„Proszę, nie.”
Oboje spojrzeli na nią z niedowierzaniem. Odezwała się.
Odezwała się po kilku godzinach ciszy z jej strony!
Nowakowski po raz kolejny się wrócił i usiadłszy przy niej,
znów mocno ją do siebie przygarnął. Ta niepewnie wtuliła się w jego ramiona i
dopiero wtedy wyzwoliła wszystkie swe emocje. Zaczęła krzyczeć, a zarazem coś
opowiadać i ciągle powtarzała, jak bała się wtedy i jak bardzo boi się teraz.
Olga z widoczną ulgą klapnęła obok nich i przypatrywała się
tylko jak Pit daje się wygadać jej przyjaciółce. Była świadoma tego, że on
doskonale wiedział od samego początku, o co chodzi, co takiego dzieje się w
życiu Nowaczyk. Zazwyczaj, to ona była na jego miejscu i wiedziała o wszystkim.
A teraz... Teraz siedziała i wpatrywała się w tą dwójkę z jakimś takim dziwnym
uczuciem, którego nie dało się łatwo określić. Bo czy to była zazdrość, że na
jej miejscu teraz pojawił się Piotrek? A może radość, że przyjaciółka w końcu
otrzeźwiła z tego letargu i teraz już wszystko wydawało się być w porządku?
Westchnęła i zaczęła podnosić się ze swojego miejsca, dalej
nie spuszczając wzroku z dwójki tulących się ludzi.
-Co jest? Gdzie idziesz? – usłyszała jego pytanie, więc
odwróciła się od niego ze łzami w oczach.
-Ja nie jestem tutaj potrzebna, wiesz? Ja nie wiem, o co
chodzi, co się stało, nie wiem, co ją tak przyblokowało. Ostatni raz widziałam
ją taką po tym jak zostawił ją nasz przyjaciel, ale wtedy sama mi o wszystkim
powiedziała. A teraz... Teraz nie jestem jej potrzebna.
-Olga, pewnie, że jesteś, tylko... – zaczął, a potem urwał
tłumaczenie.
-Tylko?
-Nie mogła ryzykować. – stwierdził krótko, ale ta dalej nie
rozumiała o co chodzi.
-Czego? Czego nie mogła ryzykować? – niecierpliwie założyła
i zaplotła ręce na piersiach.
-... że Cię stracę – w niewyraźne słowa Nowakowskiego wcięła
się Nowaczyk, odrywając się w końcu od piotrkowych ramion, chrząkając i
wycierając swą mokrą twarz od łez.
-Jak to stracisz? Przecież...
-Nie mogłam sprawić, byś opuściła mnie tak jak opuścił nas
Rafał, wiesz? Nie mogłam do tego doprowadzić – w tym momencie Olga wiedziała,
że Inga starała się jej wszystko wyjaśnić, mimo że zaczęła bardzo chaotycznie.
Ale oczywiście w tym samym czasie musiał ktoś natrętnie, jak
kilka chwil wcześniej Piotrek, dzwonić do drzwi.
-Otworzę, dobrze? A potem do tego wrócimy. – zaznaczyła
szatynka opuszczając zielony pokój i dwójkę przyjaciół w nim się znajdującym.
Jakie było jej zaskoczenie, gdy przed nią pojawił się sąsiad
z trzeciego piętra, który od samego początku mówił, że wie, że to jest ciężki
dzień, ale czy mógłby wejść, bo chciałby porozmawiać z Ingą o czymś ważnym. Ta
tylko wzruszając ramionami, wpuściła go do ich królewstwa. Do pomieszczenia
wróciła już z depczącym jej po piętach Tomaszem.
-Inga... Ktoś do Ciebie. – poinformowała ją, a ruda znów
wyrwała się od ramion Nowakowskiego i zerknęła na wejście do swojego pokoju.
Zaraz też poprosiła, by wszyscy usiedli wygodniej i zapytała mężczyznę z
wściekłością, czego chce.
-Chciałem tylko porozmawiać o dzisiaj, ale wolałbym to
zrobić w cztery oczy.
-Nie mam przed nimi żadnych tajemnic. – zerknęła na
przyjaciół, a Nowakowski tylko chwycił ją za dłoń by dodać jej otuchy –
Słucham.
-Bo dzisiaj...
-No właśnie! Skąd się tam wziąłeś? Śledziłeś mnie, czy jak?!
– teraz to już wstała i zaczęła chodzić po całym pokoju. – No, odpowiedz do
cholery! – tamten na jej wybuch tylko przymknął oczy i spuścił głowę – Czemu to
zrobiłeś tak właściwie, przecież w ogóle się nie znamy!
-Wiem, ale ja muszę cię chronić... – usłyszała jego słowa,
po których wpadła w niepohamowany śmiech.
-Mnie ma, kto chronić. – zerknęła na przyjaciół.
-Tak? To, dlaczego ich z Tobą nie było, co? Oni też mają
swoje życia, nie będą za Tobą chodzić krok w krok! A dzisiaj, gdyby nie ja...
Wiesz, dokąd Cię ciągnęli? Do opuszczonej kamienicy!
-Dosyć! – krzyknęła płaczliwie – Wiem, co się działo, wiem
co by było gdyby nie Ty. Wiem wszystko! To była kiedyś część mojego życia.
Zadawałam się z tymi ludźmi, byłam w środku tego wszystkiego. Dopóki nie
poznałam Piotrka. – zerknęła niepewnie w jego stronę.
Siedział zapatrzony w jej sylwetkę, a z jego twarzy nie dało
niczego wyczytać. Wszystko tłumił w sobie, tak było za każdym razem, gdy coś go
zaskoczyło. Nie ukazywał swoich emocji, tylko przeżywał to w środku, a dopiero
potem można było spostrzec jak to na niego wpłynęło.Zagryzła wargi i przeniosła
wzrok na Olgę. I jej reakcja chyba zabolała ją najbardziej.
Wpatrywała się w nią, jakby... zobaczyła ducha. Może też i
trochę, jakby była jakimś potworem. Widać było w jej oczach strach. Strach nie
widziany w oczach przyjaciółki chyba nigdy...
Szybko odwróciła od niej wzrok. Nie mogła na to patrzeć. To
ją bolało. Ale przecież i Olgę bolało to, co właśnie słyszała.
-Widzisz? - nie dała mu dojść do słowa - Nic o mnie nie
wiesz. Więc nie próbuj mnie ratować, bo tylko jeszcze bardziej chrzanisz mi
życie! Tak jak zrobiłeś to kilka godzin temu. Gdyby nie Ty, dziś już mogłabym
odetchnąć z ulgą... A tak? Sam wiesz, co wykrzyczał, gdy uciekałam! Że to
wszystko nie może się tak łatwo skończyć! Ten koszmar dopiero się zaczyna...
-Pomogę Ci, przejdziemy przez to razem...
-Nie chcę Twojej pomocy! – warknęła wściekła – Nie
potrzebuję jej! Sama dam sobie radę.
-I tak Ci pomogę. Obiecałem, że tak będzie. A ja nie zrywam
obietnic.
-Tak? A w jakim to zawodzie tak jest? Kim Ty właściwie
jesteś? – zaczęła z niego kpić, ale tamten nic nie robił sobie z jej postawy.
-W zawodzie policjanta. – odpowiedział pewnie, a tamtą ścięło
z nóg - Ktoś prosił mnie, bym miał na Ciebie oko. Niestety, tajemnica zawodowa
i nie mogę Ci powiedzieć, kto. Ale już niedługo się przekonasz. – dopowiedział,
gdy wstał z obrotowego stołka. – Ach i nie martw się o swoich dawnych
towarzyszy. Na razie chyba odpuszczą.
-Już niedługo...
-To wtedy będziemy się martwić. I pamiętaj, że musiałem to
zrobić.– odezwał się za chwilę, gdy nikt nie ruszył się ze swojego miejsca. -
Sam trafię. Miłego dnia.
Chwilę później można było usłyszeć trzask drzwi frontowych,
a potem płaczliwy krzyk Olgi, że ona nie wierzy w to, co usłyszała i że chyba
musi to sobie wszystko przemyśleć. A potem i ona zniknęła za drzwiami do
swojego pokoju, skąd można było usłyszeć jej głośny lament.
-Zostaw. Będzie jej lepiej jak się wypłacze. – Nowakowski
zaraz pojawił się obok niej, a ta znów tylko wtuliła się w jego ramiona. – I
ułoży to sobie w głowie. Bo to dużo, jak na jeden raz.
-Dobrze wiesz, że to nie jest wszystko. – pokręciła głową z
pojawiającymi się w jej oczach łzami.
-Wiem i ona też pewnie jest tego świadoma, ale daj jej czas.
Potem pogadacie, odpowiesz na jej każde pytanie. Na pewno będzie miała ich nie
mało. Ale na razie niech zostanie z tym sama.
-Masz rację – mruknęła w jego pierś, a tamten tylko ucałował
ją we włosy. – Dziękuję.
-Ale, za co?
-Za to, że jesteś – odpowiedziała, dźwigając głowę by złapać
z nim kontakt wzrokowy. A on tylko słysząc te słowa, wywrócił oczami i
odruchowo machnął ręką.
-Dobrze wiesz, że siedzimy w tym razem.
Pokiwała głową. Mimo, że znała te słowa na pamięć, nigdy nie
miała ich dosyć. Uwielbiała je słyszeć z jego ust. To była taka... obietnica,
że jej nie opuści, że będzie przy niej w tych najgorszych chwilach.
Wiedziała, że nie tylko na niego będzie mogła liczyć. Tak
jak powiedział Piotrek, do Olgi musi to wszystko dojść, a wtedy jak zawsze...
będzie ją wspierać. Nie jedno przeżyły wspólnie. Dlatego nie uwierzyłaby teraz,
gdyby tamta tak po prostu ją opuściła. Jak gdyby nigdy nic, jakby te
dwadzieścia lat nic nie znaczyło.